- Na razie nie potrzebuję twojej pomocy, wystarcza mi, jeśli przyjeżdżasz co jakiś czas - przegryzłam wargę, głęboko się zastanawiając. - Potem może być trochę gorzej, ale wydaje mi się, że nie będę potrzebowała stałej opieki. Najwyżej możesz spróbować wyprosić u Damiena trochę więcej pracy w San Lizele, ale jeśli nie będzie takiej możliwości, sama sobie poradzę.
Podniosłam się z kanapy i objęłam go od tyłu, opierając głowę na jego plecach.
- Za dużo myślisz Rien, od zawsze ci to powtarzam. Zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie.
Usłyszałam jego ciężkie westchnienie.
- Może się udać.
- Oo, takie coś właśnie chciałam usłyszeć - spojrzałam na Queen, której oczy błyszczały niczym kryształki.
- Tak?
- W końcu powiedziałeś coś, co nie zalatuje pesymizmem. Co więcej, nie daleko temu do optymistycznego myślenia - Adrien obrócił się przodem do mnie i po raz kolejny zamknął w uścisku. Odepchnęłam go chwilę później. - Za dużo czułości, człowieku, ja nie umieram. Co prawda będę wyglądała jak wielka beczka na nogach, ale cóż... ma się tego pecha. Zrób dobry uczynek i zrób mi coś do jedzenia.
- Jajecznicę?
- Tylko to potrafisz? - uniosłam brew wpatrując się w niego badawczo. - Okej, w takim razie pomóż mi z kurczakiem. Może być z ryżem i warzywami?
- Brzmi nieźle.
- W takim razie rusz tyłek i idź ostrugaj warzywa - popchnęłam go w stronę kuchni, a oba koty podążyły za nami ciekawe co będziemy robić.
Rien? Te dialogi takie wypełniacze ;v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz