14 paź 2016

Od Hope do Jamie

- Zlecenie wykonałaś idealnie, panno Morgan – powiedziała Moriarty, podchodząc do mnie i lekarza. Wow, pochwała, zapewne rzadko będę takowe słyszeć, więc muszę to zapamiętać.
-Tylko nie Morgan, Venom, Venom! - mruknęłam z niezadowoleniem.
 – Od jutrzejszego poranka zajmiesz się śledzeniem Lydii Capaldi, córki Alliego Capaldiego, twórcy kolei łączących Londyn z Manchesterem – dodała, zerkając na ranę postrzałową na mojej łydce- Dziewczynka ma dwanaście lat, jest blondynką o niezwykle jasnych, zimnych błękitnych oczach. Ma bardzo charakterystyczne rysy, na pewno ją poznasz. Nie możesz jej skrzywdzić, jest dla mnie niezwykle ważna. Rozumiesz?
-Rozumiem. - odparłam, dalej obojętnie patrząc się w ścianę. - Nie mam problemu z panowaniem nad żądzą krwi.
Gdy lekarz zacisnął bandaż, przez moją twarz przebiegł lekki grymas bólu, jednak szybko go zamaskowałam.
-Myślałam, że zabicie tej całej Katherine Tourner będzie trudniejsze, bez problemu mogła mnie zabić, a celowała na oślep. - rozmyślałam na głos. - Dodatkowo, gdy stwierdziła, że nie żyję nie odebrała mi broni. To dość podejrzane..
-Owszem, ale teraz skup się na swoim aktualnym zadaniu.
 ***
Z samego rana wyszłam z domu w normalnych ubraniach, czyli po mojemu w glanach, dżinsowych rurkach i czarnej bluzie z kapturem. Skierowałam się w stronę domu małej blondyneczki. Gdy do niego dotarłam,  wspięłam się na spadzisty dach. Po paru minutach z domu wybiegło dziecko, na oko dwunastolatka o blond włosach. Żwawym krokiem ruszyła w swoją stronę. Zeskoczyłam z dachu i bezgłośnie ruszyłam za młodą Capaldi. Kierowała się ku najgorszej części miasta. Że zdziwieniem uniosłam brew. Westchnęłam cicho i nasunęłam kaptur na głowę. Lydia szła niepewnie, co chwilę się rozglądając. Miałam czas, by przyjrzeć się jej dokładnie. Podobieństwo do Moriarty było nieprawdopodobnie, jedyną różnicą było łagodne spojrzenie. Poza tym, dziecko może być ważne dla tej kobiety tylko z dwóch powodów. Pierwszy to przydatność, drugi, ktoś z rodziny. Wniosek? Lidia Capaldi jest córką mojej zleceniodawczyni. Pozostaje tylko pytanie, czy jest to dziecko ślubne, czy efekt uboczny. Moriarty nie nosi obrączki, ale może jej mąż umarł. Tak, czy inaczej, obstawiam opcję drugą, ale kto ją tam wie? Nagle z ciemnego zaułka wyskoczył na oko trochę ponad dwudziestoletni mężczyzna, złapał dziewczynkę i zakrył dłonią jej usta. Dziecko zaczęło się szamotać, ale nie miało szans z dorosłym facetem. Mogłam pozwolić, by blondyneczka została porwana, ale przekaz Moriarty, mimo, iż nie brzmiał dosłownie tak, oznaczał tyle, co chronić za wszelką cenę, choć wspomniała tylko, że ja mam nie krzywdzić niebieskookiej. Prędko wyciągnęłam pistolet i przystawiłam go do tyłu czaszki porywacza.
-Puść dzieciaka, bo stanie ci się coś złego. - wymruczałam cicho.
Ten puścił Lydie. Z tyłu usłyszałam ciche kroki. Zręcznie wyciągnęłam nóż z kieszeni i wbiłam go na wysokości klatki piersiowej drugiego mężczyzny. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk upadającego ciała.
-Chyba coś wam nie wyszło. - szepnęłam i pociągnęłam za spust, tym samym zabijając faceta.
Dziewczynka spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
-K-Kim jesteś? - wydukała, cofając się.
-Nikim ważnym. - odparłam, wyciągając nóż z klatki piersiowej jednego z trupów. - A ty, dlaczego się tu zapuszczasz? To nie okolice dla dzieci.
-Ja... Szukam taty.. Porwano go. - powiedziała cicho córka Moriarty, a w jej oczach zebrały się zły.
-Rozumiem, ale nie powinno cię tu być, mama na pewno się o ciebie martwi. Odprowadzę cię do domu, ale nie możesz nikomu powiedzieć o tym zdarzeniu, to musi zostać tajemnicą, dobrze? - zapytałam.
-Dobrze.
Cieszyłam się, że na początku założyłam kaptur na głowę, bo ani Lydia, ani nikt inny nie zobaczył mojej twarzy. Niebieskooka, pod moim czujnym okiem bezpiecznie wróciła do domu.
***
Weszłam do pokoju, w którym zwykła przesiadywać Moriarty.
-Lydia jest twoją córką. Tajemnicą dla mnie pozostaje, czy jest dzieckiem ślubnym i powód, dla którego oddałaś ją do adopcji. Żaden człowiek, czy łowca nie jest nieśmiertelny. Bez potrafiącego i chcącego zabijać dziedzica, organizacja po twojej śmierci rozpadnie się i wszystkie lata, które jej poświęciłaś pójdą w błoto. Oddając dziewczynę innej rodzinie dałaś jej wybór, który może nie być dla ciebie korzystny.

Mori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz