20 lis 2016

Od Jamie do Anthony'ego

- Naprawdę musimy to załatwiać tutaj? – zapytałam, opierając głowę na zaciśniętej pięści. Machinalnie rozejrzałam się dookoła, szukając potencjalnego zagrożenia, jednak ostatecznie skupiłam się na rozmówcy – Ktoś może nas usłyszeć. Ktoś, kto nie powinien. Będziemy musieli go zlikwidować.
- Spokojnie, muzyka zagłusza nasze słowa, nikt nie dowie się, co planujemy – odpowiedział spokojnie, dopijając kolejną szklankę alkoholu – Jeszcze raz Grouse – zwrócił się do barmana, który po chwili podał mu kolejną porcję whisky – Widzisz? Nikt się nami nie interesuje.
- To nadal jest zbyt ryzykowne – warknęłam, zaciskając palce na szklance z Grant’s – Maskotki Scotland Yardu są wszędzie. Dodatkowo, wiedzą jak wyglądamy.
- Więc wygól i wytatuuj sobie bok głowy – zaśmiał się. Drgnęłam, gdy zrozumiałam, jak alkohol działa na pana Brocka – Mi w żadnym stopniu nie przeszkadza to, że wiedzą o nas zbyt wiele – dodał, upijając łyk trunku – Odwróć się – powiedział, prawie niezauważalnym ruchem głowy wskazując na osobę znajdującą się za mną. Zerknęłam za siebie, by móc ujrzeć wpatrującego się we mnie ciemnego blondyna – Udawaj pijaną, może okazać się przydatny. Jeśli nie, oskórujemy go. Będę cię obserwował. – szepnął, po czym oddalił się, lekko zataczając. Nieznajomy mężczyzna podszedł do mnie, uśmiechając się szarmancko.
- Witaj, piękna. – odezwał się, przystając. Spojrzałam na niego pozornie tępo, jednak tak naprawdę przyglądałam mu się uważnie, oceniając stopień zagrożenia. Spojrzałam na jego twarz, która spokojnie mogłaby uchodzić za przystojną, na jego mięśnie, rysujące się pod obcisłą koszulką.
- Witaj. – odparłam po chwili, przypominając sobie jego wcześniejsze słowa
- Czy mógłbym poznać twe imię? – zapytał, obrzucając mnie spojrzeniem jasnych oczu.
- Susanne O’Donnell. – odpowiedziałam szybko, zdecydowanie za szybko, by te słowa mogłyby być prawdą. Jednak nie wyczuł tego niezbyt subtelnego kłamstwa.
- Anthony Wilson. – przedstawił się, muskając palcami moją dłoń. Uśmiechnęłam się fałszywie.
- Jest pan naprawdę… Piękny. Niezwykła symetria. Jako artystka jestem wyuczona, by jej szukać i odnajdywać w ludziach podobnych panu. – uśmiechnęłam się w jego stronę, ściskając jego błądzące palce.
- Jeśli dobrze myślę, spędzi pani ze mną wieczór w tym cudownym mieście. Czy się pani zgodzi, czy nie, zostawię panią z czym zastałem – zaczął, przejeżdżając kciukiem po knykciach – Zapewniam jednak, że będziemy się cieszyć ze wspólnego towarzystwa. Nie zamierzam pani zmuszać.
- Nie jest pan nudny. – dopowiedziałam, skupiając się na jego jasnych oczach.
- Staram się. – wzruszył ramionami, dopijając alkohol.
- Zgadzam się, ale mam jedno pytanie. Już powiedziałam, że jest pan niezwykle piękny i widzę, jak pan na mnie patrzy. Dlaczego musimy wychodzić gdziekolwiek indziej, niż własne mieszkania, żeby cieszyć się swoim towarzystwem?
- A więc gramy o wysokie stawki. Pozwoli pani? – uniósł wolną rękę, patrząc na mnie wyczekująco. Uśmiechnęłam się, chwytając ją. Anthony odłożył szklankę i wziąwszy haust powietrza, powoli, delikatnie, wyprowadził z klubu. Będąc na zewnątrz, ukryci w cieniu, chwyciłam kołnierzyk jego bluzki i pociągnęłam w dół, sprawiając, że spojrzał mi prosto w oczy. Przycisnęłam go do ściany budynku i pocałowałam – długo i namiętnie - wplatając dłoń w jego włosy, podczas gdy dopiero co poznany mężczyzna objął mnie w pasie. Odsunęłam się od niego, oddychając ciężko i śmiejąc się cicho.
- Nie jest pani nudna – zaśmiał się, potrząsając głową i prowadząc mnie do swojego samochodu. Otworzył drzwi, poczekał aż wsiądę, zamknął drzwi i dopiero wtedy sam wsiadł.
- Staram się. – odpowiedziałam, patrząc w jego stronę. Odpalił samochód, cały czas zerkając na mnie.
Przejazd od klubu do mojego mieszkania nie zajął długo – podałam mu potrzebne informacje, jak ognia unikając szczegółów. Wprowadziłam Anthony’ego do lokum, a gdy tylko zamknęłam za nami drzwi, mężczyzna przycisnął wpił się w moje usta, objął i niezdarnie poprowadził do pokoju. Opadliśmy na kanapę. Zdjęłam z niego ciemną bluzkę, a on rozpiął koszulę i rzucił ją na podłogę, tuż obok jego ubrania. Znowu mnie pocałował, błądząc dłońmi po plecach. Gwałtownie odepchnęłam go od siebie i wyśliznęłam się spod niego. Usiadłam na stołku, postawionym przy sztaludze z czystym płótnem. Ścisnęłam w dłoni pędzel, patrząc na półnagiego mężczyznę ze złośliwym uśmiechem.
- Rozbieraj się – machnęłam ręką w jego stronę, pochylając się nad pudłem z farbami – Namaluję akt, a będziesz na nim ty. Szybko!


Anthony?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz