20 lis 2016

Od Jamie do Elenor

- Watson! – westchnęłam ciężko, aż zbyt teatralnie, patrząc na obrażoną kobietę, wpatrującą się wściekle w szafkę ponad nią – Ale ze mną możesz porozmawiać. Należysz do bardzo ciekawych rozmówców, ale nie możesz być na mnie obrażona. Właściwie, to nic ci nie zrobiłam, to wszystko wina pani Harvey.
- Dlaczego ona nie rozumie, że heroina ją wykańcza? – zapytała, opierając się o kuchenny blat – Jest genialnym detektywem, a tak się marnuje – mruknęła wściekle, chowając zaciśnięte dłonie w kieszeniach kurtki.
- Ćpa, bo boli ją, że rozumie wszystkich dookoła, ale nikt nie rozumie jej. Widzi w ludziach układankę, ja widzę gry. Obie jesteście grą, którą zawsze wygrywam – odpowiedziałam, kierując się w jej stronę. Również oparłam się o blat, będąc tuż obok niej - Och, Joan, twoje usta wyglądają na samotne, może chciałyby poznać moje?
Watson westchnęła ciężko, przysłaniając jedną dłonią swoją twarz. Załamana, popatrzyła na mnie przez palce.
- No co? – zapytałam żałośnie – Wiesz jak bardzo chciałam to powiedzieć? Myślałam nad tym przez całą waszą kłótnię – dodałam, patrząc, jak ponownie chowa ręce do kieszeni – Może inaczej. Jesteś wodą?
- Rany boskie! – warknęła, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem – Co teraz?
- Bo jeśli mnie nie lubisz, nie masz smaku. – odpowiedziałam, przygryzając wargę i uśmiechając się zwycięsko. Joan, z wrogiego spojrzenia, przeszła na niesamowicie wzgardliwe.
- Moja kolej – westchnęła, kręcąc głową ze zrezygnowaniem - Jesteś wodą?
- Dlaczego?
- Ponieważ nie mogę się doczekać, kiedy wyparujesz.
- Genialne – odpowiedziałam po chwili niezręcznej ciszy – Muszę to zapamiętać.
- Moment, słyszałaś to? – zapytała, prostując się i odchodząc kilka kroków – To chyba Alexander. – spojrzała z zamyśleniem na ścianę przed sobą. Skrzyżowałam ręce na piersi, obserwując ją z lubieżnym uśmiechem.
- Mogłabyś się odwrócić? – zwróciłam się do maskotki Atkinsa, będącego tuż za ścianą i prawdopodobnie rozmawiającego z Elenor.
- Nie, dziękuję! – krzyknęła, wychodząc z kuchni, by ujrzeć swego dawnego przyjaciela.
- Chciałam tylko sprawdzić, czy jesteś z nieba! – odparłam, ruszając za nią. Kobieta, będąc zaledwie kilka kroków przede mną, zatrzymała się gwałtownie, drżąc. Cofnęła się kilka kroków, przez co udało mi się ją chwycić w pasie. Nadal drżała, jednak nie wyrywała się, patrząc przed siebie. Podążyłam za jej przerażonym spojrzeniem i sama niespokojnie poruszyłam się, gdy zobaczyłam ciało Atkinsa. Jego skroń pokrywała krew, na twarzy zastygł przerażony grymas. Pani Harvey, stojąca nad nim, wpatrywała się w to obojętnie, jakby ciało jednego z lepszych detektywów nie leżało u jej stóp.
- Zabiłaś go! – ryknęła, wbijając paznokcie w moje dłonie, tym samym próbując się wyrwać, by móc zaatakować Elenor – Kurwo! – wrzasnęła, szarpiąc się. Mocniej zacisnęłam ręce na ciele, nie dając się jej wyrwać. Zerknęłam na ciało mężczyzny, odgadując sposób i przebieg śmierci. Zapewne wściekła Holmes popchnęła biednego Atkinsa, ten potknął się o pudło i przewrócił się, uderzając głową w pobliską szafkę.
- Oj, nieładnie, nieładnie, moja droga – westchnęłam ciężko, zwracając się do przyjaciółki i ignorując rzucającą się Watson – Teraz obie jesteśmy morderczyniami. Jak się z tym czujesz? Musisz mi wszystko opowiedzieć. To takie ekscytujące!
- Czuję się wspaniale, Moriarty – odpowiedziała Holmes, wzruszając ramionami i odwracając się w naszą stronę – Pozbyłam się szaleńca, niszczącego wszystko, czego dotknął. Nie rozumiem tylko dlaczego Watson tak się zachowuje. Atkins zwariował już dawno, po tym jak sfingowałaś swoją śmierć. Tak naprawdę, jego śmierć była kluczem, który otworzył mi drzwi do rozwiązania wielu spraw.
- W świecie zamkniętych drzwi człowiek z kluczem jest królem – powiedziałam, jeszcze mocniej ściskając Watson - Och, słodziutka, powinnaś zobaczyć mnie w koronie – uśmiechnęłam się do detektyw – Ach, Joan, mogę użyczyć twojego telefonu, prawda? Dziękuję, kochana – zwróciłam się do Watson i, nie mając zamiaru oczekiwać jej odpowiedzi, sięgnęłam do kieszeni spodni kobiety, nie mogąc powstrzymać się od muśnięcia pośladków. Szybko wyjęłam komórkę, jeszcze zanim Joan uderzyła mnie, odpychając – To bolało – westchnęłam, gładząc policzek – No cóż, trudno – wzruszyłam ramionami i zajęłam się komórką. Odblokowałam urządzenie i szybko odnalazłam numer Lestrade. Zadzwoniłam, a mężczyzna odebrał niezwykle szybko – Kapitanie? Tutaj najwspanialsza Moriarty. Mam bardzo ważną sprawę. Pani Elenor Meredith Harvey, znana szerzej jako Holmes, zamordowała człowieka! Tak, właśnie, zamordowała! Denat nazywa się Alexander Atkins, nie wiem jednak, jak zginął dokładnie, morderczyni nie chciała tego wyjaśnić. Wszystko działo się w mieszkaniu pani detektyw. Może to pana zainteresuje, ale ja też tu jestem. A teraz, żegnaj, mój drogi kapitanie – rozłączyłam się i oddałam telefon zszokowanej Joan – A teraz wybaczcie, już sobie pójdę. Bywajcie! – odwróciłam się szybko, podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
- Nigdzie nie idziesz. – powiedziała twardo Watson, odbezpieczając broń, tym samym zatrzymując mnie w wejściu.


Elenor?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz