8 wrz 2017

Od Sama do Horacego

Kolejny dzień rutyny. Pobudka przed godziną szóstą, śniadanie, dyżur w szpitalu i powrót do domu jakoś przed ósmą, czy dziewiątą wieczorem. Powoli zaczyna mnie to męczyć i zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym był normalnym człowiekiem, padłbym z wycieńczenia. Praca chirurga nie jest łatwa pod względem psychicznym i fizycznym. Moment, w którym pacjent umiera na stole operacyjnym, jest okropnym obciążeniem dla umysłu. Sam wmawiasz sobie, że to twoja wina, mimo że od początku szanse na uratowanie nikłe. Ostatnimi czasy mam jeszcze więcej pracy. W mieście robi się coraz niebezpieczniej, a w efekcie przybywa pacjentów. Czasem nawet przyjmuję ich w mieszkaniu, a mowa tu bardziej o tych nadnaturalnych poszkodowanych. Mam wśród znajomych takie "istoty", często przyprowadzają do mnie kogoś, kto potrzebuje pomocy, a nie jest w stanie pójść do szpitala i wciąż zachować swoją inność w tajemnicy.
Wyszedłem ze szpitala późnym wieczorem, mając nadzieję, że tym razem nikt ani nic mnie nie zatrzyma. Miałem już dość takiego życia, jednak wiedziałem, jak bardzo jestem tu potrzebny i nie mogłem tego tak po prostu rzucić. Nie mogę narzekać na zarobki, bo to dość prestiżowy szpital, jeżeli można to tak nazwać, więc finansowo stoję bardzo dobrze, jednak moje samopoczucie coraz bardziej na tym cierpi. Chciałbym wziąć urlop, ale teraz nie jest to możliwe, bo kto się zajmie tymi wszystkimi ludźmi? Nie jestem tu jedynym chirurgiem, ale w tych czasach każdy lekarz jest prawie na wagę złota.
Wchodząc do mieszkania rzuciłem swoje rzeczy przy wejściu i od razu poszedłem wziąć prysznic. Jedyne o czym w tym momencie marzyłem, to położyć się spać. Już nawet na kolację nie miałem ochoty.
- Sam, Sam, Sam - westchnąłem pod nosem - Ty się wykończysz.
Taka była prawda, ale chciałem pomagać i niestety wychodziło to kosztem mojego zdrowia. Zaraz weekend, tym razem nie będę miał dyżurów w szpitalu, więc może uda mi się trochę odpocząć. Ledwo zdążyłem wyjść z łazienki i coś na siebie narzucić, a usłyszałem pukanie do drzwi. Nie sugerowało ono nic dobrego, bo po pierwsze było zdecydowanie zbyt późno na odwiedziny i ktoś, kto stał po drugiej stronie, musiał być bardzo zdenerwowany, bądź przejęty. Zachowując ostrożność, podszedłem bliżej, chociaż.. włamywacze chyba nie pukają, prawda? Złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi, pierwsze co zauważając Clark, przyjaciółkę mojego znajomego. Dopiero po chwili zauważyłem na wpół przytomnego i zalanego krwią mężczyznę, leżącego przy jej nogach.
- Zajmij się nim - odezwała się, próbując nabrać powietrze do płuc - Pomógł mi, gdy pojawili się łowcy. Nie może się uleczyć, bo go postrzelili.
- Okej, ale ty sprzątasz chodnik przed domem, jak sąsiedzi zobaczą krew, to się przestraszą.
Sąsiedzi widzą wszystko, w sumie to nie lubię żadnego, a raczej z nikim nie mam kontaktu. Pracuję od rana do wieczora, tylko czasem ktoś wścibski musi przyjść.
Schyliłem się, by wciągnąć mężczyznę do mieszkania. Chyba będę musiał zaopatrzyć się w stół operacyjny do pokoju, bo teraz pewnie będę musiał wykorzystać ten kuchenny. Całe szczęście, że pomyślałem, by zostawić trochę przydatnych narzędzi w domu, inaczej używałbym noża i kombinerek.
Udało mi się jakoś położyć go na stole, wcześniej wszystko z niego zrzucając.
- Wilkołak, próbuje się regenerować, ale kula utknęła w jego ciele i nie pozwala na to. - Wyjaśniła Clark, podchodząc do zlewu. Kobieta odkręciła wodę, by zmyć krew ze swoich dłoni.
Szybko poszedłem do jednego z pokoi, by zabrać potrzebne mi narzędzia i zaraz wróciłem do rannego mężczyzny. Gdy tylko odzyska w pełni świadomość, może chcieć mnie zaatakować, instynkt przetrwania, typowy dla wilkołaków.
- Przytrzymaj go, a ja spróbuję szybko wyjąć kulę. - Spojrzałem na Clark i szybkim ruchem rozciąłem koszulę mężczyzny.
Kobieta podeszła do stołu, od strony głowy i przytrzymała silnie jego ramiona. Muszę zrobić to szybko i dokładnie, potem może wystąpić silniejszy krwotok, który również muszę jak najszybciej zatamować, jednak najpewniej od razu zacznie się uleczać. Pocisk najpewniej nasączony był czymś, co spowolni ten proces, ale nie powinno już mu wtedy nic grozić.
Kula utkwiła głęboko w jego piersi, a wyjęcie jej nie należało do prostych, tym bardziej, że nie posiadałem całego potrzebnego mi sprzętu, pomieszczenie też nie było przystosowane do takich "zabiegów". Gdy wreszcie udało mi się ją wyjąć, przycisnąłem szybko dłoń do rany, czekając, czy sam zacznie się uleczać i jednocześnie mając nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy, żeby mnie zaatakować.


Horace? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz