Kiedy dotarłem do domu, dobiegło mnie ciche łkanie od strony ogrodu. Pognałem w tamtą stronę i ujrzałem tak znajomą postać, skuloną pod płotem. Atramentowe włosy z jasnymi końcówkami spływały jej po ramionach i rozlewały się koło dziewczyny na ziemi. Szesnastolatka płakała, ukrywając twarz w dłoniach.
- Alice,co się stało?- kucnąłem obok siostry.
- Billy... mnie... rzucił...- odparła, głosem przerywanym czkawką.
- Moja mała, biedna księżniczka.- podniosłem Alice i zarzuciłem ją sobie na szyję.
- Mogę u ciebie na trochę zostać?- wtuliła się w moje ramię.
- Jasne ale musisz zadzwonić do ojca. Niech wie, że jesteś u mnie.- sapnąłem,odstawiając siostrę na ziemię.
- Okej...to... to ja pójdę po walizkę..- odwróciła się.
- Wzięłaś walizkę?- zapytałem, bardziej siebie niż ją. Nagle znowu zadzwonił mój cholerny telefon, drugi raz przerywając mi w ważnym momencie.
- Halo?- odebrałem.
- Cześć, tu Gwendoline.Twoja propozycja wydała mi się wyjątkowo kusząca dlatego
postanowiłam zadzwonić. - wyrecytował prawie na jednym oddechu głos z drugiej strony.
- O! Cześć, nie spodziewałem się, że jeszcze zadzwonisz.-spojrzałem na zegarek.- Godzina jeszcze młoda, spotkamy się jeszcze dzisiaj?
- Emm... okej. Ale najszybciej za jakieś półtorej godziny.- odparła dziewczyna.
- Wyślij mi swój adres Sms-em, madame. Będę pod twoim domem punktualnie.- powiedziałem i szybko się rozłączyłem, ruszając w głąb domu.
¸„.-•~¹°”ˆ˜¨ ¨˜ˆ”°¹~•-.„¸
O umówionej porze, stanąłem przed domem dziewczyny. Miałem na sobie biały podkoszulek, czarne dżinsy i skórzaną kurtkę, miałem szczerą nadzieję, że Gwendoline nie będzie ubrana strasznie elegancko bo wypadłbym przy niej jak ostatni idiota. Stałem oparty o czarne lamborgini (czytaj: najdroższą rzecz w moim życiu), trzymając w ręce doniczkę z ciemno- czerwonymi różami.
- Cześć, co to?- spytała Gwendoline, patrząc na kwiaty.
- To dla ciebie.- podałem jej doniczkę.
- Nigdy nie dostałam kwiatów w doniczce.- wzięła kwiaty i zanurzyła nos w bukiet.- Ładnie pachną.
- Kwiaty mają korzenie, jak uczucia. A cięte kwiaty szybko usychają.- uśmiechnąłem się, otwierając drzwi od auta.- Proszę wsiadać, mademoiselle.
Gwendoline wsiadła do auta, trzymając kwiaty na kolanach. Obszedłem auto i wsiadłem za kierownicę. Odpaliłem pojazd i chwilę rozkoszowałem się cichym warkotem silnika.
¸„.-•~¹°”ˆ˜¨ ¨˜ˆ”°¹~•-.„¸
Otworzyłem drzwi i podałem rękę dziewczynie, pomagając jej wysiąść z auta. Zatrzymałem się przed restauracją: "Rubinowy Pies". Zamknąłem auto i ruszyłem do drzwi lokalu i otwierając przed Gwendoline. Następnie przeszedłem bez słowa do stolika i odsunąłem krzesło.
- Co cię zmusiło do kolejnego spotkania ze mną?- zapytałem patrząc w oczy dziewczyny.
- Nic, sama tak postanowiłam.- odparła.
- Bo uwierzę...- mruknąłem.- Napijesz się czegoś?
- Mogę wody.- przygryzła dolną wargę. Nie wiem dlaczego dziewczyny to robią ale to takie wkurzające... i takie... skupiające uwagę na ich ładnych ustach...
- Jesteś wilkołakiem, prawda?- zapytałem.
- Tak... nie... tak. Skąd wiesz?- zająknęła się.
- Gdybyś była zwykłym człowiekiem, już byś nie żyła.- odpowiedziałem.
- Dlaczego?- przekręciła głowę.
- Bo to bar dla wilkołaków, są przesadnie ostrożni.- uśmiechnąłem się i nalałem kobiecie wodę, podaną przez kelnera.
- Czyli ty też...- burknęła.
- Tak, jestem niestety zwykłą Omegą ale jak wróci nasz przywódca, postaram się to zmienić.- byłem pewien, że w moich oczach pojawiła się iskra szaleństwa.
- Jak?- znowu przygryzła wargę.
- Zabiję Setha... O! Clary!- zwróciłem się do mojej znajomej.- Poznaj Gwendoline.
- Cześć.- Clarissa uśmiechnęła się i uścisnęła rękę Gwen.
- Alfa przy barze...- szepnęła Clary i wróciła do swojego stanowiska.
- Tamten to nasz przywódca, Seth Ravenhaven.- wskazałem mężczyznę przy ladzie.
- Nie wygląda miło.- stwierdziła Gwendoline.
- Faktycznie. Wiesz dlaczego nie lubię ludzi z długimi nazwiskami?- spytałem.
- Czemu?- dziewczyna poprawiła włosy.
-Bo im dłuższe nazwisko, tym większe ego. Ravenhaven ma ego mierzone kilometrami. - warknąłem.- Cholera, idzie tu...
- Nasza kochana Omega ma kolejną kochankę! Niezdolną... jak czuję.- Seth ruszył w naszą stronę. Wilkołaki zaczęły się śmiać z żartu przywódcy.
- Nigdy nie walcz z idiotami, mają przewagę liczebną. - szepnąłem do Gwendoline, która parsknęła śmiechem.
- Coś śmiesznego, Bane? Podzielisz się z nami tym żartem?- Alfa rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- Nie...mówiłem o tym, że kolor ścian jest za ciemny...- odparłem.
- Cudownie...Podzielisz się tą słodką istotką? - parsknął Seth.- Pewnie nigdy tu nie była, biedactwo. Jesteśmy wręcz świetni.
- Zamknij się.-rzuciłem.
- To ja może już pójdę...- szepnęła Gwendoline.
- Poczekaj koteczku...- mruknął Ravenhaven i zmienił się w wielkiego, szarego wilka.
- Uciekaj, błagam...- warknąłem do dziewczyny. Kobieta wstała z krzesła i szybko ruszyła do wyjścia.
- Pozbawiasz nas deseru, Bane...- warknął szary wilk i wyszczerzył zęby,.
- Biegnij, Gwendoline...- rzuciłem ostatnie spojrzenie dziewczynie i ze smutkiem patrzyłem jak opuszcza lokal.
- Alec, co ty taki sztywny?- Alfa zbliżył się do mnie, warcząc.
- Mam cię dość, Ravenhaven.- mruknąłem, przemieniając się w wilka. Przywódca popatrzył na mnie zdzwiony.
- Rzucasz mi pojedynek?- wyszczerzył zęby.
- Już dawno chciałem to zrobić...- spojrzałem mu w oczy. Reszta wilkołaków zmieniła się w swoje zwierzęce odpowiedniki i zaczęła tupać w bitewnym rytmie. Przywódca rzucił się na mnie, łapiąc mnie za gardło. Wyrwałem się i podgryzłem mu łapę, przwracając go. Po chwili walka zaczęła robić się bardziej intensywna. Zaczęliśmy atakować się raz po raz.
- Pierwsza krew!- wykrzyczała Clary.
Seth w pewnym momencie padł na posadzkę. Wilki wstrzymały rytm. Wszystko wokół zamarło. Ravenhaven próbował się podnieść lecz bez skutku. Jego łapy nie mogły utrzymać jego ciała. Dokuśtykałem do ciała przywódcy i położyłem łapę na jego szyi. Zaczął się krztusić, a z jego paszczy pociekła krew. Po chwili jego serce zamarło. Zmieniłem się w człowieka i powiodłem spojrzeniem po stadzie. Oczekiwałem kolejnego ataku, i ku memu zaskoczeniu wszystkie wilki ukłoniły się, przykładając pyski do ziemi. Uśmiechnąłem się triumfalnie. Nagle mój wzrok zasłoniła ciemność, padłem na ziemię.
- Wezwijcie szamana... -usłyszałem głos Clary i cichy dzwonek komórki.
- Gwendoline... wszystko z nią w porządku?- zapytałem ostatkami sił.
Po chwili zanurzyłem się w nicość...
Gwen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz