-Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki nie udostępnisz mi akt Moriarty. - warknął Atkins, w jego oczach błysnął obłęd.
-To wszystko tworzyłam sama przez dziewięć lat i nie zamierzam ci tego dawać, Alexandrze. - odparłam zimno.
-Harvey, masz mi to dać. - mężczyzna zacisnął dłonie pięści
-Nie. - powiedziałam, spokojnie patrząc detektywowi oczy, jednak szybko wzbierała we mnie wściekłość, spowodowana pobudzeniem poprzez heroinę. Starałam się ją opanować, ale złość rosła z każdą sekundą.
Atkins zrobił krok w moją stronę, uśmiechając się cynicznie. Wściekłość osiągnęła apogeum, pchnęłam mężczynę z dużą skutecznością. Ten zachwiał się, potknął o pudło, by ostatecznie uderzyć głową o kant szafki. Odetchnęłam i spokojnym krokiem podeszłam do Alexandra. Sprawdziłam puls. Zmarł. Cofnęłam się i obojętnie przyjrzałam się ciału, rozmyślając. Śmierć detektywa była uniwersalnym kluczem, który może otworzyć mi wiele drzwi, a ja zamierzam to wykorzystać. Usłyszałam kroki Joan, wychodzącej z kuchni. Nagle stanęła, pradopodobnie, zauważając swego przyjaciela martwego. Dalej stałam w tym samym miejscu, patrząc na ofiarę "wypadku".
- Zabiłaś go! – ryknęła Watso. – Kurwo! – uśmiechnęłam się ironicznie.
- Oj, nieładnie, nieładnie, moja droga – Jamie westchnęła ciężko, zwracając się do mnie. – Teraz obie jesteśmy morderczyniami. Jak się z tym czujesz? Musisz mi wszystko opowiedzieć. To takie ekscytujące!
- Czuję się wspaniale, Moriarty – odpowiedziałam wzruszając ramionami i odwracając się w stronę kobiet – Pozbyłam się szaleńca, niszczącego wszystko, czego dotknął. Nie rozumiem tylko dlaczego Watson tak się zachowuje. Atkins zwariował już dawno, po tym jak sfingowałaś swoją śmierć. Tak naprawdę, jego śmierć była kluczem, który otworzył mi drzwi do rozwiązania wielu spraw.
- W świecie zamkniętych drzwi człowiek z kluczem jest królem – powiedziała blondynka, ściskając Watson, której oczy płonęły w furii. - Och, słodziutka, powinnaś zobaczyć mnie w koronie – uśmiechnęła się do mnie – Ach, Joan, mogę użyczyć twojego telefonu, prawda? Dziękuję, kochana – zwróciła się do Watson i, nie mając zamiaru oczekiwać jej odpowiedzi, sięgnęła do kieszeni spodni kobiety. Szybko wyjęła komórkę, jeszcze zanim Joan uderzyła ją, odpychając – To bolało – westchnęła pani Oswald, gładząc policzek – No cóż, trudno – wzruszyła ramionami i zajęłam się komórką. Odblokowała urządzenie. Zadzwoniła do kogoś, zapewne do Lestrade. – Kapitanie? Tutaj najwspanialsza Moriarty. Mam bardzo ważną sprawę. Pani Elenor Meredith Harvey, znana szerzej jako Holmes, zamordowała człowieka! Tak, właśnie, zamordowała! Denat nazywa się Alexander Atkins, nie wiem jednak, jak zginął dokładnie, morderczyni nie chciała tego wyjaśnić. Wszystko działo się w mieszkaniu pani detektyw. Może to pana zainteresuje, ale ja też tu jestem. A teraz, żegnaj, mój drogi kapitanie – rozłączyła się i oddałam telefon zszokowanej Joan – A teraz wybaczcie, już sobie pójdę. Bywajcie! – odwróciła się szybko, podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Nigdzie nie idziesz. – powiedziała twardo Watson, odbezpieczając broń, tym samym zatrzymując przestępczynię w wejściu.
Również wyciągnęłam pistolet, lecz nie zadałam sobie trudu, by celować w Moriarty, po prostu przerzucałam go z ręki do ręki.
-Naprawdę nie zostaniesz, Jamie? Zrobiłbym kawę, pogadałybyśmy o kosmetykach, facetach i o czym tam jeszcze rozmawiają zwykłe kobiety. - uśmiechnęłam się sztucznie.
Podeszłam do blondynki i wyciągnęłam broń z jej kieszeni płaszcza.
-Żadko kto używa takich kul i to cię zgubi, Moriarty. - mruknęłam - Musisz mi wybaczyć, Joan. - powiedziałam, wycelowałam w zranione miejsce na głowie Atkinsa i wystrzeliłam. - Bardziej prawdopodobne jest, że byś go zastrzeliła, niż zadawała sobie tyle trudu, by go popchnąć. Tak, jest dokładnie tak, jak myślisz. Zatrę wszystkie ślady, które mogą wskazywać na mnie i stwórzę nowe, jednoznacznie wskazujące na ciebie, moją drogą przyjaciółkę.
-Kochana, byłabyś świetną przestępczynią. Razem rzuciłybyśmy świat na kolana. - stwierdziła Jamie.
-Ile nad tym myślałaś? - westchnęłam.
-Dziewięć lat. - odparła kobieta, z jej twarzy nie znikał uśmiech.
Zamim zdyszany Lestrade wpadł do domu, zdążyłam utworzyć nowe poszlaki. Spokojnie otworzyłam mu drzwi.
-Witam, inspektorze. - posłałam mu słaby uśmiech osoby, która była świadkiem tragedii.
-Co tu się właściwie stało, pani Harvey? Zapytał mężczyzna, przypatrując się martwemu destektywowi.
-Byłam w kuchni z Joan, rozmawiałyśmy. Nagle tknęło mnie coś, by wyjść na korytarz, a ufam swojej intuicji. Tam ujrzałam Moriarty, u jej stóp leżał pan Atkins. Nie było już dla niego nadziei, zmarł. Jamie Oswald wycelowała pistoletem we mnie, ale na pomoc przybyła pani Watson. Moriarty zaskoczyła nas obie posiadanien komórki Joan, dzięki czemu mogła po pana zadzwonić. I tak się to prezentuje.
Chwilę jeszcze poroznawialiśmy, w końcu przeszliśmy do salonu, gdzie Watson w milczeniu obserwowała morderczynię. Greg Lestrade skuł panią Oswald. Ta spokojnie podążyła za nim do samochodu, lecz tuż przy aucie wyrwała się inspektorowi, pobiegła do samochodu po drugiej stronie ulicy i odjechała.
***
Powoli sączyłam drinka w barze, jednocześnie uważnie obserwując człowieka Moriarty. Niektórzy pozostali tu, by dalej być oczami i uszami blondynki. Był już dość mocno podpity, wciąż anonimowo, poprzez kelnerkę podsyłałam mu alkochol. Ten nie gardził niczym, co dostawał, a mi to było na rękę. Nachlany powie o wiele więcej, niż gdyby był trzeźwy.
Moriarty?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz