5 kwi 2017

Od Koyori do Aleca

- Chyba nie... - usłyszałam ze strony chłopaka, który się kiwał na strony, jakby był pijany. Zaraz po tym zaczął lecieć do przodu, czyli na mnie. Z trudem go złapałam, jeszcze się utrzymując, by nie zrzucić go na chodnik.
- Alec? - spytałam, nie wiedząc zbytnio co zrobić. Czułam, jak Kohi wierci się w mojej torebce, chcąc zapewne z niej wyjść i zrobić coś z czarnowłosym.
- Przepraszam... - ledwo wyszeptał, jeszcze mocniej chcąc przygnieść mnie do ziemi. Cofnęłam nogę, chcąc się podeprzeć, by nie upaść. Jaki on jest ciężki... Chociaż czego się w sumie spodziewałam po dorosłym mężczyźnie? Że będzie leciutki niczym fretka? Gdyby nie ta sytuacja, to zapewne bym się zaśmiała. Spojrzałam w dół na jego lewą rękę, gdzie na rękawie od jego bluzy widniało coś na kształt plamy. Zmrużyłam oczy, na szybko oddychając przez nos. Teraz oprócz krwi czułam jeszcze zapach czegoś podobnego do zapachu... Wendigo..?
- Słuchaj, Alec. Samochód serio mam niedaleko. Zawiozę cię do domu, tylko musisz wstać, bo cię nie zaniosę - powiedziałam do chłopaka, który głowę miał opartą o moje ramię, pod którym była torebka z Kohi w środku. Usłyszałam pomruk niezadowolenia ze strony ciemnookiego, jednak zaraz powoli się podniósł, zabierając ze mnie przynajmniej trochę swego ciężaru. Obróciłam się, chwytając jego prawą rękę i zakładając ją sobie za ramię. Podejrzewam, że gdybym chwyciła za lewą, to strasznie by go bolało. Zrobiłam krok do przodu, powoli ruszając w stronę Gina. Alexander ociężale zrobił krok za mną. Westchnęłam, robiąc kolejne kroki.
- Kohi, mogłabyś? - powiedziałam do fretki. Ta wychyliła pyszczek, po czym zniknęła w torbie i znowu się z niej wyłoniła, w łapkach trzymając kluczyk od samochodu. Usłyszałam szczęk otwieranych zamków, dzięki czemu mogłam się skierować w odpowiednią stronę.
- Usiądziesz, czy ci pomóc? - zapytałam Aleca. Ten tylko wymamrotał, że "da radę", po czym wsiadł do pojazdu. Ja szybko przeszłam na drugą stronę Gina, zajmując miejsce kierowcy.
***
- Alec, to tu? - spytałam jeszcze przytomnego mężczyzny. Przez całą drogę trzymał się za lewą rękę, ciężko oddychając, wiec dziwię się, że jeszcze nie zemdlał. Czarnowłosy skinął głową, niepewnie patrząc w stronę drzwi wejściowych. Zgasiłam samochód, wychodząc z niego i kierując się w stronę siedzenia ciemnookiego. Otworzyłam drzwi, robiąc mu miejsce, by wstał. Wtedy nagle usłyszałam, jak drzwi obok nas zostają otwarte z impetem. Popatrzyłam w tamtą stronę, gdzie zobaczyłam młodą dziewczynę w blond włosach. To pewnie siostra Aleca... Lauren? Tak, chyba tak.
- Alec! - zawołała, gdy chłopak próbował wstać z pojazdu. Zaczęła biec w naszą stronę, zostawiając otwarte drzwi domu na oścież. - Co ci jest? - zapytała, próbując chwycić go za lewą rękę. On tylko zabrał od niej dłoń, kiwając głową na boki. Powoli wstał, robiąc mały krok naprzód, jednak o mało się nie wywalił, więc znowu go chwyciłam, jak kilkanaście minut temu. Zaczęliśmy kierować się w stronę wejścia do domku. Blondynka nas minęła, w pośpiechu wchodząc do domu. Gdy byliśmy już prawie w progu drzwi, czarnowłosy się potknął, przez co o mało włos, bo dzięki mnie, uniknął spotkania z twarzą w twarz z brudną ziemią. Jeszcze chwila, Alec, wytrzymaj.

<Alec?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz