9 mar 2018

Od Natashy do Octaviana

Zmarszczyłam czoło, raz po raz czytając nadesłanego niedawno przez Octaviana smsa, który, co wywołało u mnie uczucie lekkiego rozdrażnienia, nie zawierał nic oprócz samej informacji o pobycie w szpitalu i sugestii, żebym wpadła go odwiedzić. Zrobiłabym to i bez jego delikatnej prośby.
- Watson - Kate klapnęła na sąsiednie miejsce, spoglądając mi przez ramię na wyświetlacz komórki. Szybko schowałam smartfona do kieszeni. Kiedy na nią spojrzałam, na jej twarzy malowała się nie tylko ciekawość, ale i lekkie współczucie. - Auć, co mu się stało?
Wzruszyłam ramionami, wbijając wzrok w swoje trampki.
- Chciałabym wiedzieć - odpowiedziałam z cichym westchnieniem. Jeszcze tylko tego brakowało. Nasza paczka po ostatniej kłótni przechodziła jeden z tych strasznych kryzysów, kiedy to zdania między jej członkami są podzielone i w grupie tworzą się własne, wewnętrzne kręgi, a teraz jeszcze Octavian wylądował w szpitalu. Zaczynałam mieć mocne podstawy do sądzenia, że uczepiło się mnie jakieś licho albo podpadłam bożkowi zajmującego się kwestiami fortuny i szczęścia.
- Więęęc, pójdziesz do niego? - chciała wiedzieć blondynka.
- Raczej tak. Miałam iść z Kylerem na zakupy, ale jeśli uda mi się zdążyć po nich, to na pewno wpadnę do szpitala - uśmiechnęłam się lekko, poprawiając koński ogon, z którego w czasie treningu wysmyknęło się kilka kosmyków, które teraz luźno opadały dookoła mojej twarzy. Do końca zajęć zostało jeszcze sporo czasu, a w czasie przerwy na lunch, czego byłam stuprocentowo pewna, nie zdążyłabym dojechać do szpitala i wrócić. A na tę chwilę nie zamierzałam przekładać niczego nad własną edukację i karierę.
Wiele osób uważa, że do osiągnięcia sukcesu w danej branży niezbędny jest przede wszystkich talent do robienia pewnych rzeczy. Kiedyś myślałam podobnie, ale nawet jeśli chodzi o przemysł muzyczny czy ogólnie artystyczny, talent stanowi niewielki procent na liście pożądanych cech lub umiejętności. Dajmy na przykład malarstwo, osoba o wyrobionym nazwisku dałaby radę sprzedać obraz nawet, gdyby tworzyłoby go tylko płótno pokryte jedną plamą. Dlaczego? Ponieważ umiał wypromować swój produkt. Aczkolwiek malarstwo i aktorstwo, łamane przez branża muzyczna, mają jedną, lecz ważną różnicę. W tym pierwszym nazwisk się nie zapomina. W drugim? Wypadniesz z okręgu, kończysz swoją pełną sukcesów karierę. Z pierwszych stron Vouge, Elle czy Cosmopolitana lądujesz na jednej czwartej kartki w niewielkim piśmie, którego praktycznie nikt nie czyta. Deczko przygnębiające.
Dlatego właśnie zamierzałam skupić całą swoją uwagę na własnym rozwoju, stawiając innych na niższym podeście.
Czy czuję się przez to gorzej?
Odpowiedź brzmi następująco; zdecydowanie nie.

Po skończonej próbie szybko przebrałam się w normalny strój - na który dzisiaj składała się trochę na mnie za duża pasiasta koszulka i zwykłe czarne dżinsy - i pognałam na sąsiadujący z uniwersyteckim teatrem parking, gdzie czekał już na mnie siedzący w swoim aucie Kyler. Na nosie miał założone okulary słoneczne, a w ręku telefon na którym nieustannie coś pisał. Nic dziwnego więc, że niezauważoną udało mi się podejść do samochodu. Dopiero kiedy otworzyłam drzwi chłopak zwrócił na mnie uwagę.
- Hej - uśmiechnęłam się na powitanie.
- Hej. Gotowa na wyprawę życia?
Zaśmiałam się krótko.
- Jeśli tak nazywasz robienie cotygodniowych zakupów.
- Odpowiedź na miarę A - pochwalił mnie żartobliwie, odpalając maszynę i ruszając w kierunku supermarketu.
Przez całą drogę samochód wypełniała cicha muzyka płynąca z radia, czasami ubogacana albo moim albo należącym do Kylera nuceniem. Cieszyłam się, że przynajmniej z nim mogę spędzić kilka miłych chwil zanim z powrotem wrócę do mieszkania, gdzie powietrze można by kroić nożem.
- Myślisz, że cztery kartony mleka nam wystarczą? - spytałam w sklepie, skacząc spojrzeniem od chłopaka do kolorowych pudełek, w które mleko było zapakowane.
- Raczej tak, ale może weź jeden w razie W?
- Okej - ostrożnie włożyłam odpowiednią ilość do wózka. Kiedy spacerowaliśmy pomiędzy alejkami z żywnością, zwróciłam się do Kylera. - Dziękuję, że zgodziłeś się zrobić ze mną zakupy. Wiem, że twoja kolej była tydzień temu, ale sam doskonale wiesz jak wygląda sytuacja z Jaredem. Chyba byśmy się tutaj pozabijali.
- Wiem - uśmiechnął się ciepło w moim kierunku, co od razu odwzajemniłam. - Niemniej powinnaś spróbować się z nim pogodzić, takie sprzeczki w grupie są męczące dla wszystkich.
- Wiem - ucięłam, widząc, że u Kylera uaktywnia się tryb 'doradca w sprawach sercowych' nazywany również 'Pan Psycholog Kyler'. Kiedy przechodziliśmy obok plastikowych pojemników z bukietami, chwyciłam jeden i dodałam do zakupów.

Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się ubłagać Kyle'a żeby podwiózł mnie do szpitala. Zwykle chłopak jest sceptycznie nastawiony do sytuacji, które znajdują się poza jego planem, ale dziś humor wyraźnie mu dopisywał i nie zostawił mnie na pastwę losu przed sklepem. Obiecał odebrać mnie po godzinie, dlatego pozbawiona jednego z problemów z lekkim uśmiechem na ustach szłam w kierunku recepcji, by dowiedzieć się, gdzie leży mój znajomy.
- Dzień dobry, szukam Octaviana Westbrooka - zwróciłam się siedzącej za ladą młodej kobiety, która na dźwięk mojego głosu podniosła wzrok znad dokumentów.
- Kim pani jest dla pacjenta? - okej, nie spodziewałam się takiego pytania.
- Siostrą.
Zmierzyła mnie szybko spojrzeniem, ale dzięki Bogu nie poprosiła o dowód.
- Korytarzem prosto, po schodach do góry i trzecie drzwi po lewej.
- Dziękuję - ruszyłam wyznaczoną trasą, powtarzając jednocześnie w głowie jej poszczególne elementy. Dwukrotnie pomyliłam drzwi, aż w końcu udało mi się trafić do odpowiedniej sali. Zacisnęłam mocniej dłonie na niewielkim bukieciku, składającym się z białych i pomarańczowych kwiatów i uśmiechnęłam się lekko.
- Cześć - przywitałam cię cicho, machając mu wolną ręką. Ruszyłam w kierunku jego łóżka, ale przystanęłam z lekkim zaskoczeniem na widok siedzącej obok kobiety. - Dzień dobry?

Octavian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz