5 wrz 2017

Od Jamesa do Koyori

Zadzwonić do siostry. Oczywiście. Ci tutaj ludzie, który nazywali się lekarzami, robili wszystko, co potrzeba, oprócz słuchania mnie. Nie obchodziło ich, kiedy mówiłem, że nic mi nie jest. A kiedy w końcu łaskawie stwierdzili, że rana nie jest zbyt głęboka i poważna, zdobyłem się na krótkie, złośliwe: „A nie mówiłem?”.
Nie miałem najmniejszej możliwości skontaktować się z siostrą. Nie chcieli mi dać żadnego telefonu. Nic. Nawet gołębia pocztowego nie mogłem stąd wysłać. A ja MUSIAŁEM jakoś z nią porozmawiać.
Choć tyle dobrego, że już nie ma Łowczyni – pomyślałem.
Wtedy też do mnie dotarło, że dziewczyna zadała pytanie i oczekiwała ode mnie odpowiedzi.
- Ci lekarze chyba za punkt honoru postawili sobie nie dać mi telefonu. – odpowiedziałem.
Czułem się lekko otępiały. Ile oni tych leków we mnie wpakowali?
- Może pożyczę ci mój? – zaproponowała dziewczyna, a ja spojrzałem na nią z wdzięcznością.
Wziąłem od niej telefon i czym prędzej wystukałem numer Aurayi. Oczywiście odebrała dopiero po czwartej próbie połączenia się z nią. A nasza rozmowa nie trwała długo. Było to coś na zasadzie: „Jestem zajęta. Nie mogę teraz rozmawiać.” I się rozłączyła.
Czego ja się spodziewałem…
- Wszystko w porządku? – spytała lekko zmartwiona Koyori.
- Jasne. A przynajmniej jest tak, jak zawsze. Nic jej nie jest. – uśmiechnąłem się lekko i dopiero teraz całe napięcie z całego dnia ze mnie zeszło. Dając miejsce zmęczeniu.
- Wiesz, ile oni zamierzają mnie tu jeszcze trzymać? Mówiłem temu lekarzowi, że mogę iść do domu, ale ten jakby mnie nie słyszał. Za co oni im płacą?
- Skoro powiedzieli, że jeszcze musisz tu zostać, to chyba mają ku temu powód, prawda?
- I ty jesteś po ich stronie?
- Przypomnieć ci, jak ostatnio skończyło się twoje: „Nic mi nie jest, dam radę”?
- Wierz mi. Nie zamierzam w najbliższym czasie iść na miłe spotkanie towarzyskie z Łowcami. – odparowałem.
Prawda była taka, że chciałem już być w domu. Chciałem wrócić do zwykłej codzienności. Leżenie w szpitalu raczej nie znajdowało się na szczycie moich planów na dzień.
- Mógłbym mieć do ciebie prośbę? Poszłabyś i zapytała, kiedy zamierzają mnie stąd wypuścić? Byłbym bardzo wdzięczny. Mi nawet nie pozwalają wstać z tego łóżka. Uwierzysz, że ilekroć próbuję, nagle znikąd pojawia się pielęgniarka? – zaśmiałem się gorzko.

Koyori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz