Zanim
weszłam do domu, stałam i czekałam jeszcze przez jakiś czas przed drzwiami. Dla
obserwatorów musiałam wyglądać jak jakaś wariatka. Właściwie na co ja czekałam?
Byłam już prawie w domu, czyż nie? Właśnie tutaj chciałam się znaleźć. Tutaj
powrócić. Nie powinnam się wahać.
A jednak. Wiedziałam, co będzie, jak wejdę do środka. Potrafię nawet przewidzieć reakcję James’a. Normalnie zamknęłabym się w pokoju i zakończyła temat na zwykłym: „Nieważne”. Tym razem jednak chciałam, aby mnie wysłuchał. Nawet jeżeli będzie wściekły. A będzie.
Dlatego, nim wejdę do domu, sama muszę sobie poukładać najpierw wszystko, co się wydarzyło przez minione dni. Może sama w to niedowierzałam? Czy możliwe, że po prostu jest to realistyczny sen? Czy człowiek może tak długo śnić?
Rany... ostatnio zadaje sobie zbyt wiele pytań. Zbyt często się waham. Zastanawiam. To wszystko wydaje się mi być obce… inne.
A jednak. Wiedziałam, co będzie, jak wejdę do środka. Potrafię nawet przewidzieć reakcję James’a. Normalnie zamknęłabym się w pokoju i zakończyła temat na zwykłym: „Nieważne”. Tym razem jednak chciałam, aby mnie wysłuchał. Nawet jeżeli będzie wściekły. A będzie.
Dlatego, nim wejdę do domu, sama muszę sobie poukładać najpierw wszystko, co się wydarzyło przez minione dni. Może sama w to niedowierzałam? Czy możliwe, że po prostu jest to realistyczny sen? Czy człowiek może tak długo śnić?
Rany... ostatnio zadaje sobie zbyt wiele pytań. Zbyt często się waham. Zastanawiam. To wszystko wydaje się mi być obce… inne.
Jeszcze
jeden, ostatni głęboki wdech i otwieram drzwi, aby pewnym krokiem wkroczyć do
domu.
- Auraya? – Słyszę głos mojego brata, a zaraz potem pośpieszne kroki.
Kiedy znajduje się w polu mojego widzenia, na końcu korytarza, wymieniamy się spojrzeniami. Wygląda, jakby nie dowierzał w to, co widzi. Ja również musiałam zamrugać kilka razy, aby upewnić się czy dobrze widzę. Jego ramię… jest ranny. Coś się stało, kiedy mnie nie było.
Nim udaje mi się jednak zadać jakiekolwiek pytanie, James podchodzi do mnie szybkim krokiem i nie pozwalając mi nawet wykonać choćby jednego ruchu obronnego, zamyka mnie w żelaznym uścisku.
Zawsze był pierwszy do przytulania. Do okazywania wszelakich emocji, których ja byłam pozbawiona. Choć nie powiem tego nikomu, naprawdę mu tego zazdrościłam. Był otwarty na ludzi, a przynajmniej bardziej, niż ja. Każdy mógł liczyć na jego pomoc. I wiem również, że był gotowy poświęcić się dla innych. Czy ja też byłabym na to gotowa?
Kiedyś uważałam, że nie.
Słyszałam to od każdego tak długo, iż sama zaczęłam w to wierzyć.
Zaczęłam się wiercić, aby choć trochę poluzował uścisk, a ja mogłabym się z niego wydostać.
- Gdzie byłaś? Co się stało? Martwiłem się!
- Jak mnie nie udusisz i mnie wypuścisz, to może ci wszystko opowiem – odparłam, a chłopak na te słowa szybko ode mnie odskoczył.
- Zaraz, zaraz… żadnego: „Nieważne”, „Idź sobie”, „Nie twoja sprawa”? Kim jesteś i gdzie jest moja siostra? – zaczął mi się przyglądać podejrzliwie.
- Jeżeli nie chcesz tego wysłuchać, to mogę sobie iść do pokoju i cię tu zostawić. – powiedziałam i ruszyłam w kierunku pomieszczenia, które jeszcze mogłam nazywać pokojem.
- Zaczekaj! I tak mi wszystko opowiesz i tak. Jesteś cała we krwi! MUSISZ mi wszystko opowiedzieć. Dlaczego nie dzwoniłaś? Przecież bym ci pomógł! – tryb „troskliwa mamusia” właśnie się załączył.
- Nie tylko ja mam historię do opowiedzenia – wskazałam na jego obandażowane ramię.
- Historia za historię.
- Niech ci będzie. – westchnęłam. Jednak kiedy James odwrócił wzrok, uśmiechnęłam się lekko.
Nie sądziłam, że może mi brakować rodzinnego zacisza. Złośliwych uwag mojego brata.
Coś się zmieniło. Czy na dobre?
Chciałabym móc powiedzieć „tak”
Udaliśmy się do większego z pokoi i usiedliśmy na krzesełkach naprzeciwko siebie. Oczywiście wywiązała się mała sprzeczka na temat tego, kto ma opowiadać pierwszy. Jak było do przewidzenia przegrałam. Nie do wiary, prawda? Jednak mój brat był na tyle uparty, i chyba coraz bardziej zły, iż musiałam w pewnym momencie odpuścić. Oczywiście nie bez małych złośliwości.
- Auraya? – Słyszę głos mojego brata, a zaraz potem pośpieszne kroki.
Kiedy znajduje się w polu mojego widzenia, na końcu korytarza, wymieniamy się spojrzeniami. Wygląda, jakby nie dowierzał w to, co widzi. Ja również musiałam zamrugać kilka razy, aby upewnić się czy dobrze widzę. Jego ramię… jest ranny. Coś się stało, kiedy mnie nie było.
Nim udaje mi się jednak zadać jakiekolwiek pytanie, James podchodzi do mnie szybkim krokiem i nie pozwalając mi nawet wykonać choćby jednego ruchu obronnego, zamyka mnie w żelaznym uścisku.
Zawsze był pierwszy do przytulania. Do okazywania wszelakich emocji, których ja byłam pozbawiona. Choć nie powiem tego nikomu, naprawdę mu tego zazdrościłam. Był otwarty na ludzi, a przynajmniej bardziej, niż ja. Każdy mógł liczyć na jego pomoc. I wiem również, że był gotowy poświęcić się dla innych. Czy ja też byłabym na to gotowa?
Kiedyś uważałam, że nie.
Słyszałam to od każdego tak długo, iż sama zaczęłam w to wierzyć.
Zaczęłam się wiercić, aby choć trochę poluzował uścisk, a ja mogłabym się z niego wydostać.
- Gdzie byłaś? Co się stało? Martwiłem się!
- Jak mnie nie udusisz i mnie wypuścisz, to może ci wszystko opowiem – odparłam, a chłopak na te słowa szybko ode mnie odskoczył.
- Zaraz, zaraz… żadnego: „Nieważne”, „Idź sobie”, „Nie twoja sprawa”? Kim jesteś i gdzie jest moja siostra? – zaczął mi się przyglądać podejrzliwie.
- Jeżeli nie chcesz tego wysłuchać, to mogę sobie iść do pokoju i cię tu zostawić. – powiedziałam i ruszyłam w kierunku pomieszczenia, które jeszcze mogłam nazywać pokojem.
- Zaczekaj! I tak mi wszystko opowiesz i tak. Jesteś cała we krwi! MUSISZ mi wszystko opowiedzieć. Dlaczego nie dzwoniłaś? Przecież bym ci pomógł! – tryb „troskliwa mamusia” właśnie się załączył.
- Nie tylko ja mam historię do opowiedzenia – wskazałam na jego obandażowane ramię.
- Historia za historię.
- Niech ci będzie. – westchnęłam. Jednak kiedy James odwrócił wzrok, uśmiechnęłam się lekko.
Nie sądziłam, że może mi brakować rodzinnego zacisza. Złośliwych uwag mojego brata.
Coś się zmieniło. Czy na dobre?
Chciałabym móc powiedzieć „tak”
Udaliśmy się do większego z pokoi i usiedliśmy na krzesełkach naprzeciwko siebie. Oczywiście wywiązała się mała sprzeczka na temat tego, kto ma opowiadać pierwszy. Jak było do przewidzenia przegrałam. Nie do wiary, prawda? Jednak mój brat był na tyle uparty, i chyba coraz bardziej zły, iż musiałam w pewnym momencie odpuścić. Oczywiście nie bez małych złośliwości.
Zaczęłam
opowieść od samego początku. Owszem, mogłam pominąć niektóre fragmenty. Tym
razem jednak czułam, iż powinien poznać całą opowieść. Niezależnie od tego, jak
wielkie kłopoty będę z tego powodu miała.
Powiedziałam mu o postrzelonym mężczyźnie w zaułku, a moim zdziwieniu na dźwięk huku wystrzału i o tym, co zrobiłam, kiedy już dotarłam na miejsce. Oczywiście tutaj już pojawił się pierwszy komentarz mojego brata, iż kiedy tylko usłyszałam dźwięk strzału, powinnam stamtąd uciec, bo przecież mógł to być łowca.
Nawet nie spodziewał się, że to coś znacznie gorszego.
Potem płynnie przeszłam do tego, jak spotkałam Eda, który poprosił mnie o zaprowadzenie na miejsce przestępstwa.
- Pokazał odznakę.
- Tak.
- Była prawdziwa?
- Popadasz już w paranoję!
Potem mniej pewnie opowiedziałam mu o tym, jak to wpadłam na genialny pomysł, że chcę również uczestniczyć w śledztwie. A zaraz po tym zaprowadziłam, jeszcze wtedy nieznanego mi mężczyznę, do naszego domu, gdzie tam on perfidnie mnie uśpił.
- Oszalałaś?! Nie znałaś go! Mógł ci coś zrobić.
- Siedzę, oddycham i rozmawiam z tobą. Nic mi się nie stało.
- Ale mogło.
Nie wdając się w dalszą dyskusję na ten temat, płynnie przeszłam do tego, jak to postanowiłam sama się zabrać za to śledztwo i jak fatalnie mi szło. Powiedziałam mu również o tym, jaki szok przeżyłam, jak zobaczyłam tegoż mężczyznę następnego dnia przed drzwiami naszego domu z bukietem kwiatów. Oczywiście nie omieszkałam mu powiedzieć, jak zareagowałam.
- Dziwię się, że nie rzuciłaś w nim nożem. Nawet bym ci wtedy przyklasnął.
- Przyznam, że sama się sobie wtedy dziwiłam.
- Może jeszcze nie jest za późno?
- James!
- Tak tylko mówię.
Opowiedziałam mu dalej o naszym powolnym dochodzeniu do tego, kto może być sprawcą i jaki plan wymyśliłam, aby zwabić naszych morderców.
- Wystawiłaś się im na cel? Czy ty do resz…
- Słuchaj dalej.
Aby trochę rozluźnić atmosferę, opowiedziałam również o mojej, jakże cudownej, podróży do centrum handlowego na zakupy mojego życia.
Nawet się nie uśmiechnął.
Zrezygnowana przeszłam do tej najmniej przyjemniej części. Jednym tchem, starając się jak najszybciej mówić, opowiedziałam mu dalsze wydarzenia. Jak to udałam się z Edem do kasyna, zaciągnęłam niewyobrażalny dług, pojechaliśmy razem do jego willi, w oczekiwaniu na ruch morderców, o tym, jak to Szablastozębny zaskoczył mnie w ogrodach i o tym, jak Ed go zabił, jak najszybciej opowiedziałam mu o naszej małej potyczce w ogrodach jego willi. A później powoli przeszłam do tego, że dostałam propozycję współpracy. I że się zgodziłam.
James wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jeszcze długo po zakończeniu historii nic nie mówił. Wiedziałam, że lada chwila nastąpi wybuch.
- Nie będziesz tam pracowała. Nie zgadzam się. A jak tego gościa choć raz zobaczę, zamorduję. Przysięgam.
O, nie. Tak rozmawiać nie będziemy. Nie będzie mi dyktował, co ma robić. Teraz to ja byłam wściekła.
- Sama będę o sobie decydować. A Eda zostaw w spokoju. To był mój pomysł. I jeżeli miałabym to zrobić jeszcze raz, zrobiłam bym to.
- Nie rozumiesz, że prawie zginęłaś?! – wrzasnął
- I co z tego?! Przez piętnaście lat, dzień w dzień mogłam zginąć! Nie praw mi teraz morałów! To jest jedyna szansa, abym w końcu mogła o tym zapomnieć!
- Nie w taki sposób!
- To będzie moja decyzja! Ja ją pojęłam i będę się jej trzymać!
- Jestem twoim starszym bratem!
A teraz powiem coś, czego naprawdę będę żałować. Ale sam się o to prosił.
- Dopiero od pięciu lat! Znamy się pięć lat, a ty chcesz za mnie wszystko robić! Wcześniej radziłam sobie sama!
Mój brat spojrzał na mnie lekko zaskoczony i urażony. W jego oczach widziałam jednak głęboki żal i ból.
Między nami zapanowała cisza. Niektórzy w tym momencie zlinczowaliby mnie za te słowa. W końcu mój brat chciał dla mnie jak najlepiej. Troszczył się o mnie. Bał. Po prostu… przemawiały przez niego te więzy rodzinne, których ja nie potrafiłam w sobie odnaleźć.
I czułam się z tym potwornie.
- James…
- Martwię się o ciebie. Zrozum to. Nie chcę cię znów stracić. Nie po to odzyskałem cię te pięć lat temu. – powiedział w końcu. Jego głos był wyprany z emocji. Nie wiedziałam czy jest wściekły, czy załamany.
- Wiem… Ale nie możesz chronić mnie przez całe życie.
- Ale wybrałaś taki kierunek… A jeżeli na którejś akcji ci się nie powiedzie? Co wtedy?
- Tak mało wiary masz we mnie? – zaśmiałam się gorzko.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
- To co niby mam zrobić? I zanim odpowiesz, nie, nie zrezygnuję z tego.
Mężczyzna westchnął ciężko. Znów zapanowało między nami milczenie. Mój brat chyba przetwarzał informację. Albo zastanawiał się, jak zamknąć mnie w pokoju, abym siedziała w nim grzecznie, bez możliwości wydostania się.
- O każdej akcji masz mnie informować. Jak będą kłopoty, masz dzwonić, jasne.
- Będziesz mnie kontrolował?!
- Albo się zgadzasz, albo zapomnij o tej całej współpracy.
- Jesteś okropny!
- Jeżeli uznam, że sobie radzisz, zdejmę te zasady. Zrozum, martwię się o ciebie.
Stłumiałam chęć przewrócenia oczami. To mogłoby znów pogorszyć moją sytuację. Postawiłam więc na neutralne pytanie.
- A tobie co się stało? Kolej na twoją historię.
James zaczął powoli i bez entuzjazmu opowiadać swoje przygody z minionych dni. Dowiedziałam się o jego nowej znajomości.
- Kiedy ślub? – zapytałam zgryźliwie
- Nawet nie zaczynaj…
Potem przeszedł do spotkania z Łowczynią i do walki z nią. Potem było coś o jakimś domu, prowizorycznym opatrunku, kolejnej walce i o szpitalu. Ja jednak zatrzymałam się na samym temacie walki.
- Zaraz, zaraz. Ty mi prawisz morały na temat narażania się, a sam co zrobiłeś?!
- Jestem starszy, nie dyskutuj.
- Ale…
- Nie dyskutuj.
Powiedziałam mu o postrzelonym mężczyźnie w zaułku, a moim zdziwieniu na dźwięk huku wystrzału i o tym, co zrobiłam, kiedy już dotarłam na miejsce. Oczywiście tutaj już pojawił się pierwszy komentarz mojego brata, iż kiedy tylko usłyszałam dźwięk strzału, powinnam stamtąd uciec, bo przecież mógł to być łowca.
Nawet nie spodziewał się, że to coś znacznie gorszego.
Potem płynnie przeszłam do tego, jak spotkałam Eda, który poprosił mnie o zaprowadzenie na miejsce przestępstwa.
- Pokazał odznakę.
- Tak.
- Była prawdziwa?
- Popadasz już w paranoję!
Potem mniej pewnie opowiedziałam mu o tym, jak to wpadłam na genialny pomysł, że chcę również uczestniczyć w śledztwie. A zaraz po tym zaprowadziłam, jeszcze wtedy nieznanego mi mężczyznę, do naszego domu, gdzie tam on perfidnie mnie uśpił.
- Oszalałaś?! Nie znałaś go! Mógł ci coś zrobić.
- Siedzę, oddycham i rozmawiam z tobą. Nic mi się nie stało.
- Ale mogło.
Nie wdając się w dalszą dyskusję na ten temat, płynnie przeszłam do tego, jak to postanowiłam sama się zabrać za to śledztwo i jak fatalnie mi szło. Powiedziałam mu również o tym, jaki szok przeżyłam, jak zobaczyłam tegoż mężczyznę następnego dnia przed drzwiami naszego domu z bukietem kwiatów. Oczywiście nie omieszkałam mu powiedzieć, jak zareagowałam.
- Dziwię się, że nie rzuciłaś w nim nożem. Nawet bym ci wtedy przyklasnął.
- Przyznam, że sama się sobie wtedy dziwiłam.
- Może jeszcze nie jest za późno?
- James!
- Tak tylko mówię.
Opowiedziałam mu dalej o naszym powolnym dochodzeniu do tego, kto może być sprawcą i jaki plan wymyśliłam, aby zwabić naszych morderców.
- Wystawiłaś się im na cel? Czy ty do resz…
- Słuchaj dalej.
Aby trochę rozluźnić atmosferę, opowiedziałam również o mojej, jakże cudownej, podróży do centrum handlowego na zakupy mojego życia.
Nawet się nie uśmiechnął.
Zrezygnowana przeszłam do tej najmniej przyjemniej części. Jednym tchem, starając się jak najszybciej mówić, opowiedziałam mu dalsze wydarzenia. Jak to udałam się z Edem do kasyna, zaciągnęłam niewyobrażalny dług, pojechaliśmy razem do jego willi, w oczekiwaniu na ruch morderców, o tym, jak to Szablastozębny zaskoczył mnie w ogrodach i o tym, jak Ed go zabił, jak najszybciej opowiedziałam mu o naszej małej potyczce w ogrodach jego willi. A później powoli przeszłam do tego, że dostałam propozycję współpracy. I że się zgodziłam.
James wpatrywał się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jeszcze długo po zakończeniu historii nic nie mówił. Wiedziałam, że lada chwila nastąpi wybuch.
- Nie będziesz tam pracowała. Nie zgadzam się. A jak tego gościa choć raz zobaczę, zamorduję. Przysięgam.
O, nie. Tak rozmawiać nie będziemy. Nie będzie mi dyktował, co ma robić. Teraz to ja byłam wściekła.
- Sama będę o sobie decydować. A Eda zostaw w spokoju. To był mój pomysł. I jeżeli miałabym to zrobić jeszcze raz, zrobiłam bym to.
- Nie rozumiesz, że prawie zginęłaś?! – wrzasnął
- I co z tego?! Przez piętnaście lat, dzień w dzień mogłam zginąć! Nie praw mi teraz morałów! To jest jedyna szansa, abym w końcu mogła o tym zapomnieć!
- Nie w taki sposób!
- To będzie moja decyzja! Ja ją pojęłam i będę się jej trzymać!
- Jestem twoim starszym bratem!
A teraz powiem coś, czego naprawdę będę żałować. Ale sam się o to prosił.
- Dopiero od pięciu lat! Znamy się pięć lat, a ty chcesz za mnie wszystko robić! Wcześniej radziłam sobie sama!
Mój brat spojrzał na mnie lekko zaskoczony i urażony. W jego oczach widziałam jednak głęboki żal i ból.
Między nami zapanowała cisza. Niektórzy w tym momencie zlinczowaliby mnie za te słowa. W końcu mój brat chciał dla mnie jak najlepiej. Troszczył się o mnie. Bał. Po prostu… przemawiały przez niego te więzy rodzinne, których ja nie potrafiłam w sobie odnaleźć.
I czułam się z tym potwornie.
- James…
- Martwię się o ciebie. Zrozum to. Nie chcę cię znów stracić. Nie po to odzyskałem cię te pięć lat temu. – powiedział w końcu. Jego głos był wyprany z emocji. Nie wiedziałam czy jest wściekły, czy załamany.
- Wiem… Ale nie możesz chronić mnie przez całe życie.
- Ale wybrałaś taki kierunek… A jeżeli na którejś akcji ci się nie powiedzie? Co wtedy?
- Tak mało wiary masz we mnie? – zaśmiałam się gorzko.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
- To co niby mam zrobić? I zanim odpowiesz, nie, nie zrezygnuję z tego.
Mężczyzna westchnął ciężko. Znów zapanowało między nami milczenie. Mój brat chyba przetwarzał informację. Albo zastanawiał się, jak zamknąć mnie w pokoju, abym siedziała w nim grzecznie, bez możliwości wydostania się.
- O każdej akcji masz mnie informować. Jak będą kłopoty, masz dzwonić, jasne.
- Będziesz mnie kontrolował?!
- Albo się zgadzasz, albo zapomnij o tej całej współpracy.
- Jesteś okropny!
- Jeżeli uznam, że sobie radzisz, zdejmę te zasady. Zrozum, martwię się o ciebie.
Stłumiałam chęć przewrócenia oczami. To mogłoby znów pogorszyć moją sytuację. Postawiłam więc na neutralne pytanie.
- A tobie co się stało? Kolej na twoją historię.
James zaczął powoli i bez entuzjazmu opowiadać swoje przygody z minionych dni. Dowiedziałam się o jego nowej znajomości.
- Kiedy ślub? – zapytałam zgryźliwie
- Nawet nie zaczynaj…
Potem przeszedł do spotkania z Łowczynią i do walki z nią. Potem było coś o jakimś domu, prowizorycznym opatrunku, kolejnej walce i o szpitalu. Ja jednak zatrzymałam się na samym temacie walki.
- Zaraz, zaraz. Ty mi prawisz morały na temat narażania się, a sam co zrobiłeś?!
- Jestem starszy, nie dyskutuj.
- Ale…
- Nie dyskutuj.
Reszta wieczoru upłynęła nam na
dalszych kłótniach, złośliwych uwagach, przekomarzaniu się, przedrzeźnianiu się
i tych wszystkich rzeczach, które robi razem rodzeństwo.
Pierwszy raz czułam się tak dobrze.
Tak, jakbym miała rodzinę. Jakbym kogoś obchodziła.
Choć jedną osobę z całego świata.
Pierwszy raz czułam się tak dobrze.
Tak, jakbym miała rodzinę. Jakbym kogoś obchodziła.
Choć jedną osobę z całego świata.
Ezequiel? Coś mi się udało nawet naskrobać XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz