24 mar 2018

Od Octaviana cd. Natasha

Pozwoliłem zbyt ciężkim powiekom opaść, by zatopić siebie całego w ciemnościach i jeszcze raz przetworzyć usłyszane przed momentem informacje. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce bardziej starałem się odciągnąć od myślenia o tym wszystkim. Może i to egoistyczne, ale, cholera, jestem zmęczony. Zwyczajnie zmęczony ostatnią dobą, a wszystko wokół jeszcze bardziej próbuje mi dowalić. Czy to sprawiedliwe? Nie, dlatego też choć raz mogę zachować się niesprawiedliwie. Mam do tego pełne prawo.
- Nic nie powiesz? - dziewczyna siedząca obok łóżka objęła się rękami, mocno wbijając paznokcie w nieskazitelnie biały materiał fartuszka, błękitne oczy o niepewnym spojrzeniu, na które co chwilę opadały kosmyki włosów wypuszczone ukradkiem z perfekcyjnie ułożonego koka, dokładnie śledziły każdy ruch mojego ciała, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Kassandrę. Tutaj powinienem dodać, matkę mojego dziecka. Mojego trzyletniego syna, o którego istnieniu nie miałem pojęcia i od razu uświadomiłem sobie, że nie, nie mam prawa być w tym momencie egoistą. Nie w stosunku do nich, nie w tak tragicznej sytuacji. 

- Obiecuję ci, że go nie zostawię. Jak tylko dojdę do siebie...- nie zdążyłem dokończyć, kiedy drzwi sali otworzyły się, ukazując znajomą sylwetkę.
- Cześć. - blondynka pomachała mi, by z lekkim uśmiechem skierować się w stronę mojego łóżka. W dłoniach trzymała drobny, biało-pomarańczowy bukiet delikatnych kwiatów. Przystanęła dopiero w momencie, w którym dostrzegła moją rozmówczynię. Przez chwilę udało mi się je porównać, nie spodziewałbym się nawet, ile różnic można by dostrzec. Zdrowa, promienna cera i rumieńce na policzkach Natashy, nienaturalna bladość i prześwitujące żyły na twarzy Kassandry. Wysportowana, zgrabna sylwetka Tash, chude, wyglądające na niezwykle kruche ciało pielęgniarki. Oczy. Jedne brązowe i ciepłe, przywołujące na myśl miłe wieczory przy tlącym się kominku, drugie ogromne, głęboko niebieskie, od których bije niewiarygodny smutek. Nawet dłonie wyglądają zupełnie inaczej. Spracowane i szorstkie, pokryte pęknięciami ręce brunetki, porównywane z delikatnymi, zadbanymi blondynki. Słowa usłyszane sprzed chwili powróciły, pulsując na przemian w mojej głowie. Już nie ma odwrotu. Nie ma już żadnych szans. - Dzień dobry?
- Zostawię was. Później jeszcze do ciebie zajrzę, Octavian. - Kassandra podniosła się z krzesła i szybkim krokiem udała się do drzwi, zostawiając za sobą jedynie aromat cytrynowych perfum, pomieszany z gorzkim zapachem środków odkażających. Natasha przez moment spoglądała w kierunku wyjścia, po czym w końcu podeszła bliżej. Kwiaty wylądowały na blado-beżowym blacie szafki, sama zajęła zwolnione miejsce tuż przy łóżku.
- Co się stało, czemu tutaj trafiłeś? - głos dziewczyny przerwał niezręczną ciszę, jej wzrok wędrował po wielu kabelkach podłączonych do mojej klatki piersiowej. Wziąłem głęboki oddech, krzywiąc się z bólu. Wciąż nic nie pamiętam. Wiem tyle, ile powiedziała mi pielęgniarka, co nie daje mi pełnego obrazu zdarzeń.
- Napad. Paru idiotów zajęło się mną, gdy wracałem do domu. Jednak widzisz, na ich nieszczęście wyszedłem z tego cało. Trochę czasu i będę jak nowy. - odparłem, ignorując myśl o uszkodzonej nerce. To nie ona jest teraz priorytetem.
- Cieszę się, że nic gorszego się nie wydarzyło. Choć to i tak nie wygląda za dobrze i...
- Posłuchaj, chciałem powiedzieć ci o czymś ważnym. - przerwałem, spoglądając w oczy Tash. Powinienem być z nią szczery. Skoro ostatnio spędzamy ze sobą całkiem sporo czasu, zasługuje na prawdę. - Ta kobieta, którą przed chwilą tu widziałaś, to właśnie ona pomogła mi dzisiejszej nocy. To nie był przypadek, że znalazła się w tym samym miejscu o tej samej porze, chodzi o to, że...Cholera, nigdy nie sądziłem, że będę wyznawać komukolwiek coś takiego. Właśnie dowiedziałem się, że mam syna. Wpadka sprzed paru lat. To ona jest jego matką. Jedynym opiekunem, który umiera na raka. Nie zostało jej dużo czasu. Kiedy odejdzie, będę jego jedyną rodziną. Muszę stanąć na wysokości zadania. Rozumiesz, prawda? - obserwowałem, jak na twarzy blondynki zdziwienie poprzedzone napięciem przechodzi w zupełne zaskoczenie, pomieszane z wątpliwością i współczuciem jednocześnie. Nie dziwiłem się, pewnie sam wyglądałem podobnie, gdy dowiadywałem się tego samego. - Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała utrzymywać ze mną żadnego kontaktu, wiem, że może tak być, więc...
Żadne z nas nie zdążyło nic więcej powiedzieć, kiedy drzwi sali otworzyły się po raz kolejny, by do środka wszedł nie kto inny, jak oczywiście Mike. Chłopak poprawił opadające mu na czoło złote loki, teraz mieniące się dodatkowo jaśniejszymi refleksami, którymi obdarowało je słońce i wyszczerzył zęby w śnieżnobiałym uśmiechu. Nic się w nim nie zmienia. Ten sam wąski, prosty nos z zaokrągloną końcówką i nieco szerszymi nozdrzami, te same wydatne usta i naturalna opalenizna, której niejeden mężczyzna mógłby mu pozazdrościć. Wszystko w jego twarzy tak miękkie i delikatne, jakby nie ulegało upływowi lat. Podszedł bliżej, rzucając na łóżko torbę z moimi rzeczami, o które go poprosiłem. Nie minęła sekunda, kiedy ze środka wychyliła się szyjka przemyconej flaszki. Uśmiechnąłem się, kręcąc głową. Czego innego można było się spodziewać?
- Wziąłem jeszcze gumki, bo macie tu naprawdę niezłych pielęgniarzy. - znaczącym wzrokiem spojrzał w stronę chłopaka w fartuchu, przechadzającego się korytarzem tuż za przeszklonymi drzwiami. Tak, tak. Można powiedzieć, że to lekka ironia losu. Łamacz kobiecych serc, zdobywca niewiarygodnie dużej ilości tych męskich. Każdy, kto widzi mojego najlepszego przyjaciela po raz pierwszy, myli się co do jego orientacji. Nie, żeby jemu to w jakimkolwiek stopniu przeszkadzało. - A ta jedna pielęgniarka, to chyba leci na ciebie na maksa. Nie wyglądasz nawet tak źle. Bierz ją, tygrysie. - zaśmiał się, po czym w końcu dostrzegł przyglądającą się mu Natashę. To wystarczyło, by ucichł i w końcu stanął w miejscu. - Ouć. Nie wiedziałem, że masz gościa.

Tash? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz