Zadzwonić do siostry. Oczywiście. Ci tutaj ludzie, który
nazywali się lekarzami, robili wszystko, co potrzeba, oprócz słuchania mnie.
Nie obchodziło ich, kiedy mówiłem, że nic mi nie jest. A kiedy w końcu łaskawie
stwierdzili, że rana nie jest zbyt głęboka i poważna, zdobyłem się na krótkie, złośliwe:
„A nie mówiłem?”.
Nie miałem najmniejszej możliwości skontaktować się z siostrą. Nie chcieli mi dać żadnego telefonu. Nic. Nawet gołębia pocztowego nie mogłem stąd wysłać. A ja MUSIAŁEM jakoś z nią porozmawiać.
Choć tyle dobrego, że już nie ma Łowczyni – pomyślałem.
Wtedy też do mnie dotarło, że dziewczyna zadała pytanie i oczekiwała ode mnie odpowiedzi.
- Ci lekarze chyba za punkt honoru postawili sobie nie dać mi telefonu. – odpowiedziałem.
Czułem się lekko otępiały. Ile oni tych leków we mnie wpakowali?
- Może pożyczę ci mój? – zaproponowała dziewczyna, a ja spojrzałem na nią z wdzięcznością.
Wziąłem od niej telefon i czym prędzej wystukałem numer Aurayi. Oczywiście odebrała dopiero po czwartej próbie połączenia się z nią. A nasza rozmowa nie trwała długo. Było to coś na zasadzie: „Jestem zajęta. Nie mogę teraz rozmawiać.” I się rozłączyła.
Czego ja się spodziewałem…
- Wszystko w porządku? – spytała lekko zmartwiona Koyori.
- Jasne. A przynajmniej jest tak, jak zawsze. Nic jej nie jest. – uśmiechnąłem się lekko i dopiero teraz całe napięcie z całego dnia ze mnie zeszło. Dając miejsce zmęczeniu.
- Wiesz, ile oni zamierzają mnie tu jeszcze trzymać? Mówiłem temu lekarzowi, że mogę iść do domu, ale ten jakby mnie nie słyszał. Za co oni im płacą?
- Skoro powiedzieli, że jeszcze musisz tu zostać, to chyba mają ku temu powód, prawda?
- I ty jesteś po ich stronie?
- Przypomnieć ci, jak ostatnio skończyło się twoje: „Nic mi nie jest, dam radę”?
- Wierz mi. Nie zamierzam w najbliższym czasie iść na miłe spotkanie towarzyskie z Łowcami. – odparowałem.
Prawda była taka, że chciałem już być w domu. Chciałem wrócić do zwykłej codzienności. Leżenie w szpitalu raczej nie znajdowało się na szczycie moich planów na dzień.
- Mógłbym mieć do ciebie prośbę? Poszłabyś i zapytała, kiedy zamierzają mnie stąd wypuścić? Byłbym bardzo wdzięczny. Mi nawet nie pozwalają wstać z tego łóżka. Uwierzysz, że ilekroć próbuję, nagle znikąd pojawia się pielęgniarka? – zaśmiałem się gorzko.
Koyori?
Nie miałem najmniejszej możliwości skontaktować się z siostrą. Nie chcieli mi dać żadnego telefonu. Nic. Nawet gołębia pocztowego nie mogłem stąd wysłać. A ja MUSIAŁEM jakoś z nią porozmawiać.
Choć tyle dobrego, że już nie ma Łowczyni – pomyślałem.
Wtedy też do mnie dotarło, że dziewczyna zadała pytanie i oczekiwała ode mnie odpowiedzi.
- Ci lekarze chyba za punkt honoru postawili sobie nie dać mi telefonu. – odpowiedziałem.
Czułem się lekko otępiały. Ile oni tych leków we mnie wpakowali?
- Może pożyczę ci mój? – zaproponowała dziewczyna, a ja spojrzałem na nią z wdzięcznością.
Wziąłem od niej telefon i czym prędzej wystukałem numer Aurayi. Oczywiście odebrała dopiero po czwartej próbie połączenia się z nią. A nasza rozmowa nie trwała długo. Było to coś na zasadzie: „Jestem zajęta. Nie mogę teraz rozmawiać.” I się rozłączyła.
Czego ja się spodziewałem…
- Wszystko w porządku? – spytała lekko zmartwiona Koyori.
- Jasne. A przynajmniej jest tak, jak zawsze. Nic jej nie jest. – uśmiechnąłem się lekko i dopiero teraz całe napięcie z całego dnia ze mnie zeszło. Dając miejsce zmęczeniu.
- Wiesz, ile oni zamierzają mnie tu jeszcze trzymać? Mówiłem temu lekarzowi, że mogę iść do domu, ale ten jakby mnie nie słyszał. Za co oni im płacą?
- Skoro powiedzieli, że jeszcze musisz tu zostać, to chyba mają ku temu powód, prawda?
- I ty jesteś po ich stronie?
- Przypomnieć ci, jak ostatnio skończyło się twoje: „Nic mi nie jest, dam radę”?
- Wierz mi. Nie zamierzam w najbliższym czasie iść na miłe spotkanie towarzyskie z Łowcami. – odparowałem.
Prawda była taka, że chciałem już być w domu. Chciałem wrócić do zwykłej codzienności. Leżenie w szpitalu raczej nie znajdowało się na szczycie moich planów na dzień.
- Mógłbym mieć do ciebie prośbę? Poszłabyś i zapytała, kiedy zamierzają mnie stąd wypuścić? Byłbym bardzo wdzięczny. Mi nawet nie pozwalają wstać z tego łóżka. Uwierzysz, że ilekroć próbuję, nagle znikąd pojawia się pielęgniarka? – zaśmiałem się gorzko.
Koyori?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz