- Tu jest ślicznie - przyznałam z uśmiechem, rozglądając się po pomieszczeniu. W domu panował porządek, co było dość zaskakujące. Zawsze miałam zdanie, że gdy mężczyzna mieszka sam, nie potrafi utrzymać porządku, a tu taka niespodzianka. - Chociaż brakuje mi roślin.
- Roślin?
- Ahh... no wiesz, łodyga, korzeń... takie zielone, czasami mają kwiaty. Takie kolorowe - spojrzałam na niego z rozbawieniem, krzyżując nogi na kanapie.
- Przecież wiem co to - dał mi kuksańca, a ja udałam złość. - Nie mam do tego głowy, a kaktusy nie wyglądają najlepiej.
- Niekoniecznie. Niektóre są naprawdę ładne, mają nawet kwiaty. Chodź, wybierzmy się na zakupy - zaproponowałam z radością, a widząc jego sceptyczne nastawienie, spróbowałam go zachęcić. - Nie daj się prosić, Alex. Rozerwiesz się troszkę.
- Na zakupach?
- Oczywiście - prychnęłam, wstając z sofy. - Wybierzemy trochę rzeczy i może jakieś ozdoby, powiedzmy, że to mój prezent na parapetówkę.
Złapał mnie za dłoń.
- Nie będziesz płacić za rzeczy do mojego domu.
- Strasznie nudzisz Alex, to nie problem. A mnie będzie miło, że mogłam ci pomóc - uśmiechnęłam się. Na chwilę zapadła cisza, aż w końcu przerwało ją ciężkie westchnięcie Fosher'a. Udało się, wygrałam.
- Niech ci będzie - również się podniósł i skierował ku drzwiom, podając mi kurtkę.
Alex?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz