- Rien, już po wszystkim - szepnęłam, kładąc dłoń na jego policzku. Zaklęłam po starogrecku, gdy osunął się na ziemię z powodu upływu krwi. Pobiegłam po bandaże, które dostałam od zaprzyjaźnionego syna Asklepiosa, który był dość rozpoznawalnym lekarzem. Materiał wykonany był z włókien przekleństwa delfickiego i mimo, że był bardzo cienki, nie rozerwałyby go nawet najsilniejsze ręce. Papka z liści drzew Gaju Dodony znalazła swoje miejsce na ranach, roztaczając wokół zapach deszczu i mięty. Zabandażowałam największe rozcięcia, z trudem powstrzymując krwawienie. Od pracy odciągnęło mnie jęknięcie Jake'a, które chwyciło mnie za serce. Tyle czasu się przyjaźniliśmy, był moim przyjacielem, który zdradził mnie i prawie zabił kotołaka. Wyprostowałam się w ułamku sekundy i chwyciwszy srebrny nóż, przyłożyłam go brunetowi do gardła. Wsparłam kolano na jego klatce piersiowej, a w tej samej chwili łowca opluł mnie krwią.
- Nie zabijesz mnie - wycharczał, nawet nie starając się ukryć bólu. - Jesteś na to zbyt słaba Ellen, zawsze byłaś - wykorzystał moje oszołomienie i chwytając mnie za rękę, podciął sobie gardło. Z przeciętych tętnic trysnęła krew, a ja odskoczyłam od niego jak oparzona. W ułamku sekundy zaskoczenie zostało zastąpione przez gniew, białą gulę wściekłości, która wyładowała się chwilę potem, gdy kopnęłam trupa i z pomocą zaklęcia zamieniłam ciało w popiół. Pod wpływem impulsu pognałam do sypialni, gdzie odczarowałam zdezorientowanego Nialla i przeniosłam nas do jego mieszkania. Posadziłam go na sofie i nakazałam słuchać.
- Niall, nie ma sensu tego ciągnąć - zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Zrobiłem coś? Przecież dziś było jeszcze wszystko dobrze.
- Nie, nie było. To ze mną jest problem, Ni. Ja... nie radzę sobie z własnym życiem, nie chcę cię pociągnąć ze sobą na dno. Zapomnij o mnie, dobrze? - głos mi zadrżał. Nie chciałam niczego kończyć, ale w moim towarzystwie groziło mu za dużo niebezpieczeństw. Zbyt często byłby narażony na ataki. Jeśli się kogoś kocha, trzeba pozwolić mu odejść. Blondyn podniósł się i chwyciwszy moją twarz pocałował mnie namiętnie, jakby oddawał on wszystko co czuje. Poczułam słony smak swoich łez, które spływały strumieniem po moich policzkach. Chłopak pogłębił pocałunek, a ja wplotłam palce w jego miękkie, jasne włosy. Gdy zabrakło mi powietrza odsunęłam się od niego.
- Do zobaczenia - pożegnałam się, wychodząc za drzwi. Chcąc zachować pozory zwykłego wyjścia zbiegłam po schodach, a do mieszkania przeniosłam się w ciemnym zaułku. Salon był istną ruiną. Stół został przewrócony, a meble pokrywała zaschnięta już krew. Adrien zmęczony usnął na kanapie, a brak siły spowodowany był walką i utratą krwi. Ja aby się uspokoić wzięłam się za sprzątanie pobojowiska i spłukanie w sedesie prochów Jake'a. Po skończonej pracy usiadłam obok kotołaka i przejechałam ręką po jednym z wielu bandaży, przypadkiem budząc przyjaciela.
- Jak się czujesz? - spojrzałam na niego z troską. Wyglądał okropnie, ale przynajmniej żył. Wtedy pojawiła się myśl, że to moja wina. Jego stan, śmierć rodziców, konieczność rozstania się z Niallem. Na każdą bliską mi osobę sprowadzałam nieszczęście, które niszczyło go do końca. Zdjęłam dłoń z opatrunku i wbiłam wzrok w ziemię.
Rieeeen? :3
- Nie zabijesz mnie - wycharczał, nawet nie starając się ukryć bólu. - Jesteś na to zbyt słaba Ellen, zawsze byłaś - wykorzystał moje oszołomienie i chwytając mnie za rękę, podciął sobie gardło. Z przeciętych tętnic trysnęła krew, a ja odskoczyłam od niego jak oparzona. W ułamku sekundy zaskoczenie zostało zastąpione przez gniew, białą gulę wściekłości, która wyładowała się chwilę potem, gdy kopnęłam trupa i z pomocą zaklęcia zamieniłam ciało w popiół. Pod wpływem impulsu pognałam do sypialni, gdzie odczarowałam zdezorientowanego Nialla i przeniosłam nas do jego mieszkania. Posadziłam go na sofie i nakazałam słuchać.
- Niall, nie ma sensu tego ciągnąć - zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Zrobiłem coś? Przecież dziś było jeszcze wszystko dobrze.
- Nie, nie było. To ze mną jest problem, Ni. Ja... nie radzę sobie z własnym życiem, nie chcę cię pociągnąć ze sobą na dno. Zapomnij o mnie, dobrze? - głos mi zadrżał. Nie chciałam niczego kończyć, ale w moim towarzystwie groziło mu za dużo niebezpieczeństw. Zbyt często byłby narażony na ataki. Jeśli się kogoś kocha, trzeba pozwolić mu odejść. Blondyn podniósł się i chwyciwszy moją twarz pocałował mnie namiętnie, jakby oddawał on wszystko co czuje. Poczułam słony smak swoich łez, które spływały strumieniem po moich policzkach. Chłopak pogłębił pocałunek, a ja wplotłam palce w jego miękkie, jasne włosy. Gdy zabrakło mi powietrza odsunęłam się od niego.
- Do zobaczenia - pożegnałam się, wychodząc za drzwi. Chcąc zachować pozory zwykłego wyjścia zbiegłam po schodach, a do mieszkania przeniosłam się w ciemnym zaułku. Salon był istną ruiną. Stół został przewrócony, a meble pokrywała zaschnięta już krew. Adrien zmęczony usnął na kanapie, a brak siły spowodowany był walką i utratą krwi. Ja aby się uspokoić wzięłam się za sprzątanie pobojowiska i spłukanie w sedesie prochów Jake'a. Po skończonej pracy usiadłam obok kotołaka i przejechałam ręką po jednym z wielu bandaży, przypadkiem budząc przyjaciela.
- Jak się czujesz? - spojrzałam na niego z troską. Wyglądał okropnie, ale przynajmniej żył. Wtedy pojawiła się myśl, że to moja wina. Jego stan, śmierć rodziców, konieczność rozstania się z Niallem. Na każdą bliską mi osobę sprowadzałam nieszczęście, które niszczyło go do końca. Zdjęłam dłoń z opatrunku i wbiłam wzrok w ziemię.
Rieeeen? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz