Spojrzałem na nią ciepło.
- Jeśli ty stawiasz, to zawsze - uśmiechnąłem się do Ellie.
***
Zawsze myślałem, że przyzwyczaiłem się już do tego, że ludzie w moim życiu nigdy nie pozostaną stali. Przyjaciele z Bractwa ginęli jeden po drugim i byłem oswojony z myślą, że na mnie przyjdzie kiedyś pora. Ba, chciałem tego. Śmierć oznaczała wybawienie. Zginąć w walce - moje marzenie. Nie sądziłem jednak, że ktoś umrze przede mną. Petra wydawała się taka pełna życia, radości i szczęścia. Każdego dnia coraz bardziej się w niej zakochiwałem. Budząc się u jej boku lub słysząc porannego smsa. Była urocza, nawet kiedy ją drażniłem. Robiła wszystko, co mogła, by sprawić mi radość. Kochałem ją. Jak nikogo innego.
Życie jest śmiesznie krótkie i kruche. Nie ma różnicy - kotołak, człowiek, anioł czy demon, wszyscy umieramy tak samo. Tak samo tamtej strasznej nocy, cały miesiąc temu umierała Petra. Trzymałem ją w ramionach, słysząc jak za naszymi plecami łowca próbuje wyważyć drzwi. Nie był sam. To ten drugi ją trafił. W bok głowy, srebrną kulą. Najstraszniejsze był widzieć jak Pet umiera. To jak trzymamy się życia bywa czasem upiorne. Wiedziałem, że nie ma szans, by ją uratować, ale ona umierała tak rozpaczliwie powoli, w bólu, którego nie mogłem pojąć rozumem. Mówiłem do niej, by się trzymała, że wszystko będzie dobrze. A kiedy widziałem, że ona w i e mówiłem już, że tak bardzo ją kocham. Nie mówiła, tylko patrzyła, pięknymi oczami, które tak często się śmiały. Powstrzymywałem rozpacz. Chciałem, by odeszła spokojna. I nie dowierzałem jeszcze, że ona naprawdę umiera. Kiedy znieruchomiała na moich kolanach, przez moment jeszcze gładziłem jej przesiąknięte krwią włosy. Potem delikatnie odłożyłem ciało. Wstałem, by stawić czoło jej zabójcom.
Dalej nie pamiętam nic. Obudziłem się z rozszarpanymi ciałami u moich stóp. Czułem smak krwi na języku i ból mięśni, charakterystyczny, przychodzący po przemianie. Zamiast zdrowej, zwykłej rozpaczy przyszło otępienie. Zachowałem się jak żołnierz. Wróciłem do Bractwa, by złożyć meldunek. Ciało Petry spalono, tak jak każdego poległego w walce kotołaka. Stałem się Tropicielem. Tak nazywano tych, którzy stracili poprzednich partnerów w walce i nie chcieli kolejnych. Od tej pory miałem wykonywać swoje zadania sam.
Teoretycznie funkcjonowałem normalnie. Jadłem, spałem, śmiałem się z Ellen, tylko, że jedzenie nie miało smaku, sen był niespokojny i pełen koszmarów, a uśmiech nigdy nie sięgał oczu. Ellie nie powiedziałem niczego. Miała dość własnych zmartwień. Własnej żałoby. Nie chciałem jej litości ani współczucia, nie potrafiłbym ich przyjąć. Zapłaciłem za to odpowiednią cenę. Rozpacz, której nie okazałem nadal we mnie była i dusiła każdy przejaw szczęścia w moim życiu.
***
Samantha oczywiście wiedziała. Wieści szybko roznosiły się Bractwie a ona już do niego należała. Nie mogła patrzeć na milczące cierpienie swojego brata. Dlatego, gdy przypadkiem spotkała Ellen, zdecydowała się, na zwrócenie jej uwagi na ten fakt.
- Hej, Ellen. Trochę się spieszę, ale muszę ci o tym powiedzieć. Mogłabyś jakoś wpłynąć na Adriena? Od kiedy Petra nie żyje stał się zupełnie jak nie on. Niby jak dawniej, ale jest nieswój. Nie mogę nic z tym zrobić. Ładnie proszę.
I pognała dalej, ze zwykłą energią Sam.
***
Siedziałem w swoim mieszaniu, na kanapie, na której tyle razy przytulałem Petrę. W dłoniach miałem kubek, który mi dała. Patrzyłem na niego długi czas, gdy coś we mnie pękło. Z rozmachem cisnąłem niewinne naczynie o ścianę, a ono rozprysło się w drobny mak z hukiem. Gapiłem się na skorupy, a łzy popłynęły po mojej twarzy. Nie płakałem długi, długi czas. Od kiedy byłem bardzo, bardzo mały. Ojciec skutecznie nauczył mnie, że płacz to słabość, a taki potwór jak ja nie może być słaby. Nie wiem, ile siedziałem wstrząsany szlochem. Po pewnym czasie zabrakło mi łez i siedziałem tylko, łapiąc powietrze. W tym momencie usłyszałem jak ktoś łapie za klamkę. Drzwi były zamknięte. Poszedłem je otworzyć.
W progu stała Ellie.Uśmiechnąłem się blado.
- Przepraszam za mój wygląd, ale mam potworna alergię - wymamrotałem kiepskie kłamstwo.
Ellie? .V.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz