22 gru 2016

Od Sydney do Williama

Łowcy. Słowo odbijało się echem w moim umyśle. Przecież łowcy są wszędzie więc jak mogłoby ich zabraknąć tutaj? Westchnęłam kiedy William zniknął w cieniu drzew. ‘Kiedy zaczną znikać ludzie’… On chyba nie wie, że nie jestem zdolna do tego. Nigdy nie zabijałam człowieka, nie potrafiłabym. Wiem, że jest to podstawowa dieta mojego gatunku lecz wyparłam się całkowicie ludzkiego mięsa, jestem nauczona jadać mięso zwierząt. Jestem inna, nawet w towarzystwie mojego gatunku. Jedynego osobnika jakiego na razie znam. Kopnęłam mały kamień przede mną, śledząc go wzrokiem. Nagle oświeciły go pierwsze promienie wschodzącego słońca. Kamień rzucił lekki cień na drogę powodując, że odwróciłam się w stronę słońca. Nie było ono dla mnie problemem. Kiedy chodziłam do szkoły z innymi, słońce stało się mniej straszne niż zawsze mi było dane słyszeć w legendach o moim gatunku. Mimo, że po dłuższym staniu w jego promieniach, bardzo silnych promieniach, mogłam odczuć efekt na swojej skórze - wystarczyła duża, cienka chusta lub jakieś ‘lekkie’ okrycie na odsłonięte ramiona. Z nogami problemu nie było, wystarczyło jedynie pilnować się by za długo nie stać w promieniach. Dlatego teraz, oślepiona blaskiem słońca, mrużąc oczy nie odczuwałam tego efektu, jakie mogą czuć inne osoby z mego gatunku chowające się cały czas w cieniu. Ze względu na panującą tutaj zimę wyjątkowo dziś było słonecznie.
Postanowiłam jednak wrócić do miasta, aby chociaż zarobić kilka pieniędzy i kupić sobie taką chustę na wypadek gdybym musiała wyjść gdzieś o porannych godzinach. Moją pierwszą myślą co mogę robić to praca w bibliotece. Lubię czytać, lubię biblioteki. – kiedy byłam mała często chodziłam do bibliotek. Mają piękne zapachy starych książek, samo pomieszczenie najpewniej ma swój urok, a do tego niesamowity widok fal książek poustawianych na półkach. Kiedy wczoraj zwiedzałam miasto, widziałam pewną bibliotekę i to dość niedaleko więc jeżeli tam dotrę może uda mi się wynegocjować kilka godzin pracy za jakieś grosze.

*Godzinę później*

Do najbliższej biblioteki dotarłam na godzinę dziewiątą dwadzieścia dwa. Zegar który zobaczyłam przez szybę wskazywał właśnie tą godzinę lecz nie wiedziałam jak szybko zleciał mi czas w towarzystwie drugiego wendigo, a jak wolno w podróży do miasta. Budynek był otwarty już od siódmej więc kiedy nacisnęłam klamkę, drzwi otworzyły się wprawiając w ruch mały dzwoneczek, powiadamiając właścicielkę biblioteki o przybyciu kogoś do królestwa książek. Kiedy przekroczyłam próg od razu poczułam piękny zapach starych książek. Kiedy przyjrzałam się budynkowi od wewnątrz, zauważyłam regały sięgające do sufitu, kilka stolików które były postawione na środku czytelni oraz piękny, stary żyrandol wiszący nad stolikami. W bibliotece były aktualnie trzy osoby z czego dwie kolejne, przemierzały regały w poszukiwaniu ksiąg. Nie chcąc dłużej stać jak kołek podeszłam do recepcji, aby omówić sprawę dzisiejszej pracy. Przede mną, na biurku z ciemnego drewna był dzwonek, taki jaki widziałam w hotelach, tak więc nacisnęłam go. Wydał z siebie krótki, acz dobrze słyszalny dźwięk. Po chwili z drzwi za recepcją wyszła starsza pani. Miała koka usłanego z siwych już włosów, bawełniany sweter koloru kremowego z obrazkiem książki oraz czarne spodnie.
- W czym pomóc? – Zagaiła miło. W sumie nie byłabym zaskoczona, gdyby ktoś nie byłby dla mnie miły, ale teraz to zupełnie inna sprawa. Wydaje się być życzliwą osóbką. Chwilę przypatrywałam się jej wizerunkowi, aż wreszcie postanowiłam odpowiedzieć.
- Ymm… Ja tak jakby szukam pracy. Ale nie na stałe, raczej na ten dzień. Tylko ten dzień. – Mówiłam dość szybko, nie wiem czemu przy wypowiadaniu tych słów poczułam wstyd. Przecież to normalne, że ktoś szuka pracy?
- W takim razie. – Schyliła się na chwilę i wyciągnęła spod lady stos książek. – Poodkładaj te książki do odpowiednich regałów. Wiesz czym się kierować przy wyszukiwaniu regałów?
- Tak, często bywałam w takich miejscach. – Odpowiedziałam lekko zdziwiona, że tak szybko poszło.
- No to do pracy. – Staruszka się uśmiechnęła i zniknęła za drzwiami.

*Kilka godzin później*

Zegar wskazywał godzinę dwudziestą pięć. Wtedy to skończyłam wszystko co miałam zrobić. Odkładanie książek zajęło mi nie całą godzinę, po czym dostałam kolejny ich stos. Tu z kolei miałam trochę trudniej, książki były stare dlatego często nie mogłam się odczytać. Nie zabrakło tutaj jednak bardziej współczesnej literatury. Kiedy skończyłam tę czynność, dostałam kolejne zadanie, a mianowicie miałam spisać numery książek i odbijać pieczątkę biblioteki. To zadanie zajęło mi czas właśnie do aktualnej godziny, bądź co bądź lecz takiej ilości książek raczej nie sprawdzisz w pięć minut. Wstałam od stołu na którym były porozkładane książki i przeciągnęłam się po czym ogłosiłam, że skończyłam. Nikogo już nie było w budynku, prócz właścicielki i mnie, więc mogłam sobie pozwolić na więcej swobody.
- Dziękuję za to. – Niespodziewanie starsza pani pojawiła się obok mnie. – To za dzisiaj. – Wystawiła rękę na której pojawiło się 10 funtów. Niepewnie wzięłam od niej pieniądze, za mało roboty wykonałam, aby tyle mi zapłacić.
- Ja też dziękuję, będę się zbierała. – Włożyłam pieniądze do tylnej kieszeni spodni i wyszłam z budynku. Uderzył mnie chłód powietrza kiedy znalazłam się na zewnątrz. Kolejna noc spędzona na włóczeniu się? Nie, dziś sobie na to nie pozwolę. Z tą myślą ruszyłam drogą do miejsca, gdzie rozstałam się z Williamem.
Tak właśnie po pół godzinnej podróży do wyznaczonego miejsca – znalazłam się tam. Zapamiętując w którą stronę udał się mężczyzna oraz po małej pozostałości jego zapachu, zaczęłam się kierować na jego terytorium.
Kiedy wreszcie przeszłam przez kilka polan i las ujrzałam w oddali dom. Był on średniej wielkości, dwupiętrowy. Był cały z drewna, ale widać było że swoje już przeżył; zauważyłam, że jedna ze ścian jest trochę porośnięta mchem. No więc to jego terytorium, tak? Więc chyba mnie wyczuje, albo już nawet wyczuł. Nie zdziwię się jeżeli otworzy mi drzwi zanim zacznę pukać lub będzie stał za mną jak jakiś morderca, albo w ogóle mi nie otworzy. Westchnęłam i ruszyłam w stronę domu.

William?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz