- Spokojnie, Gwendoline.- szepnąłem.
- Myślałam... myślałam że... -jęknęła.
- Wiem... ja też. - zmusiłem się na cichy żart.
- Co się właściwie stało?- zapytała, puszczając moją szyję.
- To część przejęcia przywództwa... każdy Alfa musi przeżyć jad poprzednika.- odparłem, podnosząc się z zimnej posadzki.
- Czyli już wszystko dobrze?- spytała, patrząc mi w oczy.
- W pewnym sensie. Jad jeszcze krąży w moich żyłach ale znam na to lek...- mruknąłem.
- To...to dobrze.- zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wiem, po tym wszystkim mój wygląd ma wiele do życzenia.- uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie wstawaj jeszcze. -rozległ się głos Szamana.
- Już za późno.- warknąłem.
- Mogą wystąpić nagłe przemiany.- ostrzegł medyk.
- Nie musisz się o mnie martwić.- rzuciłem, ruszając w stronę drzwi, mimo palącego bólu w nodze.
- Alec...- mruknęła Gwen.
- Już za późno żeby odwozić cię do domu. Mogę zaprosić cię to siebie?- nacisnąłem klamkę.
- T... nie wiem czy...- zająknęła się.
- W takim razie... proszę za mną. -otworzyłem drzwi.
- A to daleko?- zapytała.
- Trzy przecznice.- odparłem, ruszając przez siebie.
¸„.-•~¹°”ˆ˜¨ ¨˜ˆ”°¹~•-.„¸
- Lubisz zwierzęta?- spytałem cicho.
- Zależy jakie.- Gwen spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Chodź, wejdziemy garażem.- ruszyłem po trawniku.
Po chwili stanęliśmy przez boksem Fallen'a. Gwizdnąłem i poczułem ruch w boksie. Po chwili ze środka wyłonił się kary ogier.
- To jest Fallen Angel. - wyciągnąłem rękę i pogłaskałem konia po pysku. Dzisiaj był jeden z tych niewielu dni, gdy Angel miał dobry humor.
- Jaki cudowny.- pisnęła Gwendoline i zaczęła słodko szczebiotać do ogiera. Przewróciłem oczami i skierowałem gniewne spojrzenie w stronę konia.
- Wystarczy, dajmy mu spać.- burknąłem i otworzyłem garaż. Wkroczyłem do ciemnego pomieszczenia i zacząłem przemieszczać się w stronę drzwi. Otworzyłem je i wpuściłem dziewczynę do środka. Wziąłem kurtkę Gwen i powiesiłem na wieszaku.
- Alec! Clary mówiła że uciekłeś. Martwiłam się!- krzyknęła Alice schodząc po schodach.
- O właśnie. To moja siostra Alice.- przedstawiłem nastolatkę.
- Ty jesteś Gwen? Miło mi cię poznać.- przywitała się. Gwen uśmiechnęła się.
- Młoda, wracaj do góry.- mruknąłem.
- Och, no weź! Oprowadzę Gwen a ty wstaw pizzę. Przyszła z pół godziny temu ale będzie lepsza ciepła.- Alice wzięła Gwendoline pod rękę i zaczęła oprowadzać ją po domu.
Westchnąłem i ruszyłem do kuchni. Złapałem pizzę i wrzuciłem ją do pieca. Wyciągnąłem fiolkę z lekiem na jad Alfy i szybko wypiłem jej zawartość. Wyciągnąłem pudełko z pieca i rzuciłem je brutalnie na stół, położyłem na stole kilka talerzy.
- Alice! Gwen! Zjecie coś?- krzyknąłem w głąb kamienicy.
Dziewczyny wróciły, śmiejąc się z czegoś cicho po czym siadły obok siebie przy stole. Moja siostra miała niepowtarzalny talent rozśmieszania ludzi. Wyciągnąłem trzy szklanki i wodę.
- Masz ładny dom. I fajną siostrę.- Gwen sięgnęła po szklankę.
- Dzięki, chociaż z tą fajną siostrą się nie zgodzę.- siadłem na krześle.
Alice wystawiła do mnie język i sięgnęła po kawałek pizzy.
- Gwen zostaje u nas?- spytała.
- Chyba tak. Masz jakieś rzeczy na przebranie?- spojrzałem na Gwendoline.
- Camille ostatnio coś zostawiła.- odpowiedziała za nią Alice.
- Kto to Camille?- zapytała Gwen, chwytając szklankę wody.
- Obecna żona ojca. Czwarta. Mniej więcej w twoim wieku. Ojciec gustuje w młodszych kobietach.- wyjaśniłem.
- Moja matka była jego pierwszą żoną. Podobno poleciała na hajs.- mruknęła siostra.- A Lucian jest idiotą, zostawił moją matkę dla kochanki, drugiej.
- Och, nie przesadzaj. Faktycznie ojciec jest dupkiem ale nas kocha...- syknąłem nie do końca przekonany o realności moich słów.
- Nieźle...- westchnęła Gwen,
- A matka Aleca...-zaczęła Alice.
- Zamknij się! W moim domu nie chcę słyszeć ani słowa o tej szmacie.- warknąłem.- Gwendoline, pokażę ci gdzie będziesz spać.
- Alice mi pokazała.- odparła.
- Świetnie! Dobranoc! Jutro z rana odwiozę cię do domu.- podniosłem się gwałtownie z krzesła.
Nie denerwuj się... tak czy siak Lilith czeka na twoją duszę...
- Stul się, Church!- krzyknąłem ruszając do piwnicy.
Haha... lubię jak się denerwujesz...
Tego było za wiele. Szarpnąłem drzwi, wyrywając je z zawiasów i ruszyłem w głąb piwnicy. Zostawiłem rzeczy na stole i zamknąłem się w izolatce.
Ojoj... nie chciałem cię wkurzyć...
Zignorowałem słowa kocura i przemieniłem się w wilka. Tylko w tym pomieszczeniu, otoczonego poduszkami i ścianami nie przepuszczającymi żadnych dźwięków mogłem być sobą. Zacząłem gniewnie rzucać się o ściany i drapać w furii. Jak zawsze Church podsycał mój gniew. Jakby nie mógł być głupim kocurem, oczekującym jedzenia. Po wyładowaniu gniewu poczułem się strasznie zmęczony. Ułożyłem się w kącie, zwinąłem w kłębek i zamknąłem oczy. Po chwili zapadłem w pusty, odprężający sen.
Gwen? Wiem, słabe ale coś wymyślisz xd
- Alec! Clary mówiła że uciekłeś. Martwiłam się!- krzyknęła Alice schodząc po schodach.
- O właśnie. To moja siostra Alice.- przedstawiłem nastolatkę.
- Ty jesteś Gwen? Miło mi cię poznać.- przywitała się. Gwen uśmiechnęła się.
- Młoda, wracaj do góry.- mruknąłem.
- Och, no weź! Oprowadzę Gwen a ty wstaw pizzę. Przyszła z pół godziny temu ale będzie lepsza ciepła.- Alice wzięła Gwendoline pod rękę i zaczęła oprowadzać ją po domu.
Westchnąłem i ruszyłem do kuchni. Złapałem pizzę i wrzuciłem ją do pieca. Wyciągnąłem fiolkę z lekiem na jad Alfy i szybko wypiłem jej zawartość. Wyciągnąłem pudełko z pieca i rzuciłem je brutalnie na stół, położyłem na stole kilka talerzy.
- Alice! Gwen! Zjecie coś?- krzyknąłem w głąb kamienicy.
Dziewczyny wróciły, śmiejąc się z czegoś cicho po czym siadły obok siebie przy stole. Moja siostra miała niepowtarzalny talent rozśmieszania ludzi. Wyciągnąłem trzy szklanki i wodę.
- Masz ładny dom. I fajną siostrę.- Gwen sięgnęła po szklankę.
- Dzięki, chociaż z tą fajną siostrą się nie zgodzę.- siadłem na krześle.
Alice wystawiła do mnie język i sięgnęła po kawałek pizzy.
- Gwen zostaje u nas?- spytała.
- Chyba tak. Masz jakieś rzeczy na przebranie?- spojrzałem na Gwendoline.
- Camille ostatnio coś zostawiła.- odpowiedziała za nią Alice.
- Kto to Camille?- zapytała Gwen, chwytając szklankę wody.
- Obecna żona ojca. Czwarta. Mniej więcej w twoim wieku. Ojciec gustuje w młodszych kobietach.- wyjaśniłem.
- Moja matka była jego pierwszą żoną. Podobno poleciała na hajs.- mruknęła siostra.- A Lucian jest idiotą, zostawił moją matkę dla kochanki, drugiej.
- Och, nie przesadzaj. Faktycznie ojciec jest dupkiem ale nas kocha...- syknąłem nie do końca przekonany o realności moich słów.
- Nieźle...- westchnęła Gwen,
- A matka Aleca...-zaczęła Alice.
- Zamknij się! W moim domu nie chcę słyszeć ani słowa o tej szmacie.- warknąłem.- Gwendoline, pokażę ci gdzie będziesz spać.
- Alice mi pokazała.- odparła.
- Świetnie! Dobranoc! Jutro z rana odwiozę cię do domu.- podniosłem się gwałtownie z krzesła.
Nie denerwuj się... tak czy siak Lilith czeka na twoją duszę...
- Stul się, Church!- krzyknąłem ruszając do piwnicy.
Haha... lubię jak się denerwujesz...
Tego było za wiele. Szarpnąłem drzwi, wyrywając je z zawiasów i ruszyłem w głąb piwnicy. Zostawiłem rzeczy na stole i zamknąłem się w izolatce.
Ojoj... nie chciałem cię wkurzyć...
Zignorowałem słowa kocura i przemieniłem się w wilka. Tylko w tym pomieszczeniu, otoczonego poduszkami i ścianami nie przepuszczającymi żadnych dźwięków mogłem być sobą. Zacząłem gniewnie rzucać się o ściany i drapać w furii. Jak zawsze Church podsycał mój gniew. Jakby nie mógł być głupim kocurem, oczekującym jedzenia. Po wyładowaniu gniewu poczułem się strasznie zmęczony. Ułożyłem się w kącie, zwinąłem w kłębek i zamknąłem oczy. Po chwili zapadłem w pusty, odprężający sen.
Gwen? Wiem, słabe ale coś wymyślisz xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz