13 kwi 2017

Od Aleca do Koyori

Lauren nie będzie zadowolona. Będzie wściekła jak tylko wyczuje o co chodzi. Mało tego. Nie tylko ona się dowie, ale jestem pewien, że również i Rosemary.
Otworzyłem oczy, jednak obraz nadal był rozmazany. A nawet gorzej niż poprzednio. Dębowe drzwi przede mną zdawały się poruszać w każde strony, a otoczenie jak niestabilne piaski, zapadać. Nie zwróciłem nawet uwagi na podbiegającą siostrę, która widocznie pomogła Koyori w utrzymaniu mnie.
Poczułem za to niemałą ulgę gdy oparłem głowę i miękką poduszkę, leżącą na kanapie w przedpokoju. Światło idące ze strony okna niezwykle mocno zaczęło mnie razić w oczy, które zmrużyłem i odwróciłem głowę w przeciwną stronę. Uniosłem powieki na chwilę, patrząc teraz jedynie w stronę Koyori, która stanęła obok i przypatrywała mi się badawczo.
-Dziękuję ci bardzo - siostra podeszła do niej i pomimo, że jej kompletnie nie znała jej postawa biła ciepłem. Zawsze ją za to podziwiałem. W dłoni trzymała telefon. Nie słyszałem rozmowy, gdyż już z pełną obojętnością zamknąłem oczy, skupiając się jedynie na bólu, który przeżerał mój cały lewy bok niezwykłym gorącem. Było mi głupio, że Koy musiała to widzieć. Wydawało mi się, że coś usilnie ją dręczyło albo po prostu to tylko moja wyobraźnia. W tej sytuacji cały mój umysł szwankował. Nie trwało jednak to długo, gdyż po chwili, prawdopodobnie straciłem przytomność bądź moja świadomość ulotniła się gdzieś w głąb mózgu.

Otworzyłem oczy, widząc znajome umeblowanie, kolory ścian oraz inne przedmioty typowe dla mojego pokoju. Byłem w moim pokoju. Przekręciłem głowę w upewnieniu się czy to oby na pewno to samo pomieszczenie, w którym spędzałem noce. Jednak moje oczy zatrzymały się na postaci ubranej w zwykłe, codzienne ubrania. Granatowa bluzka i jasne jeansy nie dały mi żadnej podpowiedzi, jednak włosy upięte w niestaranny kok były dużą podpowiedzią. Rose...
Dziewczyna odwróciła się, gdy usłyszała jak podnoszę plecy z łóżka. Dziwne, ale nie czułem wcale żadnego bólu w miejscu, które poprzednio dawało się we znaki jak diabli. Podeszła bliżej, stukając obcasami po podłodze. Uwielbiała wysokie buty i zawsze się dziwiłem jak można z takimi zabijać nadnaturalnych.
- Śpiąca królewna w końcu postanowiła zbudzić się. Szkoda tylko, że nie ma przy niej księcia na białym koniu - obdarowała mnie złośliwym uśmiechem - Jak się czujesz? - po chwili jej ton głosu zmienił się w bardziej delikatny.
- Jakbym porządnie oberwał w głowę i leżał tak przez trzy dni... - mruknąłem, przecierając dłońmi twarz. Gdy Rose nic nie odpowiedziała, uniosłem spojrzenie w górę. Zacząłem powoli przyswajać wszystko co przychodziło mi do głowy- Czekaj, chwila... Który dzisiaj?
- Trzynasty kwietnia - odpowiedziała, a jej kąciki ust delikatnie uniosły się w górę.
- Jak wypełniłem raport był dziesiąty... O cholera - spojrzałem na telefon, leżący obok mnie. Piętnaście nieodebranych połączeń z Agencji, kilka wiadomości...
- Lauren nie chciała ingerować w nasze sprawy związane z Agencją, ale to nie zmienia faktu, że będziesz musiał się jej wytłumaczyć. I nie tylko jej. Ja również oczekuję cokolwiek od ciebie. To nie zmienia również faktu, że my to dopiero początek. Szanowna pani Melzer jak tylko będzie okazja weźmie cię na dywanik. Nawet ja nie jestem w stanie jej wyjaśniać co się stało. Ale póki co... Powiesz mi o co chodzi? - dziewczyna zaczęła kręcić się po pokoju, spokojnie gestykulując rękami. Podczas ostatniego zdania usiadła z powrotem na łóżko.
Obejrzałem starannie opatrzoną rękę. Ja też mam nieco pytań cisnących się na język.
-Nie wiem - wzruszyłem ramionami, jednak wnioskując ze spojrzenia Rose, niezbyt mi wierzyła. - Po prostu w pewnym momencie poczułem się jakbym znalazł się nie w tym świecie. Ręka zaczęła cholernie piec... - zmarszczyłem brwi. - I znalazłem się w domu - nie wspomniałem o Koyori, którą jako ostatnią pamiętam. - A co się działo dalej?
-Czemu nie powiedziałeś mi po akcji, że cię zraniła? Do cholery, czy ty nie wiesz, że ślina wendigo robi takie rzeczy? Jesteś łowcą - szepnęła, lecz była wkurzona.
-Nie ugryzła mnie - obroniłem się. - To było zwykłe draśnięcie pazurami - dziewczyna odsunęła się. Do pokoju weszła Lauren. Czyli kolejna osoba, której muszę się wytłumaczyć. Jednak nieco inaczej. Rose mogę powiedzieć, ale przecież nie będę martwić jeszcze bardziej siostry. No i pozostała mi jeszcze jedna osoba, której należą się jakieś tłumaczenia, spośród wielu innych, którzy oczekują na chociażby wzmiankę o tym co się stało. Muszę coś wymyślić zanim pójdę przeprosić Koyori. Należało jej się. O tym również wspomniała Lauren, która naciskała abym poszedł do tej dziewczyny i podziękował. Jak tylko będę mógł wyjść w ogóle z domu za pozwoleniem blondynki. Rosemary załatwiła mi kilka dni wolnego, na moje nieszczęście. Siedzenie w domu było jedną z ostatnich rzeczy, którą pragnąłem.

Koyori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz