Podążyłam wzrokiem za wściekłym mężczyzną. Wrzasnąwszy coś
do towarzyszącego mu stworzenia, szarpnął drzwi, tym samym wyrywając je z
zawiasów i ruszył w głąb jakiegoś pomieszczenia, znikając w ciemności. Przez
dłuższą chwilę wpatrywałam się w cień, dopóki z otępienia nie wyrwał mnie
kobiecy głos, należący do młodszej siostry Aleca.
- To zawsze się tak kończy – westchnęła ciężko. Szybko
odwróciłam wzrok, skupiając się na niej – Wspomnę choćby słowem o jego matce,
ten wybucha, co skutkuje pójściem do piwnicy, gdzie przemienia się w wilka i
szaleje, aż do wyczerpania – dodała, obrzucając spojrzeniem stół – Nie mam
zamiaru tego sprzątać, niech choćby raz on coś zrobi – zachichotała, podnosząc
się – Pójdę już spać. Tobie też to radzę, Alec nie przyjdzie do rana.
- Ja… - jęknęłam, zerkając na zegarek – Zapomniałam, że mam
nocną zmianę w pracy. Bardzo chętnie bym została, ale sama rozumiesz –
uśmiechnęłam się sztucznie, choć niezwykle żałośnie, podnosząc z krzesła –
Dziękuję za naprawdę… Miłą… Wizytę. Przekażesz to Alecowi, prawda? Dziękuję –
dodałam szybko, kierując się do wyjścia. Sięgnęłam po kurtkę, założyłam ją i
otworzyłam drzwi – Na razie. – pożegnałam się, wyszłam i zamknęłam je za sobą,
przez chwilę opierając się o nie.
Oddaliłam się na tyle, by mieć pewność, że Alice nie zacznie
mnie śledzić. Niepewnie rozejrzawszy się, wyjęłam telefon z kieszeni spodni i
odblokowałam go. Przyjrzałam się kranowi, szukając numeru Maisie. Gdy tylko
odnalazłam odpowiedni ciąg cyfr, wybrałam go i zadzwoniłam do przyjaciółki. Ta,
jakby na złość, odebrała przy drugiej próbie.
- Czego znowu chcesz? – mruknęła wściekle.
- Przyjedź po mnie. – odpowiedziałam twardo, zaciskając
palce na komórce.
- Co znowu zepsułaś? – zapytała podejrzliwie, by za chwilę
zacząć cicho chichotać – No dobra, gdzie jesteś?
- Ten park przy centrum, w którym ostatnio pokłóciłaś się z…
Joel, tak się nazywał?
- Tak, nie musiałaś mi o tym przypominać, Stark – warknęła –
Wiem, gdzie to jest. Już jadę. Czekaj tam. – dodała i rozłączyła się.
Zablokowałam telefon, schowałam urządzenie do kieszeni i rozejrzałam się
niespokojnie dookoła. Dzisiejsze wydarzenia skutecznie pogłębiły mój strach
przed przemienionymi wilkami, a jednocześnie sprawiły też, że jeszcze bardziej
pragnęłam poczuć się jak prawdziwy przedstawiciel swojego gatunku. Zapewne
znowu zajmę się notatkami na temat procesu zmiany formy, będę poszukiwać
kolejnych informacji, w czym pomoże mi, jak zawsze zresztą, Maisie. Na
przyjaciółkę czekałam kilkanaście minut, a gdy tylko przyjechała, wsiadłam do
jej samochodu.
- I jak było? – zapytała, gdy zamknęłam za sobą drzwi.
Spojrzałam na nią niepewnie, przygryzając wargę i wbijając paznokcie w otwartą
dłoń.
- Normalnie? – odpowiedziałam cicho, odwracając wzrok i
wpatrując się w szybę. Dziewczyna westchnęła ciężko, ruszając.
- Miałam na myśli coś innego… Co robiliście? – westchnęła ciężko,
jakby z mojej naiwności.
- Zaprosił mnie na kolację, a potem zabrał do domu.
- I tego nie wykorzystałaś? – zapytała z pozornym wyrzutem,
zaciskając palce na kierownicy - Czasami nie wierzę, że jesteśmy przyjaciółkami
– zaśmiała się cicho, zerkając w moją stronę.
- Nie jestem tobą, Tyrell – odparłam, wzruszając ramionami –
Nie pieprzę się z każdym, kogo spotkam.
- Też tego nie robię… Albo robię, ale tylko czasami.
- Jeśli przez czasami
rozumiesz zawsze, to się zgadzam.
- Nie przesadzaj. – westchnęła, przyspieszając. Kolejne
kilka minut podróży milczałyśmy, nie próbując podtrzymać rozmowy. W przyjemnej
ciszy wysiadłyśmy z pojazdu i poszłyśmy do bloku, a następnie do własnego
mieszkania.
Przez kilka dni starałam się za wszelką cenę unikać kontaktu
z Aleciem, jednak doskonale wiedziałam, że i tak mnie znajdzie, prędzej czy
później. Odnalezienie mojego miejsca pracy nie było łatwe, wystarczyło zapytać
o restaurację na specjalne okazje, a już wiedziało się, że jest nią 221B Baker Street. Właśnie wychodziłam z
restauracji tylnym wyjściem, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Wyjęłam
telefon i odblokowałam go. Niemal natychmiast zobaczyłam wiadomość od Maisie „Czekam – M”. Uśmiechnęłam się i
skierowałam w stronę miejsca, gdzie zawsze po pracy czekała brunetka. Teraz też
tak było. Podeszłam do niej szybkim krokiem i ścisnęłam jej dłoń, gdy znalazłam
się wystarczająco blisko.
- Na pewno? – zapytała, ruszając. Podążyłam za nią, równając
krok – Ostatnio, gdy to oglądałyśmy nie skończyło się najlepiej.
- Tym razem zabiorę ci wino. – odparłam, chichocząc i jednocześnie
wzruszając ramionami. Po chwili Maisie szturchnęła mnie łokciem.
- To nie jest ten Alec? – zapytała szeptem, zwalniając
nieco. Podążyłam za jej spojrzeniem i mimowolnie drgnęłam. Nie chciałam go tu
widzieć, przynajmniej nie teraz.
- To on – odszepnęłam, zwracając się do przyjaciółki – Ale nie
wiem co tu robi.
- Ostatnio w ogóle z nim nie rozmawiałaś – odpowiedziała z
wyrzutem – Pewnie chciał cię zobaczyć, w końcu cię kocha. To widać, Stark.
- No tak – westchnęłam ciężko – Ale ja nie chcę go widzieć.
Nie w tym momencie.
- Powodzenia – poklepała mnie po ramieniu i oddaliła się.
Westchnąwszy ciężko, podeszłam do Aleca stojącego nieopodal.
Alec?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz