- W ciąży? - wychrypiałem zaskoczony. Serce waliło mi tak, że wydawało się, że chciało mi wyskoczyć z piersi. Ella popatrzyła tylko na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Czemu płaczesz? Ja tu powinnam płakać, raczej przez moje ciało będzie się przeciskać prawie trzykilowe coś - mruknęła biorąc do ust kolejną frytkę. Uh. Nic dziwnego, że dzwoniła z obietnicą zamordowania mnie.
- Wow - mruknąłem mało inteligentnie. Prawdopodobnie na mojej twarzy można było dokładnie zobaczyć proces przetwarzania, który dział się w mojej głowie. - Z tego powodu byłaś u lekarza? - zadałem pierwsze z wielu tłoczących się pytań. Ella pokiwała głową.
- Okres mi się spóźniał - kobieta wstała i zaczęła z zapałem przeszukiwać lodówkę. Wyjęła z niego butelkę piwa, więc ja szybko wstałem i wyjąłem je z jej ręki. Popatrzyła na mnie nieprzytomnie.
- O. No tak - zmarszczyła lekko nosek i wyciągnęła butelkę dietetycznej pepsi. Odstawiłem trunek na miejsce. Oparłem się o blat, myśląc nad kolejnym pytaniem.
- I chcesz je urodzić? - poprawiłem odruchowo okulary. Kobieta napchała sobie pełną buzię frytek, zanim odpowiedziała.
- Uhhh, to zależy od ciebie. Stać cię na utrzymanie dwójki dorosłych, dziecka, psa i kota? - zacisnąłem szczękę i pokiwałem niepewnie głową.
- Będziemy albo najgorszymi albo najlepszymi rodzicami na świecie - dodała jeszcze kobieta. Ugryzłem się w język. Smutne było to, jak bardzo prawdziwa była jej wypowiedź. Pokiwałem głową.
- I to z pewnością moje? - zadałem pytanie, za które oberwałem jej krótką nogą w kostkę. Obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem więc podniosłem ręce do góry w poddańczym geście.
- Okej, okej, no już, pytania nie było - westchnąłem, nieco pewniejszy siebie. Bogowie, ja ojcem? Nikt by się tego nie spodziewał. No, może jedna osoba. Wyjaśnia to rozwścieczoną wiadomość od Apolla z zeszłego tygodnia. Odepchnąłem się od blatu i podszedłem do kobiety wyciągając do niej rękę. Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Jem - rzuciła tylko. Przewróciłem oczyma i ponagliłem ją nieco. Z westchnieniem złapała moją dłoń i wstała. Przytuliłem ją mocno, wtulając twarz w jej włosy. Czułem jak zaciska ramiona wokół mnie. Staliśmy, oboje raczej myśląc o tym wszystkim. To było jednak dużo.
- To będzie ciężkie - zaśmiałem się lekko. Ella, która zapomina karmić siebie jak pracuje, ja, wiecznie przestraszony i te wszystkie potworne stworzenia, które ściągamy. - Ale to kolejna rzecz, z którą sobie poradzimy - stwierdziłem cicho, ściskając ją nieco mocniej, dla zapewnienia.
- Oby. Masz nie zwiać, bo cię znajdę - odsunęła się nieco a ja przekrzywiłem głowę, uśmiechając się lekko.
- Jeszcze półtora roku temu się ciebie bałem. Już pamiętam dlaczego. Czasami jesteś cholernie przerażająca - zaśmiałem się, za co dostałem po głowie. Przyciągnąłem niziutką kobietę znów do siebie, całując ją delikatnie. Mógłbym paplać, że był on swego rodzaju obietnicą, ale to prawdopodobnie bez sensu. I cliché. Gdy odsunąłem się Ella miała zdenerwowany wyraz twarzy. Spojrzałem na nią pytająco.
- Wszystko utrudniasz! - warknęła zdenerwowana. - Teraz muszę powiedzieć ci o mojej pracy - westchnęła głęboko. Byłem skonfundowany.
- ... Jesteś programistką - stwierdziłem oczywiste. Zacisnęła usta, rozważając swoje następne słowa.
- Taaaaa - zaczęła. - Taką nie do końca legalną - dorzuciła a moja twarz straciła wyraz.
- ... Jesteś hakerką - powiedziałem, nie do końca zaskoczony. To jednak było w jej stylu. Pokiwała głową.
- Szczegóły ci wyjaśnię. Kiedyś. Ale musisz się z tym liczyć, że moje otoczenie nie jest do końca bezpieczne - powiedziała a ja prychnąłem.
- Na jednym z naszych pierwszych wypadów na miasto zaatakowała nas jakaś grecka stwora. Ostatnio stawiliśmy się całej watasze wilkołaków. Przyzwyczaiłem się - podsumowałem sceptycznie. Klepnęła mnie w ramię.
- Mówię poważnie. To ryzykowna praca. Wiąże się z ucieczkami, zagrożeniem, ukrywaniem się - zaczęła wyliczać. Serce mi się ścisnęło. Nie pocieszała mnie, a już dużo dzisiaj zostało powiedziane. Ale cóż mogłem zrobić.
- Ja też mówię poważnie. Po informacji, że będziemy mieć dziecko nic mnie już nie przerazi - stwierdziłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ella pokręciła tylko głową, zirytowana.
- Nie sposób się ciebie pozbyć - rzuciła a ja wzruszyłem ramionami i pociągnąłem ją na kanapę. Usiedliśmy na niej, przytuleni. Lubię się kleić, co poradzę.
- Na jutro nic nie masz? Pojedziemy do ciebie i zaczniemy pakować i przewozić twoje rzeczy - zaproponowałem, bawiąc się jej dłonią. Spojrzała na mnie, z zastanowieniem w oczach.
- Mam się do ciebie wprowadzić? - spytała a ja zmarszczyłem brwi.
- Uhmm, tak? To byłoby raczej logiczne - powiedziałem. - Będziesz miała tego sierściucha całego dla siebie - zażartowałem, wskazując na śpiącego w misce Ernesta. Skąd się tam wzięła ta miska?
- Tamto mieszkanie i tak musi zostać. Będę tam pracować. A poza tym to masz rację, to logiczne - odpowiedziała. Z pewnością przekonała ją obecność kocura. Nie wiedziałem tylko jak zwierzak przeżyje obecność żywej i wszędobylskiej Pepper. Cóż, to była okazja żeby się przekonać. Spojrzałem na Ellę, która oparła głowę na moim ramieniu. Miała zamknięte oczy i chyba drzemała. To da się tak zasnąć w minutę? Czy to właściwość ciężarnych kobiet? Uśmiechnąłem się sam do siebie. Ciężarna Ella. Ciekawe. Przycisnąłem całusa na czubku jej głowy i też się wygodnie ułożyłem. Mi nie udało się zasnąć. Zbyt dużo myśli krążyło po mojej głowie. Nadal byłem przerażony perspektywą posiadania dziecka. Jedyne stworzenie jakim do tej pory się opiekowałem był kot. A mimo, że byłem przekonany, że ją kocham, nie znaliśmy się zbyt długo. Ryzykowaliśmy. I jedno było pewne. Czekałem aż Dean i Basil mnie zamordują.
***
Moje spojrzenie wędrowało między Ellą jedzącą makaron ze szpinakiem i dżemem jagodowym, piszczącą Pepper, którą po raz pierwszy wprowadziłem do mojego mieszkania i spoglądającego na nią z niechęcią i wyższością Ernesta leżącego na górze pudeł. Na co ja się zgodziłem?
***
Chodziliśmy alejkami supermarketu, robiąc zwykłe zapasy. Tego wieczoru zaprosiliśmy do siebie Deana i Basila. Oczywiście, nie mówiąc im o tym, że drugi będzie. Postanowiliśmy, że muszą w końcu zacząć żyć w zgodzie. Zwłaszcza, że zostają wujkami. O tym też musimy im powiedzieć. Ella stwierdziła, że żeby łatwiej poszło przygotuje lazanię i tatara, ich ulubione dania. Zgadywałem, że i tak to ja skończę w kuchni. Zagapiłem się i wprowadziłem wózek w następną alejkę, nie patrząc co w niej jest. Po sekundzie dopiero zorientowałem się, że byłem w dziale dziecięcym. Mój wzrok padł na dziecięce ubranka. Usłyszałem za sobą lekkie kroki Elli. Odkaszlnęła, żeby zwrócić na siebie uwagę.
- To jest tak bardzo nie w naszym stylu - rzuciła rozbawiona. Uśmiechnąłem się lekko, przytakując. Nie mogłem jednak oderwać wzroku od ubranek.
- Są takie urocze - zaśmiałem się, wskazując na śpioszki w jednorożce. Ramiona Elli owinęły mnie w talii, gdy ta przytuliła się do moich pleców.
- Urocze - potwierdziła. Spojrzałem na metkę tych śpioszków. Mówiła, że są one dla dzieci w wieku od 0-3 miesięcy. Chyba uszło. Wrzuciłem to do koszyka a Ella zaśmiała się.
- Poważnie? - spytała, zaglądając tam zza mojego ramienia. Wzruszyłem ramionami uśmiechnięty.
- Kiedyś i tak będziemy musieli zacząć to wszystko kupować. A tak nie będziemy musieli mówić chłopakom. Możemy im pokazać - stwierdziłem i popchnąłem dalej wózek.
Ella? Musiałam ten fluff. <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz