Siorbnęłam jeszcze trochę wody i odłożyłam bidon na ławkę. Zeskoczyłam z niej i stanęłam naprzeciw Adriena.
- To co? Gramy dalej? - potrząsnęłam włosami spiętymi w kitkę, wpatrując się w niego wyczekująco.
- Dobra - również wstał i zajął miejsce na odpowiedniej połowie kortu. Gdy ja również byłam gotowa porzuciłam piłeczkę i uderzyłam w nią rakietą, ścinając jej lot najbardziej jak potrafiłam. Chłopak odbił ją z małą trudnością celując w przeciwny kąt boiska, prawie uniemożliwiając mi kontratak. Udało mi się jednak odebrać żółtą kulkę, posyłając ją prosto pod nogi kotołaka.
- Jest! - uniosłam ściśniętą w pięść dłoń w geście zwycięstwa. - Jeszcze jeden gem i wygrywam drugi set!
- Serwuj, a nie gadasz - podał mi piłkę. Przy drugim odbiciu Rien posłał ją gdzieś w krzaki.
- Jesteś zbolałym przegranym - wyrzuciłam mu udając obrażoną. Gdy podszedł do mnie wykorzystałam okazję szczypiąc go w ramię.
- Mam po prostu zbyt dużo siły - wzruszył ramionami uśmiechając się łobuzersko.
- Jasne - fuknęłam, ale nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Adrien czasami szczerzył się podobnie do Kota z Cheshire, co śmieszyło mnie za każdym razem. Ciszę przerwało burczenie w moim brzuchu, a zaraz po nim odezwał się żołądek chłopaka.
- Proponuję coś zjeść - odparł na co skinęłam głową. Zabrawszy swój raczej skromny sprzęt nakazałam Wayland'owi zorganizować coś do jedzenia.
- Zrobimy sobie piknik - wyjaśniłam, pakując rzeczy do bagażnika. - Ja muszę odebrać siostrę. Spotkamy się za pół godziny.
Szybko załatwiłam swoje sprawy, ale przez korki, w mieszkaniu byłam po czterdziestu pięciu minutach. W biegu chwyciłam z salonu koc oraz dwie duże poduchy i pognałam na dach, gdzie wnioskując z karteczki zostawionej przy lustrze był Adrien. Wdrapałam się po schodach najprędzej jak potrafiłam, przez co na miejscu byłam cała zdyszana. Mój przyjaciel stał z rękami w kieszeniach przyglądając się miastu z krawędzi budynku.
- Przepraszam za spóźnienie - wysapałam, układając pled na betonie. Na nim ułożyłam jaśki.
- Nie ma sprawy - odpowiedział siadając obok mnie. Dziś było zaskakująco ciepło. Słońce ogrzewało nasze twarze, a wiatr wiał leciutko.
- Co mamy do jedzenia? - zatarłam ręce wpatrując się łapczywie w koszyk. - Sam coś przygotowałeś?
- Jasne - błysnął zębami i wyciągnął stamtąd paczkę nuggetsów, frytki i dwa hamburgery z McDonalds'a. Pojawiła się też cola i jakieś ciastka.
- Doprawdy romantyczne - parsknęłam.
- Jaka królewna, taka uczta - zakpił, za co oberwał poduchą w twarz.
- Zabawne - mruknęłam ironicznie sięgając po jedzenie.
Rieeen?💕
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz