- Nagi człowiek ukrywa niewiele tajemnic – mruknął Radcliff
Brock, obracając w dłoniach drobny nóż. Zerknęłam na niego znad gazety. Brunet
o niepokojąco jasnych niebieskich oczach podszedł do zakładnika. Przerażonym
spojrzeniem szarozielonych oczu zerkał to na broń, to na oprawcę, który stał
przy nim, śmiejąc się fałszywie - za pozorną radością, kryła się chęć mordu. Morderca
pogładził zakładnika po policzku, musnął opuszkami palców jego niezbyt pokaźną
brodę – Ale człowiek obdarty ze skóry nie ukrywa już żadnej – dodał, zaciskając
liny owinięte wokół nadgarstków młodego mężczyzny, a ten spróbował się
wyszarpać. Na próżno. Radcliff dotknął ostrzem piersi więźnia. Wbił nóż na
niewielką głębokość, poruszył nim, tnąc skórę, a tym samym tworząc niewielki
półokrąg, mający być zaledwie początkiem tortur. Wyjął broń z ciała młodego
Taskera, który wił się, wrzeszczał z niesamowitego bólu. Agent zaśmiał się i,
przyjrzawszy się swojemu dziełu, zaklął niezadowolony i po raz kolejny zatopił
ostrze w piersi zakładnika, jednak tym razem stworzył nacięcie na prawie całą
klatkę piersiową; kolejną linię pociągnął w dół, kończąc ją dopiero przy pasku
od spodni. To samo powtórzył na lewej stronie. – Pięknie, prawda? – zapytał,
odwracając się w moją stronę, a tym samym pozostawiając wrzeszczącego Taskera.
- Wspaniale. – odpowiedziałam, wracając do czytania
miejscowej gazety. Mimo starań, nie udało mi się skupić na tekście. Patrzyłam
tępo w artykuł o porwaniu młodego mężczyzny, zastanawiając się, dlaczego na
mojego asystenta mianowałam akurat sadystę, który obdziera niepotrzebnych ludzi
ze skóry. Z pewnością, dla siły organizacji była to najlepsza decyzja jaką
mogłam podjąć, jednak część z ludzi mogła zacząć bać się własnego towarzysza.
Zaklęłam cicho, gdy ciszę przerwało przekleństwo, przeradzające się w potworny
ryk. Szybko odłożyłam gazetę i spojrzałam na mężczyzn. Brunet oderwał już
niewielki skrawek skóry, a teraz trzymał w dłoni butelkę, wypełnioną wodę.
Twarz wijącego się mężczyzny, była mokra. Radcliff znowu zaatakował, tym razem
odrywając większy kawałek skóry – najpierw podważył nadciętą tkankę, potem, jak
najwolniej, cofał ją, zdzierając, a tym samym ukazując mięśnie. Patrzyłam na to
tępo, nie mogąc pojąć jak można być tak okrutnym, a jednocześnie, jakaś część
mnie, pragnęła robić to samo. Po kilkudziesięciu minutach wrzasków, jęków,
wicia się, Tasker, zaginiony syn, będący jednocześnie kandydatem na prezesa
firmy, zmarł. O tę posadę walczył z nim mój człowiek i to on miał zająć to
stanowisko. Potrzebowałam oczu i uszu w tamtym miejscu. Mimo zgonu zakładnika,
Brock nie przerwał czynności, jednak tym razem robił to szybciej. Spojrzał na
mnie, wskazując dłonią swoje dzieło.
- Dzieło sztuki! – krzyknął uradowany, podchodząc. Rzucił
nóż i butelkę za siebie.
- Musimy zająć się panią Harvey – odparłam, ignorując jego
słowa – Chodź ze mną.
Czułam na sobie wzrok wieloletniej przeciwniczki, murem
stojącej za prawem, mimo to dalej brnęłam przez tłum, by dotrzeć do
odpowiedniej uliczki. Skinęłam na towarzyszy, idących tuż obok mnie. Przedarli
się przez tłum, zatrzymując przy jednym z budynków, ja zaś skręciłam w
ciemniejszą ulicę, przy której znajdowało się wejście do organizacji.
-Witaj, droga Moriarty – powiedziała kobieta za mną.
Zerknęłam za siebie i, wyjmując broń z kieszeni płaszcza, odwróciłam się - Czy
może raczej Jamie Oswald?
- Jakże miło widzieć moją drogą przyjaciółkę – uśmiechnęłam się,
patrząc w jej niesamowite oczy - Witam, pani Holmes.
- Co teraz, Moriarty? – warknęła, mierząc mnie wściekłym,
choć nadal pięknym, spojrzeniem.
- Ja nigdy nie przegrywam, Elenor. – powiedziałam,
nieznacznie dając znak moim ludziom, by zaatakowali.
- Czyżby? – zapytała, podczas gdy mordercy wycelowali wylot
luf swoich pistoletów w jej skroń -Zapomniałam, że nigdzie nie ruszasz się bez
swojej obstawy. – dodała, nadal mierząc we mnie z pistoletu.
- Przywitajmy moją przyjaciółkę tak, jak przystało na ludzi
gościnnych – zwróciłam się do Radcliffa, który przystanął obok mnie –
Zaprowadźcie ją do siedziby, tam, gdzie powitaliśmy naszego wcześniejszego
gościa.
Obrońcy kiwnęli głowami, siłą wyrwali kobiecie broń z dłoni
i, schyliwszy jej głowę, ruszyli w stronę odpowiednich drzwi. Sadysta otworzył
je i podążył za mordercami, oczekując, że to ja pójdę ostatnia. Wzięłam broń
pani detektyw, schowałam ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza i poszłam za
grupą.
Dwaj mordercy cisnęli detektyw o ziemię, a sadystyczny
brunet stanął w wejściu, broniąc go. Chwyciłam włosy kobiety i szarpnęłam nimi,
sprawiając, że spojrzała na oskórowanego, martwego już mężczyznę.
Elenor?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz