Porwałam skurzaną kurtkę z wieszaka i z prędkością światła wybiegłam z domu, glany wiążac prawie w biegu. Tym razem Scar został w domu. Gdy mijałam starą, opuszczoną fabrykę, po raz kolejny natknęłam się na blond włosą kobietę. Chwyciła moją dłoń i przyciągnęła mnie ku sobie.
- Utrata kogoś musi boleć, prawda? - zapytała cicho. Puściła moją dłoń dłoń i oddaliła się ode mnie cały czas zerkając za siebie.
Oniemiałam. Wiem, że każdy mógł usłyszeć to w wiadomościach, ale skąd ta kobieta wiedziała, że Lil jest mi bliska? Szybko analizowałam sytuację. Brak nagrania, niesprawny monitoring, poranne spotkanie, wypadek Lily i teraz to.. Czy ona.. Nie, to nie możliwe.. Nagle przypomiałam sobie, że kiedyś ojciec opowiadał mi o najbardziej niebezpiecznej łowczyni działającej jedynie w mieście. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, by przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów. Kobieta miała mieć blond włosy i lodowato błękitne oczy. Przyjrzałam się blondynce uważnie. Wszystko się zgadzało, nawet jej oczy, na które wcześniej nie zwróciłam zbytniej uwagi, mówiły dużo. Zbyt dużo zbiegów okoliczności, bym mogła się mylić. Moje dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści, a w oczach zabłysł ogień.
-Jak mogłaś? Nie masz własnego życia, by niszczyć przypadkowym ludziom ich własne!? - wysyczałam.
Tylko raz w życiu wcześniej doświadczyłam większej wściekłości. Przestałam panować nad sobą, ledwo powstrzymałam się od przemiany w lisa, która w tej sytuacji nie byłaby najlepszym pomysłem. Rozsądek mówił mi, by zwiewać, że to zbyt ryzykowne, ale głos ten szybko został uciszony przez furię. Bez większego zastanowienia doskoczyłam do kobiety i zamierzałam kopnąć ją czubkiem wzmocnionego metalem glana, gdy zostałam przyparta do muru ze sztyletem przy gardle.
-Nie próbowałabym, kochana. - mruknęła.
Na moje zszokowane spojrzenie odpowiedziała tylko:
-Lata praktyki.
Ostrze powoli wbijało mi się w szyję. Krew zaczęła się sączyć. Tak ma wyglądać mój koniec? Zdcecydowałam, że nie. Adrenalina cały czas napędzała moje ciało tak, że prawie nie czułam bólu. Wykorzystując element zaskoczenia z całej siły kopnęłam przeciwniczkę w brzuch. Kobieta zgięła się wpół, a ja szybko ruszyłam w stronę szpitala, w którym leżała Liliann. Co prawda celowałam w splot słoneczny, ale i tak zadziałało. Wychodzi na to, że trenowanie parkoura i noszenie butów wojskowych się przydaje. Rana na szczęście nie była głęboka, została naruszona tylko delikatna skóra w tym miejscu. Prędko dotarłam do szpitala. Recepcjonista spojrzała na mnie z przerażeniem.
-Ja do Liliann White. - wysapałam.
-Najpierw należy przynajmniej opatrzyć ranę na pani szyi, chociaż powinna zostać ona zszyta. - odparła zdecydowanie recepcjonistka.
-Ale ze mną wszystko w porządku, muszę zobaczyć Lil. - spojrzałam na kobietę błagalnie.
Mimo wszystko recepcjonistka postawiła na swoim. Po chwili podeszedł do mnie lekarz i zaprowadził do najnormalniejszej w świecie sali lekarskiej. Wskazał mi stołek. Posłusznie usiadłam na nim.
-Kto ci to zrobił? Nie wmówisz mi, że zacięłaś się nożem. - zapytał lekarz prosto z mostu, odkarzając ranę.
-Zostałam.. Zaatakowana, ale udało mi się uciec. - odparłam tylko.
Mężczyzna szybko skończył pracę. Gdy adrenalina opadła, zaczęłam czuć niezbyt przyjemny, promieniujący ból spod opatrunku, jednak zignorowałam go. Czym prędzej skierowałam się w stronę podanej przez recepcjonistkę sali. Lily była w śpiączce. Wzięłam jej drobną, wiotką teraz dłoń w swoje dłonie.
-Lil, nie zrobisz mi tego, musisz się obudzić. - powiedziałam przez łzy.
Spędziłam ze śpiącą przyjaciółką ponad dwie godziny. Pielęgniarka zaczęła się niecierpliwić i wygoniła mnie.
-Odwiedzę cię jutro. - szepnęłam, zanim kobieta zamknęła mi drzwi przed nosem.
Do domu wracałam szybkim krokiem. To jakaś paranoja. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale za każdym razem, gdy szybko się odwracałam, lub dyskretnie zerkałam za siebie, za mną nikogo nie było. Jeszcze bardziej przyśpieszyłam kroku. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i przyłożył chustkę z jakimś zielskiem do twarzy. Szarpałam się, jak tylko mogłam, by po chwili osunąć się w ciemność..
Jamie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz