10 wrz 2017

Od Sama cd. Horacego

- Clark. - Zmarszczyłem brwi, słysząc jej komentarz.
- Oj już nie przesadzaj. - Kobieta wywróciła oczami i ponownie umyła dłonie pod bieżącą wodą. Ja postarałem się tak delikatnie, jak tylko potrafiłem oczyścić ranę. Ból musiał być naprawdę ogromny, jednak jego organizm bez problemu powinien sobie z tym poradzić. Miejmy nadzieję, że ciało samo zacznie się regenerować, a pocisk nie był zbyt mocno czymś nasączony. Od razu domyśliłem się, że nie był on wykonany ze srebra, ani innego silnie trującego materiały, bo mężczyzny raczej już było tu z nami nie było. Dlaczego łowcy nie postarali się o bardziej śmiercionośną broń? Niektórzy chcą, by ich ofiary cierpiały. Trucizna, którą zawierał, najpewniej wykończyłaby go w kilka godzin. Organizm się nie leczył, a krwi ubywało coraz więcej, chcieli by cierpiał. Istnieje też druga, mniej prawdopodobna, opcja. Pocisk miał go tylko osłabić, by łowca własnoręcznie mógł go zabić. Dlaczego ta opcja jest mniej prawdopodobna? Łowcy w większości nie lubią brudzić sobie rąk, zazwyczaj zabijają z daleka.
Przyniosłem z domowej apteczki bandaż i ciasno owinąłem go na ranie. Przy ludziach postępuje się inaczej, najpierw konieczne byłoby szycie. U wilkołaka  najważniejsze, żeby pomóc organizmowi zatrzymać krwawienie, wtedy łatwiej poradzi sobie z uzdrowieniem. Zaczepiłem zapinkę na końcu bandaża i sprawdziłem, czy nie jest zbyt mocno związany.
- Nie przeszkadza ci w oddychaniu? - Spytałem, poprawiając go w niektórych miejscach.
- Nie - powiedział cicho, kręcąc głową. Na chwilę skupiłem swoją uwagę pocisku, który w tym momencie leżał na blacie. Wziąłem go do ręki i kilka razy okręciłem w palcach. W miejscach, gdzie spotykał się z moją skórą, pozostawało nieprzyjemne mrowienie, które musiało świadczyć, o jakiejś truciźnie. Nie mam pojęcia co to było i czy nie powinienem zrobić czegoś jeszcze, by pomóc mu się uleczyć.
Odłożyłem pocisk, a mrowienie ustąpiło po krótkiej chwili, co mogło świadczyć, że było zagrożeniem tylko w momencie styku z ciałem. Miejmy taką nadzieję.
- Powinien odpocząć - rzuciła Clark, chyba po raz trzeci myjąc dłonie.
- Ja tu jestem lekarzem. - Wywróciłem oczami.
- Ale na wpół śpiący. - Odgryzła się, wyjmując butelkę wody z lodówki.
- Niektórzy z nas bardzo ciężko pracują.
- A niektórzy wolą korzystać z życia. - Odpowiedziała, a ja machnąłem ręką na jej uwagę.
- Możecie tu zostać na noc, nie wiem jak szybko będzie się leczył, ale musi odpocząć i nabrać sił.
Pomogłem Clark zaprowadzić mężczyznę do pokoju gościnnego, a sam zaraz po tym poszedłem do siebie. Kobieta najpewniej położyła się w salonie, a mój wewnętrzny dżentelmen był zbyt zmęczony, by udostępnić jej coś innego.
~~*~~*~~
Wstałem bardzo wcześnie, bardziej z przyzwyczajenia niż z konkretnego powodu. Dyżur miałem dziś dopiero po południu, więc w końcu miałem okazję się wyspać, chociaż mój organizm zadecydował inaczej. Przyzwyczaiłem się do późnego chodzenia spać i bardzo wczesnego wstawania, co kiedyś mnie wykończy. Udało mi się zdrzemnąć jeszcze godzinę, ale nie potrafiłem już dłużej leżeć. Chyba faktycznie potrzebuję urlopu. Wstałem z posłania, a zaraz potem udałem się do łazienki, względnie ogarnąłem i przebrałem w coś wygodnego. Z kuchni od razu dobiegły mnie dziwne hałasy, więc głębiej się nad tym nie zastanawiając, poszedłem sprawdzić. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to burza blond loków, krzątająca się po pomieszczeniu.
- Clark? Czemu nie śpisz? - mruknąłem, pocierając dłonią kark.
- Robię nam śniadanie. - Wzruszyła ramionami. - Kiedy ostatnio robiłeś zakupy?
- Nie wiem, nie mam czasu - mruknąłem, siadając na jednym z krzeseł.
- Ledwo starczyło mi składników na omlety, a do tego naprawdę nie potrzeba dużo - mruknęła z wyrzutem. Faktycznie, rzadko robiłem zakupy. Zazwyczaj jadałem na mieście, bo w domu nie miałem nawet czasu, by cokolwiek przygotować.
Po chwili usłyszeliśmy ciche chrząknięcie dobiegające ze strony wejścia do kuchni. 
- Jak się czujesz? - spytałem, widząc, że bandaż mężczyzny jest przesiąknięty krwią. Miejmy nadzieję, że pod nim, nie ma już żadnej rany.

Horace? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz