2 kwi 2018

Od Holland cd. Aamona

- Nie jestem mordercą - odpowiedziałam, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza. Chciałam stąd jak najszybciej odejść, nie wiedziałam dlaczego wczoraj się tu pojawiłam i jakim cudem podejrzewałam, że coś się stanie. Najgorszy był fakt, że moje przeczucia były trafne, a w tym miejscu chwilę temu zginął człowiek, po którym zostały już tylko ciemnoczerwone plamy na chodniku.
- Skoro nie jesteś mordercą, to co tutaj robisz?
- Przechodziłam i zobaczyłam, że coś się dzieje. - Wzruszyłam ramionami, próbując odwrócić wzrok od strużek krwi, spływających w stronę murów budynku. Męczyło mnie uczucie, że mogłam zapobiec całej tej sytuacji, ocalić tego człowieka, jednak kto o zdrowych zmysłach uwierzyłby w moje przeczucie. Uznaliby mnie za wariatkę, za którą sama coraz częściej się uważam, odwiedzając psychiatrę kilka razy w tygodniu.
- Co robiłaś tu wczoraj wieczorem? - Dopiero po tym pytaniu zwróciłam większą uwagę na swojego rozmówcę. Był sporo wyższy ode mnie, podejrzewam, że gdybym tylko zdjęła buty na obcasie, musiałabym zadzierać głowę, żeby móc na niego spojrzeć. 
- Jest Pan z policji? - Zmarszczyłam brwi, bo dopiero teraz zauważyłam, że jako jeden z nielicznych nie ma na sobie munduru.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - Westchnął, leniwym ruchem wyjmując z kieszeni kurtki legitymację potwierdzającą jego stanowisko. Nawet nie zdążyłam się jej przyjrzeć, bo zaraz schował ją z powrotem. - W takim razie ponawiam swoje pytanie, co robiłaś tu wczoraj wieczorem?
- Wracałam do domu, przechodziłam tędy. - Zastanowił mnie fakt, skąd wie, że byłam tu wczoraj, chociaż z drugiej strony mógł mnie tylko podpuszczać, licząc na to, że przyznam się do czegoś.
- W międzyczasie zabiłaś człowieka i spokojnie dotarłaś do domu?
- Nikogo nie zabiłam. - Rozumiałam, że ich praca polega na szukaniu świadków, czy jakichkolwiek poszlak, jednak ten policjant bezprawnie oskarża mnie o popełnienie poważnego przestępstwa. - Zabierzecie niewinnego człowieka na komisariat, czy mogę już iść do domu?
- Nie możesz iść do domu, w tym momencie jesteś główną podejrzaną. - Na jego usta wkradł się lekceważący uśmiech. Kpił sobie ze mnie, liczył na to, że się przyznam? Nie miałam do czego. Mogłam powiedzieć mu prawdę, ale wtedy najpewniej zamknęliby mnie w psychiatryku na dobre. W końcu nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzyłby w kobiecą intuicję, która przewiduje śmierć. Sama w to nie wierzę, wygląda mi to bardziej na zbieg okoliczności, ale wczoraj... nawet nie szłam w tym kierunku. Zmierzałam do biblioteki na drugim końcu miasta, a znalazłam się akurat w tej kamienicy.
Mężczyzna chrząknął, chcąc popędzić mnie do odpowiedzi. Nie należałam do osób cierpliwych i obawiałam, że jeszcze chwila i zostanę oskarżona o obrazę funkcjonariusza na służbie. W momencie, gdy chciałam mu odpowiedzieć, przyjechał radiowóz, a ja od razu rozpoznałam w kierowcy swojego brata.
- Będę rozmawiać z nimi. - Rzuciłam krótkie spojrzenie prosto w ciemne oczy mężczyzny i podeszłam do policyjnego radiowozu. W międzyczasie Jordan zdążył wysiąść, a ja odruchowo odwróciłam się, chcąc sprawdzić, czy tamten policjant idzie za mną, ale... jego już tam nie było.
~~*~~
Sądziłam, że nic nie będzie w stanie wyciągnąć mnie z łóżka, jednak byłam w ogromnym błędzie. Hieronim z początku był spokojny i głośnym miauczeniem dawał mi znać, że nadeszła już jego pora karmienia. Gdy to nie podziałało, postanowił przewrócić cały dom do góry nogami, by tylko zmusić mnie do wyjścia spod cieplutkiego koca, a dźwięk tłuczonego szkła w kuchni był jego najmocniejszym argumentem. Westchnęłam ciężko, podnosząc się z łóżka. Ukradkiem zerknęłam na zegarek, który wskazywał dokładnie godzinę siódmą wieczorem. Poszłam więc do kuchni sprzątając potłuczoną przez kota szklankę, a zaraz potem sypiąc mu suchej karmy do miski. Czułam wielką potrzebę wyjścia gdzieś, zrobienia czegokolwiek, co pozwoli mi choć na trochę uspokoić swoje myśli, odciągnąć je od tych wszystkich okropnych rzeczy. Jordan pracuje w pobliskim mieście, przyjechał tu tylko do jednej sprawy i zaraz potem wrócił do siebie, zostawiając mnie znowu samą. Moim jedynym ratunkiem w tym momencie była Victoria, do której nie byłam pewna, czy chcę dzwonić. Była może... trochę za bardzo rozrywkowa, obawiałam się, że nasze wspólne wyjście nie skończy się dobrze, jednak mimo wszystko i tak sięgnęłam po telefon. 
Wybrałam numer Vicky, a po dwóch sygnałach usłyszałam jej głos, zagłuszany głośną muzyką. 
- Cześć, Holland! - Krzyknęła do słuchawki. 
- Przeszkadzam? - Spytałam, przygryzając dolną wargę. W tym momencie nie byłam pewna, czy chcę zapytać ją o wspólne wyjście. 
- Nie, poczekaj, zaraz będzie ciszej - zaśmiała się i dopiero po dłuższej chwili usłyszałam ponownie jej głos. - Weszłam do łazienki, teraz chociaż cię słyszę. Co jest?
- Nic szczególnego, mam wolny wieczór i...
- To świetnie! Wpadaj do mnie! Jestem w klubie, tym na końcu ulicy, na pewno wiesz którym. - Jeszcze mogłam odmówić, mogła rozboleć mnie głowa, ale...
- Koło parku? 
- Dokładnie tam - odpowiedziała, a po chwili zaczęła się śmiać. - Będę czekać koło baru! 
Rozłączyła się. Victoria należała do osób traktujących życie jako świetną, ale krótką przygodę, więc chciała przeżyć je jak najlepiej. Bardzo dużo podróżowała, a jeszcze więcej imprezowała. Mimo naszych dość odmiennych charakterów, dogadywałyśmy się bardzo dobrze, to dzięki niej nie wylądowałam jeszcze w wariatkowie. Wierzyła mi i to było dla najważniejsze. 
Upewniłam się, że Hieronim nie zacznie kolejnego buntu przez zbyt małą ilość karmy i pospiesznie poprawiłam makijaż. Naciągnęłam na siebie skórzaną kurtkę, botki i sprawdzając, czy na pewno włożyłam kluczyki i telefon do torebki, wyszłam z mieszkania. 
Całą drogę zastanawiałam się, czy nie powinnam zawrócić, połknąć kolejną porcję tabletek i po prostu pójść spać, jednak myśl o tym morderstwie nie dałaby mi spokoju. Zatrzymałam samochód na parkingu i biorąc głęboki oddech wysiadłam, udając się w stronę wejścia do klubu. Nie lubiłam tego miejsca, Vicky już kiedyś mnie tutaj zaciągnęła, wtedy wytrzymałam tu całe dziesięć minut. Miałam nadzieję, że chociaż tym razem będzie inaczej. Wchodząc do środka najsilniej uderzył we mnie zapach alkoholu, jednak gdy spróbowałam dostać się do baru, wymieszał się on z wonią spoconych od tańca ciał. Miałam jedynie nadzieję, że Victoria tak jak powiedziała, będzie tam na mnie czekać, ale im bliżej celu się znajdowałam, tym bardziej zaczynałam w to wątpić.
Usiadłam na jednym ze stołków barowych rozglądając się za przyjaciółką. Wyjęłam z kieszeni telefon z nadzieją, że uda mi się chociaż do niej dodzwonić. 
- Co podać? - Usłyszałam nad sobą głos, jak mniemam, barmana. Gdy tylko podniosłam wzrok znad wyświetlacza telefonu nie byłam w stanie ukryć swojego.. zaskoczenia? Może raczej oburzenia.
- Policjant pracujący w klubie nocnym? - Uniosłam brew. - Tego się nie spodziewałam. 




Aamon?
chyba nie wyszło najgorzej :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz