Pojadę do rodziny w Londynie, spotkam znajomych, spędzę tam
dwa dni i wrócę znów do owego miasta. No
cóż… Marne plany. Czasem mimo pewności siebie, przyszykowanie się do wyjścia na ostatnią chwilę nie wypala, bo pociąg
odjeżdża zanim ty zorientujesz się, ile tak naprawdę czasu minęło. Czas mija
szybciej, jesteś zła, ale potem dochodzisz do tego, że to w rzeczywistości
obojętność. Odzież miałam na miejscu, więc nie musiałam zabierać bagaży. Jedyne co ze sobą wzięłam to czarna, skórzana
torebka zarzucona na ramię, na której zwisa biała koszulka z kołnierzykiem. Mimo
czarnej bomberki nadal było mi zimno. Cisza na stacji sprawiała, iż serce biło
wolniej, a czas stawał w miejscu- mimo że zegar cykał nieubłaganie szybko.
Przestałam wpatrywać się w zardzewiałe tory i lekko przekręcając głową
rozejrzałam się po okolicy. Nikogo nie było. Szum wiatru zagłuszyło trzaśnięcie
drzwiami. Gwałtownie odwróciłam się, żeby zobaczyć bibliotekę. Przez szklane
okna ujrzałam rudowłosą kobietę wchodzącą w głąb labiryntu książek.
Postanowiłam, że również tam wejdę, ponieważ zimno nie dawało spokoju. Z uwagi
na to również, iż w środku była także kawiarenka.
~ ☾~
Od trzydziestu minut czekałam na jakąś głupią czekoladę.
Dlaczego jej to tyle zajmowało? Nie było tam nikogo oprócz mnie i dziewczyny,
która wpatrywała się w książki. Nerwowo stukałam paznokciami o stolik. Na
następny pociąg musiałam czekać całe 3 godziny, ale to niewystarczająco dużo,
aby opłacało się wrócić do domu i znowu tu wrócić. Wpatrywałam się w zegar na stacji i patrzyłam,
jak powolnie mijają minuty.
- Przepraszam? Oto pani gorąca czekolada. – powiedziała stara
kelnerka z niezadbanym kokiem ubrana w biały fartuszek, który był zarzucony na
czarnej sukience. Wyłożyła z tacy wyczekiwany przeze mnie napój i poszła bez słowa. Nie miałam ochoty jej nawet
odpowiadać. Podniosłam filiżankę i wzięłam łyk napoju. Piłam lepsze, ale mogła
być. Co chwilę włączałam telefon z nadzieją, że coś nowego się stało. W
rezultacie przez nudę postanowiłam sięgnąć po książkę. Odeszłam na chwilę od stolika i
udałam się do morza półek. Nie miałam określonej tematyki- szukałam czegoś, co
mi się spodoba. Ręką przesuwałam książki w celu przeczytania okładki. W pewnym
momencie jakby znikąd zobaczyłam tą samą kobietę, która weszła ponad 40 minut
temu do biblioteki. Przez niewielki otwór zdołałam zauważyć, że jej szare oczy wgapiały się na
ilustrację z wilkołakiem, co osobiście mnie nieco zdziwiło. W tym mieście z tego, co zauważyłam to normalne. Odstąpiłam kawałek
i ruszyłam do owej dziewczyny.
Gwen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz