- Widzisz, ludzie to istoty próżne, pragnący dobra tylko dla siebie, wracając jednak do twojego pytania, dzień minął mi na sporcie, najpierw pobiegałem po lesie, potem byłem na siłowni i wróciłem, wyprowadziłem drapiącego w drzwi Sueno, a potem czekałem na ciebie.
Kobieta uśmiechnęła się i dokończyła spaghetti.. Odwzajemniłem gest.
- Zatem... - zacząłem.
Jednak nie dane było mi dokończyć, przerwał mi telefon. Louise szybko go odebrała. Słyszałem czyjś głos i urywki zdań, nie byłem zbytnio zainteresowany rozmową przez komórkę, w końcu to sprawy mojej Lou. Cudownie to brzmi..."Moja Lou". Usłyszałem jak blondynka odkłada telefon. Spojrzałem na nią pytająco.
- Em... Mama zaprosiła nas jutro na obiad - powiedziała z nutką załamania w swoim tonie.
Lekko mnie zatkało.
- Dobrze - odparłem.
- Pamiętaj by ubrać się w garnitur - dodała.
- Zapamiętam - na moją twarz wbiegł uśmieszek.
Dobiła godzina 18. Usłyszałem stukot pazurków o podłogę i kundelek znalazł się przy nas.
- Może pójdziemy na wspólny spacer? - zaproponowałem.
- Możemy - odpowiedziała.
Zapiąłem smycz Sueno, nałożyłem kurtkę oraz buty, poczekałem, aż Louise się ubierze. Wyszliśmy, zamknąłem drzwi do naszego wspólnego mieszkania. Kobieta wzięła mnie pod rękę.
Ruszyliśmy z pieskiem po lekko oblodzonym chodniku. Temperatura była jak dla mnie idealna.
Lou? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz