Słysząc dźwięk nadjeżdżającego samochodu, mimowolnie
zerknęłam za okno. Samochód, który właśnie zatrzymał się przy 221B Baker Street należał do rodziny,
która od początku interesu zaopatrywała restaurację. Westchnąwszy ciężko, wzięłam
dziennik, w którym zawsze notowano to, co przywozili dostawcy. Zerknąwszy na
stojącą niedaleko drugą pracownicę, podeszłam do niej.
- Em… Nat? – zapytałam niepewnie, tym samym zwracając na
siebie uwagę współpracownicy. Ta uśmiechnęła się pokrzepiająco – Mogłabyś się
tym zająć? – podałam jej kartkę z kilkoma ostatnimi zamówieniami. Rudowłosa
skinęła głową, oddając mi swój długopis. Odwzajemniłam uśmiech – Dzięki. –
dodałam, odwracając się. Szybkim, choć niezwykle nerwowym krokiem, wyszłam z
kuchni, następnie z zaplecza, by ostatecznie znaleźć się na zewnątrz. Zdążyłam
zamknąć drzwi, gdy z auta wysiadł syn właściciela firmy dostawczej. Przycisnęłam
dziennik do piersi, obserwując jak otwiera drzwi z tyłu samochodu. Odwrócił się
i spojrzał na mnie, gestem nakazując bym podeszła. Posłusznie wykonałam rozkaz.
- Cześć, Gwen. – uśmiechnął się, przyciskając mnie do
siebie.
- Cześć – odpowiedziałam, wyrywając się z uścisku – Mógłbyś…?
- A tak, jasne – zaśmiał się, biorąc jedną skrzynkę – Na zaplecze,
tak?
- Mhm. – mruknęłam niepewnie, podchodząc do drzwi i
otwierając je. Alfie wszedł ze skrzynką na zaplecze. Odwróciłam się i także
wzięłam jedną skrzynkę, by zanieść ją na zaplecze. Odłożyłam pudło, gdy chłopak
zbliżył się, obejmując mnie w pasie. Czułam jego ciepły oddech
- Nie powinnaś się tak przemęczać, słodziutka – szepnął,
przygryzając moje ucho. Po chwili odsunął się, cicho chichocząc – Och, przecież
żartuję – uśmiechnął się, swoimi palcami oplatając moje dłonie – Sam wszystko
przyniosę, poczekaj tutaj.
Patrzyłam tępo jak odchodzi, jak przynosi ostatnie towary i
po prostu wychodzi, cicho chichocząc pod nosem. Dopiero po kilku minutach od
jego wyjścia, zajęłam się spisywaniem przywiezionych produktów. Robiłam to
najwolniej, jak tylko mogłam, wszystko przeliczałam i zapisywałam wyraźnie w
starym notesie. Przestawiłam ostatnią skrzynkę, gdy usłyszałam dźwięk tłuczonej
szklanki. Zamarłam, rozglądając się dookoła. Po chwili wróciłam do sprawdzania
notatek. Zdziwiłam się, gdy kolejny raz ciszę przeciął krzyk. Tym razem męski
głos wrzeszczał na kogoś, a kobiecy odpowiadał o wiele ciszej, płaczliwiej.
Przylgnęłam do ściany, czując jak opanowuje mnie strach, jak nie mogę się
poruszyć, jak zaczynam drżeć. Przez kilkanaście minut stałam w osłupieni,
słysząc coraz głośniejsze odgłosy kłótni i bójki. Ostatecznie, zdobyłam się na
odwagę, by wyjść z pomieszczenia i wejść do kuchni, skąd dobiegały dziwne
dźwięki.
Otworzyłam drzwi i zatrzymałam się w progu. Zacisnęłam palce
na framudze drzwiowej, widząc to, co się dzieje. Natalie leżała na ziemi, wśród
wody i odłamków, nad nią klęczał Liam, jej partner, naciskając kolanem na jej
klatkę piersiową. Zaciśniętą pięścią uderzał ją w twarz, powodując okropne
krwawienie. Dziewczyna co rusz wypluwała krew, nie próbując się bronić, tak,
jakby straciła nadzieję.
- Liam… - zdołałam wydusić, widząc to, co robi. Mężczyzna
odwrócił się w moją stronę, na moment zostawiając rudowłosą. Ta skuliła się,
chowając głowę w ramionach. Atakujący podniósł się, a w tym samym czasie za mną
stanęła kolejna osoba. Zerknęłam na nią i rozpoznałam w niej tą samą nieznajomą.
Cassie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz