-Mleko... Jest. Mąka... Też. Jajka też już mam. To chyba wszystko... - mówiłam do siebie, odhaczając wszystko na liście zakupów, którą zrobiłam w domu. Przejrzałam wzrokiem jeszcze wszystkie zapisane produkty. "Makaron" pomyślałam, pstrykając palcami. Wzięłam koszyk z ziemi i ruszyłam w stronę półki z makaronami. Co by tu... Wzięłam do ręki paczkę ze szpinakowymi kluskami. Aoi będzie szczęśliwy. Włożyłam opakowanie do koszyka, ruszając powoli do kasy.
-A cukierki? - usłyszałam głos kasjerki, która wzrok skierowała na moją torbę. No nie... Z wnętrza torby wystawała połowa ciała Kohi, która w spokoju ząbkami rozrywała opakowanie cukierków karmelowych. Westchnęłam, wracając oczami do pracownicy sklepu. Zapłaciłam za wszystkie zakupy i karmelki. Muszę przestać zabierać Kohi na zakupy... Wyszłam z marketu i skierowałam się w stronę Gina, czyli mojego samochodu. Po zapakowaniu zakupów do pojazdu usłyszałam dzwonek telefonu. Już miałam szukać telefonu gdzieś w mojej torbie, jednak zobaczyłam fretkę z tym przedmiotem w ręku.
-Dzięki, Mała - podziękowałam jej, biorąc dzwoniący telefon i odebrałam go. Jednak, zanim zdążyłam zadać standardowe pytanie, już usłyszałam głos po drugiej stronie.
-Koyori? - to był głos Glena, przyjaciela mojego brata. Skąd on ma mój numer? Spojrzałam na wyświetlacz, gdzie pisało "Aoi".
-Tak?- odpowiedziałam, znowu przykładając telefon do ucha.
-Pamiętasz, jak mówiłaś, bym zadzwonił, gdy Aoi'emu coś się stanie?- spytał, na co odpowiedziałam twierdząco. Było to jakiś miesiąc temu, gdy braciszek powiedział mu, że jesteśmy wilkołakami. Sam jest kitsune, więc w jakiś sposób to zrozumiał. - To właśnie się pokłóciliśmy... Aoi zdenerwował się i pobiegł w stronę lasu, zostawiając mi plecak z kurtką... Dlatego zadzwoniłem z jego telefonu - chłopak opowiedział. Westchnęłam, zamykając samochód kluczykiem i sama kierując się w stronę lasu, nie przerywając naszej rozmowy.
-Dobra, dzięki, Glen. Jesteś jego prawdziwym przyjacielem. Zaraz go poszukam, mógłbyś sam pójść przed nasz dom? Jak go znajdę, to od razu przyjdziemy - odpowiedziałam, w końcu wchodząc między drzewa. Po jeszcze jakichś kilku minutach rozmowy z Glenem, w końcu się rozłączyłam, widząc z naprzeciwka jakiegoś mężczyznę. Zbliżaliśmy się do siebie, gdy nagle za tym człowiekiem zauważyłam idącą sylwetkę jakiegoś dużego zwierzęcia. To musi być Aoi. Stworzenie spojrzało w moją stronę, po czym przyspieszyło do biegu, łamiąc przy okazji gałązkę, przez którą nieznajomy odwrócił się do tyłu. Znowu westchnęłam. A tyle razy mówiłam mu, by uważał na to, po czym stąpa. Przyspieszyłam swój chód, by jak najszybciej minąć mężczyznę i pobiec za bratem. Jednak nie spodziewałabym się, że ów nieznajomy uderzy mnie, jeszcze patrząc mniej więcej w moją stronę.
-Wybacz - rzucił, stając chwilę w miejscu i przyglądając się pustce gdzieś w lesie.
-Nic się nie stało... - odpowiedziałam, schylając głowę w dół. Zaraz po tym zaczęłam biec w stronę, w którą uciekł Aoi pod postacią wilka. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie jego pierwszą przemianę. Co było w tym zaskakujące, miał wtedy ledwie siedem lat, gdzie ja to przeszłam w wieku trzynastu lat. Zawsze był zdolnym chłopcem... Zaciągnęłam się powietrzem, chcąc wyczuć zapach brata. Automatycznie szłam za jego wonią, trafiając na łąkę, na której spokojnie leżał, patrząc w niebo. Cicho podeszłam do dosyć dużego, czarnego niczym smoła wilka i położyłam się obok niego, również wpatrując się w niebo.
-Po co przyszłaś? - usłyszałam w głowie chłopięcy głos.
-Glen do mnie zadzwonił. Opowiedział wszystko - wyjaśniłam, czując, jak Kohi wychodzi z torby i wspina się na mnie. - Wiesz, że nie chciał źle - zagadałam, przeczesując futro fretki, która położyła się na moim brzuchu. Usłyszałam, jak wzdycha, na co pokręciłam głową, uśmiechając się. - Idziemy do domu? Kupiłam makaron ze szpinakiem - powiedziałam, podnosząc się z trawy. Aoi otworzył oczy, po czym przeturlał się na brzuch i wstał na łapy. Podeszłam do niego, ukucnęłam, złapałam go za pysk i przyłożyłam nasze głowy do siebie. - Kocham cię - szepnęłam jeszcze w jego stronę, po czym ruszyliśmy w stronę naszego domu. Przyjrzałam się jednemu z drzew przy wejściu na łąkę. Wydawało mi się, że widziałam sylwetkę człowieka... Wzruszyłam tylko ramionami, patrząc na sylwetkę wilka obok siebie.
-A cukierki? - usłyszałam głos kasjerki, która wzrok skierowała na moją torbę. No nie... Z wnętrza torby wystawała połowa ciała Kohi, która w spokoju ząbkami rozrywała opakowanie cukierków karmelowych. Westchnęłam, wracając oczami do pracownicy sklepu. Zapłaciłam za wszystkie zakupy i karmelki. Muszę przestać zabierać Kohi na zakupy... Wyszłam z marketu i skierowałam się w stronę Gina, czyli mojego samochodu. Po zapakowaniu zakupów do pojazdu usłyszałam dzwonek telefonu. Już miałam szukać telefonu gdzieś w mojej torbie, jednak zobaczyłam fretkę z tym przedmiotem w ręku.
-Dzięki, Mała - podziękowałam jej, biorąc dzwoniący telefon i odebrałam go. Jednak, zanim zdążyłam zadać standardowe pytanie, już usłyszałam głos po drugiej stronie.
-Koyori? - to był głos Glena, przyjaciela mojego brata. Skąd on ma mój numer? Spojrzałam na wyświetlacz, gdzie pisało "Aoi".
-Tak?- odpowiedziałam, znowu przykładając telefon do ucha.
-Pamiętasz, jak mówiłaś, bym zadzwonił, gdy Aoi'emu coś się stanie?- spytał, na co odpowiedziałam twierdząco. Było to jakiś miesiąc temu, gdy braciszek powiedział mu, że jesteśmy wilkołakami. Sam jest kitsune, więc w jakiś sposób to zrozumiał. - To właśnie się pokłóciliśmy... Aoi zdenerwował się i pobiegł w stronę lasu, zostawiając mi plecak z kurtką... Dlatego zadzwoniłem z jego telefonu - chłopak opowiedział. Westchnęłam, zamykając samochód kluczykiem i sama kierując się w stronę lasu, nie przerywając naszej rozmowy.
-Dobra, dzięki, Glen. Jesteś jego prawdziwym przyjacielem. Zaraz go poszukam, mógłbyś sam pójść przed nasz dom? Jak go znajdę, to od razu przyjdziemy - odpowiedziałam, w końcu wchodząc między drzewa. Po jeszcze jakichś kilku minutach rozmowy z Glenem, w końcu się rozłączyłam, widząc z naprzeciwka jakiegoś mężczyznę. Zbliżaliśmy się do siebie, gdy nagle za tym człowiekiem zauważyłam idącą sylwetkę jakiegoś dużego zwierzęcia. To musi być Aoi. Stworzenie spojrzało w moją stronę, po czym przyspieszyło do biegu, łamiąc przy okazji gałązkę, przez którą nieznajomy odwrócił się do tyłu. Znowu westchnęłam. A tyle razy mówiłam mu, by uważał na to, po czym stąpa. Przyspieszyłam swój chód, by jak najszybciej minąć mężczyznę i pobiec za bratem. Jednak nie spodziewałabym się, że ów nieznajomy uderzy mnie, jeszcze patrząc mniej więcej w moją stronę.
-Wybacz - rzucił, stając chwilę w miejscu i przyglądając się pustce gdzieś w lesie.
-Nic się nie stało... - odpowiedziałam, schylając głowę w dół. Zaraz po tym zaczęłam biec w stronę, w którą uciekł Aoi pod postacią wilka. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie jego pierwszą przemianę. Co było w tym zaskakujące, miał wtedy ledwie siedem lat, gdzie ja to przeszłam w wieku trzynastu lat. Zawsze był zdolnym chłopcem... Zaciągnęłam się powietrzem, chcąc wyczuć zapach brata. Automatycznie szłam za jego wonią, trafiając na łąkę, na której spokojnie leżał, patrząc w niebo. Cicho podeszłam do dosyć dużego, czarnego niczym smoła wilka i położyłam się obok niego, również wpatrując się w niebo.
-Po co przyszłaś? - usłyszałam w głowie chłopięcy głos.
-Glen do mnie zadzwonił. Opowiedział wszystko - wyjaśniłam, czując, jak Kohi wychodzi z torby i wspina się na mnie. - Wiesz, że nie chciał źle - zagadałam, przeczesując futro fretki, która położyła się na moim brzuchu. Usłyszałam, jak wzdycha, na co pokręciłam głową, uśmiechając się. - Idziemy do domu? Kupiłam makaron ze szpinakiem - powiedziałam, podnosząc się z trawy. Aoi otworzył oczy, po czym przeturlał się na brzuch i wstał na łapy. Podeszłam do niego, ukucnęłam, złapałam go za pysk i przyłożyłam nasze głowy do siebie. - Kocham cię - szepnęłam jeszcze w jego stronę, po czym ruszyliśmy w stronę naszego domu. Przyjrzałam się jednemu z drzew przy wejściu na łąkę. Wydawało mi się, że widziałam sylwetkę człowieka... Wzruszyłam tylko ramionami, patrząc na sylwetkę wilka obok siebie.
<Alec? Tak niezbyt mi się podoba...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz