- Louise - w końcu się odezwała. - Może opowiesz nam o swoim, wybranku?
Chwyciłem blondynkę za rękę, dając do zrozumienia, że jestem z nią.
- Nie jestem mocno ciekawą osobą - uśmiechnąłem się nerwowo.
- Z chęcią czegoś się o tobie dowiemy - naciskała.
- No cóż - zaczęła Lou - Alex jest fotografem. Ma teraz całkiem dużo pracy.
Od razu przypomniały mi się dwa śluby i wesela w przeciągu tego tygodnia. Zawsze wracam jak najwcześniej, wywalczam ten czas dla Lou i nie żałuję. Powróciłem do wsłuchiwania się w opowiastkę o mojej osobie.
- Yhym - mruknęła kobieta w sukience.
W tym momencie wkroczyła mama mojej ukochanej. Niosła zupę w ozdobnej wazie. Wilczy węch od razu wiedział, iż to rosół z makaronem. Nie miałem apetytu, lecz z grzeczności postanowiłem wepchnąć w siebie jedną miskę zupy i pierwsze danie. Starsza kobieta usiadła i obrzuciła nas sztucznym uśmiechem. Zresztą wszystkie te dobre grymasy były wymuszane, stwarzały niezłe pozory. Każdy nalał sobie potrawy do porcelanowych miseczek. Rosół był dobry, jednak wolę kuchnię Lou. Przyszedł czas na danie główne. Czułem na sobie wzrok całej rodziny.
~~**~~~~**~~
Wsiedliśmy do auta. Czym prędzej ruszyłem, Lou oparła głowę o moje ramię, ufała mi.
- Tak, wiem - zacząłem. - To był ciężki dzień
- Nigdy. Więcej - skomentowała.
Od razu przypomniałem sobie te wszystkie pytania o nas lub do nas: co? jak? dlaczego?
Na szczęście zapomnieli, chyba, zapytać nas jak się poznaliśmy.
- Lou czasami trzeba trochę pocierpieć - uśmiechnąłem się ciepło. - Ja muszę jutro iść na ślub, a potem noc bez ciebie przez wesele, a ranek należy do obróbki chociaż części zdjęć.
Kobieta mruknęła coś, powoli dojeżdżaliśmy do naszego domu.
Lou? Nie zabij mnie, widzisz, że nie umiem opisywać rzeczy :d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz