31 mar 2018

Od Aamona do Holland

Gdybym miał wybrać jedną rzecz, która za każdym razem doprowadzała mnie do białej gorączki samym swym istnieniem, z pewnością byliby to pozostali mieszkańcy tej przeklętej kamienicy, w szczególności młode małżeństwo z góry, które zdecydowanie za bardzo szczyciło się swym życiem erotycznym. Sytuacji nie poprawiał fakt, iż nikt nigdy nie zwrócił im uwagi, choć zawodzenia słychać było najpewniej na wszystkich piętrach tego niewygłuszonego pudła, lecz zamiast przywrócić ich do porządku, podstarzali sąsiedzi woleli oburzać się za każdym razem, gdy mocniej szarpnąłem struny ukochanej gitary.
Sytuacja powtórzyła się również dzisiaj, prowadząc do burzliwej dyskusji z ową parą, wywołując tym samym swego rodzaju wojnę domową, zakończoną wyrzuceniem mnie za próg własnego mieszkania. Byłem w stanie zrozumieć naprawdę wiele, a znieść jeszcze więcej, lecz bezczelność tych pozornie rozumnych istot okazywała się czymś, co zaskakiwało mnie za każdym możliwym razem. Gdyby nie brak sympatii wśród reszty sąsiadów i fakt, iż wszystkie podejrzenia natychmiastowo spadłyby na mnie, już dawno skróciłbym ich o głowę.
Odpaliłem więc kolejnego papierosa, otaczając się chmurą szarawego, drażniącego nozdrza dymu. W drugiej dłoni spoczywała opróżniona w połowie puszka taniego napoju energetyzującego, o składzie najpewniej znacznie bardziej szkodliwym, aniżeli wszystkie zadeptane dziś niedopałki. Biorąc pod lupę mą ostatnią dietę, naprawdę dziwiłem się, że wciąż stąpam o własnych siłach, pozbawiony większych problemów ze zdrowiem. Zaciągnąłem się po raz ostatni, przymierzając się do dalszego szlajania po opustoszałych uliczkach, jednak mą uwagę w ostatniej chwili przykuła rudowłosa kobieta, w pośpiechu opuszczająca jedną z bocznych uliczek, oświetlonych zaledwie bladym światłem neonów pobliskiego supermarketu. Rozglądała się na boki, jakby przerażona i zdezorientowana jednocześnie, przypominając małego, zagubionego szczeniaczka. Przyglądałem się jej przez dłuższą chwilę, próbując zrozumieć sens i przyczynę paranoicznych wręcz ruchów.
- Wariatka. - Wzruszyłem ramionami, gdy zniknęła za następnym zakrętem.
Upiłem ostatni łyk przesłodzonego napoju, ponownie zamykając się w świecie własnych przemyśleń, zapominając o przemykającej się pod osłoną nocy nieznajomej. Wsunąłem dłonie do kieszeni kurtki, rozglądając się za najbliższym motelem, w którym mógłbym spokojnie przespać choć kilka godzin, bez konieczności wysłuchiwania akompaniamentu wyjącego telewizora, czy siarczystych przekleństw podpitego kawalera.
***
Leżałem tak już którąś godzinę, bezcelowo wpatrując się w popękany sufit wynajętego pokoju. Nocleg był nieludzko wręcz tani, a co za tym szło, nie grzeszył czystością, a tym bardziej atrakcyjnym wyglądem, lecz nie to było bezpośrednią przyczyną kłopotów ze snem. Przed oczami wciąż miałem tę kobietę, ze strachem oddalającą się od owej uliczki, jakoby ujrzała tam coś mrożącego krew w żyłach, o czym niedane jej będzie tak szybko zapomnieć. Z jakiegoś powodu ta z pozoru niewiele znacząca scena wryła się w mą pamięć, nie pozwalając skupić myśli. Pod wpływem chwilowego impulsu zebrałem wszystkie swoje rzeczy, w pośpiechu opuszczając budynek, dla świętego spokoju kierując się w stronę ów miejsca, z którego uciekła nieznajoma. Z każdym stawianym krokiem odczuwałem kolejną targającą mną emocję, wywołaną pochopną, nieprzemyślaną decyzją. Zupełnie nieprzyzwyczajony do tak gwałtownej dawki wrażeń sam do końca nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć, a tym bardziej, jak zareagować, gdyby przeczucia okazały się prawdziwe. Przystanąłem więc, gdy mym oczom ukazał się połyskujący na niebiesko szyld, oświetlający wiadomy zaułek. Po raz kolejny wsunąłem dłonie do kieszeni, upewniając się, że podrobiona legitymacja znajduje się na swoim miejscu, gotowa do zakpienia z ewentualnych świadków. Wraz z chwilą, w której palce natrafiły na śliski, prostokątny przedmiot, nogi same zadziałały, wpędzając mnie wprost w krajobraz rodem z niskobudżetowego horroru lub filmu Tarantina. Zarówno widok, jak i zapach juchy pokrył znaczną część prawego chodnika, wychodząc również na kompletnie zdewastowany asfalt. Uniosłem brwi w pytającym geście, klękając niedaleko największej z plam, rozglądając się za czymś, co mogłoby wytłumaczyć zaistniałą sytuację, odpowiedzieć na kłębiące się w mej głowie pytania. Poza połyskującą na bruku krwią nie dostrzegłem jednak niczego wartego uwagi, czując się lekko rozczarowany owym znaleziskiem.
Westchnąłem ciężko, podnosząc się do pionu. Wyjąłem z kieszeni ostatniego już papierosa, lecz trzymająca go ręka jakby zastygła w powietrzu, gdy mym oczom ukazała się stojąca na początku ulicy rudowłosa, którą miałem przyjemność ujrzeć zaledwie kilka godzin wcześniej. Schowałem więc fajkę z powrotem do paczki, posyłając jej z lekka kpiący uśmiech, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Poza zaskoczonym spojrzeniem nie otrzymałem jednak żadnej odpowiedzi.
- To twoja robota? Całkiem nieźle. - Zrobiłem kilka kroków wprzód, wymijając bardziej widoczne, szkarłatne plamy. - Nie patrz tak na mnie, mordercy podobno zawsze wracają na miejsce zbrodni.

Holland?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz