- Chodzi o to, że ja nie chciałabym, żebyś czuł się winny za to co się
stało... Gdybyś miał poczucie obowiązku i spędzał ze mną czas z
przymusu, czułabym się okropnie. Nie miałabym ci za złe gdybyś teraz
wyszedł i już więcej nie wrócił.
Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Aż tak mało masz wiary we mnie, Ellie?
Uśmiechnąłem się gorzko.
- Nie mógłbym cię tak zostawić, zapominasz, że to dziecko ma być także moje, ponoszę za nie odpowiedzialność. Czuję się zobowiązany, ale nie będę chronił cię tylko dlatego. Lubię cię, El, dobrze o tym wiesz. Poza tym, z czysto fizycznej strony, nie mógłbym cię teraz zostawić, nie miałabyś szans.
Nie dałem jej dojść do słowa, zamykając w mocnym, acz delikatnym uścisku.
- Teraz już się mnie nie pozbędziesz - uśmiechnąłem się,
Prychnęła, wyplątując się z moich ramion.
- Jeszcze zobaczymy. Nawiasem, co z twoją pracą?
- Um... O tym nie pomyślałem.To może być problem. Nie mogę zostawić Damiena ot tak, on też mnie potrzebuje.
Zmarszczyłem brwi, wstając. Queen zjawiła się znikąd, jak dawniej wdrapując się po mnie, aż mogła usiąść mi na ramieniu. Otarła pyszczek o mój policzek, mrucząc cicho.
- Nie wiem, co z tym zrobić, Ellie - westchnąłem, odwracając się do przyjaciółki.
Ellen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz