10 paź 2016

Od Jamie do Aarona

Poderwałam się, ciężko dysząc. Zrzuciłam z siebie koc, by móc przekonać się, że rana po prostu zniknęła, a jedyną pozostałością po niej została zaschnięta krew, zdobiąca koszulę. Nerwowo rozejrzałam się dookoła, próbując określić, gdzie dokładnie się znalazłam. Przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku godzin, podniosłam się i wzięłam telefon komórkowy. Odblokowałam go, jednak na wyświetlaczu nie pojawiła się informacja o żadnej nowej wiadomości. Prychnęłam wściekle i, ignorując dzbanek herbaty i tacę z ciastkami, zerwałam płaszcz z wieszaka, założyłam na siebie i wyszłam na zewnątrz. Dopiero teraz udało mi się określić moje położenie. Byłam w miejscu, gdzie podczas ostatniej walki zginęli moi towarzysze, bestialsko zamordowani przez mojego wybawiciela - zmiennokształtnego. Ponownie się rozejrzałam, jednak teraz moją uwagę przykuły oręża, pozostawione przez chłopaka. Kilka ostrzy, nie należących do mnie, a do moich morderców, i mój pistolet, a obok niego pudełeczko wypełnione nabojami. Uśmiechnęłam się nieznacznie, sięgając po broń palną i pudełko. Schowałam komplet do wewnętrznej kieszeni płaszcza, a resztę ostrzy pozostawiłam obok, zupełnie nietknięte przeze mnie. Wciąż rozmyślając nad losem mojego wroga, ofiary, a zarazem wybawiciela, wyruszyłam w drogę powrotną niezwykle powolnym krokiem.
Niedługo po dotarciu do tymczasowej, niezwykle zakurzonej siedziby, dopadli mnie dwaj mężczyźni - informator i pająk - niezwykle ciekawi wydarzeń, mających miejsce kilka godzin temu.
- Dwójka mych towarzyszy nie żyje - westchnęłam, podchodząc do szafki, z której poprzednio wzięłam arszenik - On ich zabił.
- Zemsta? - zapytał informator, zerkając na pająka.
- Nie - szarpnęłam drzwiczkami, a po ich otwarciu, odłożyłam truciznę tuż obok opium - Wyślemy mu prezent, jako nasze podziękowanie. Studium w szkarłacie.
- Ile tabletek? - westchnął ciężko starszy mężczyzna. Wyjątkowo nie lubił działać tym sposobem.
- Dwie, mój drogi, dwie. Jedna w całości składająca się z opium, druga... Ach! Wymyśl coś, pająku, przecież jesteś genialny.
Dwójka mych ludzi wyszła z pomieszczenia zrezygnowana, jednak pająk tuż po wyjściu zaczął niemiłosiernie kląć, wyzywając mnie, moje pomysły. I tak wróci. Zawsze wraca. Gdy zajęli się rozkazem, postanowiłam ocenić w jakim stanie pozostawił mnie pan Ward. Unosząc koszulę, udało mi się znaleźć maleńką bliznę. Nic poza tym. Zrobił coś, czego nie powinien, by rana zniknęła. Musiałam się dowiedzieć co.
Późnym wieczorem, zmęczony pająk wszedł bez słowa do pokoju i podał mi dwie tabletki - jedną, zawierającą opium, śmiertelną i drugą, zupełnie niegroźną - przeznaczone dla zmiennokształtnego.
- Przynieście mu to pod próg drzwi wraz z karteczką, podpisaną M. Na pewno się ucieszy z takiego podarunku.

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz