14 paź 2016

Od Jamie do Grimalkin

- Hamiltonie – powiedział głośno mężczyzna, zwracając się do agenta. Pająk wymyślił całe to przedstawienie z karaniem towarzyszy, chciał, by cierpieli, by poczuli ból, zamiast prostego strzału w potylicę. Opierając się o ścianę, z rękami skrzyżowanymi na piersi, obserwowałam farsę – Jesteś gotów przystąpić do procesu i zaakceptować wyrok?
- Proces nie jest konieczny – odpowiedział oskarżony, podnosząc wzrok i wpatrując się w okrążającego go pająka – Przyznaję się do swoich win.
- Do których? – zapytał sędzia.
- Wszystkich – odparł młody mężczyzna – Zdradziłem organizację, nie wykonywałem rozkazów. Jestem winny deprawacji, kłamstwa, rozwiązłości i arogancji. Teraz to dostrzegam. Kajam się przed wami i zaakceptuję każdą waszą karę.
- Nasz osąd – pająk kontynuował swą przemowę, odwracając się w stronę kilkudziesięciu zbrodniarzy zgromadzonych w pustej hali – Jest surowy, ale i sprawiedliwy. Karzemy tych, którzy uważają, że sprawiedliwość ich nie dosięgnie. Ale okazujemy łaskę tym, którzy przed nami klękają.
- Biorę odpowiedzialność za grzechy i wyrzekam się swoich pragnień – Hamilton upadł na kolana, patrząc błagalnie to na mnie, to na pająka – Moim jedynym pragnieniem jest poświecić się służbie Moriarty. Niech stanę się żywym przykładem jej łaski.
- Rozumiesz w pełni, co to oznacza? – zapytał sądzący mężczyzna.
- Tak. Porzucę zbrodnicze życie, wiążące się z nim przywileje, wyrzeknę się roli szpiega i prawa do pieniędzy, które otrzymałem od policji. Nigdy nie zdradzę ani nie opuszczę organizacji.
- Hamiltonie, proszę cię, abyś poświecił życie służbie Moriarty – pająk podszedł do oskarżonego – Będziesz bronił naszej organizacji przed wrogami?
- Tak. – szepnął klęczący. Starszy mężczyzna skinął na swych towarzyszy, którzy chwycili na nowo przyjętego mordercę i podnieśli go. Jeden z nich zerwał prawy rękaw koszuli trzymanego, drugi zaś przyłożył do skóry ostrze noża. Powolnym, silnym, ale bolesnym ruchem wyrył w skórze jedną literę – M. Odsunęłam się od ściany i podeszłam do zgromadzonych.
- Okaleczyłeś go – warknęłam, zwracając się do pająka. – Dałeś mi słowo.
- I dotrzymałem go – odpowiedział spokojnie – Nadal żyje.
- Nie ma tutaj informatora. Gdzie on jest? – zapytałam, kierując cały gniew na niby-sędziego. Gwałtownie odwróciłam się do tłumu, patrząc na nich.
- Najwyraźniej nie chce zjawić się na własnym procesie.
- Coś jest nie tak.
- Bez obaw, moja droga. Proces niebawem się rozpocznie.
- Nie ma tu Jima. Ani Iwana. Jak myślisz, dlaczego?
- Jeśli oskarżony się nie pojawi, proces odbędzie się bez niego.
- Nie ma ucieczki przed naszym osądem.
- Zapomnij o tych zdrajcach i posłuchaj. Jim zna konsekwencje nieobecności i mimo to, nie zjawiła się. Nie zamierza odbyć żadnej kary. Proces może zaczekać. My natomiast musimy stąd wyjść.
- Musimy opuścić budynek! – krzyknęłam, przedzierając się przez tłum. Tuż przy wejściu zatrzymali mnie moi ludzie – Przepuśćcie mnie! Z drogi! Dajcie mi przejść! – ogłupiała ze strachu, uderzyłam jednego ze strażników, tym samym wydostając się z budynki. Zaraz za mną uciekł jeden z posłusznych agentów. Trzymając jego dłoń, pociągnęłam go za sobą, chcąc uciec. Oddaliliśmy się zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy za naszymi plecami rozległy się huki strzałów. To była pułapka.
- Chodź. – szepnął agent, tym razem ciągnąc mnie, bym to ja ruszyła za nim. Zerkając za siebie, wykonałam polecenie.
Spokojniejsza, wcielając się w Abigail Dormer, szłam w towarzystwie mordercy, po ulicach miasta, planując kolejny ruch po tak wielkim ciosie dla organizacji. Podczas chwili milczenia, minęła nas kobieta, zerkająca na naszą parę. Obdarzyła mężczyznę przyjaznym uśmiechem, a po chwili zniknęła za rogiem.
- Idź za nią – zwróciłam się do towarzysza – Może okazać się niezwykle przydatna, zwłaszcza po tym cholernym ataku.

Grimalkin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz