Oderwałam się od malowania, dopiero, gdy zrozumiałam sens
pytania zadanego przez dziewczynę. Podniosłam się ze stołka, błądząc wzrokiem
po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek, na czym mogły znajdować się kartki.
Poszukiwania zatrzymałam na stoliku, będącym tuż obok mnie, na którym, pod
tubkami z farbą i pędzlami, leżało kilka zmiętych, poplamionych stron. Narzędzie
pracy, które dotychczas trzymałam w dłoni, odłożyłam na paletę, tak, by kolor
na ich włosiu nie wymieszał się z tymi, które zajmowały deskę. Szybkim ruchem,
jednak na tyle spokojnym, by nic nie spadło z płyty stolika, wysunęłam papier
spod przedmiotów. Nie zerkając na strony, rozgarnęłam tubki farb, by znaleźć
wśród nich jeden ołówek. Trzymając komplet w dłoniach, zauważyłam, że każda z
kartek jest częściowo zapisana, a przeczytanie kilku słów, których nie pokryły
krople zaschniętej farby, wystarczyło, bym domyśliła się, że jest to list od
Jamesa, mojego brata, przebywającego w więzieniu. Trudno, panna Morgan będzie
musiała poradzić sobie ze szkicowaniem na poplamionych kartkach, za pomocą
słabo zaostrzonego ołówka. Podeszłam do wciąż siedzącej i obserwującej mnie
dziewczyny.
- Wybacz, panno Morgan, niestety nie udało mi się spełnić wszystkich
twych wymagań. – zwróciłam się do dziewczyny, wręczając jej ubogi zestaw. Nie
czekając na złośliwą odpowiedź, odwróciłam się i, przechodząc nad ciałami
mężczyzn, wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Dla pewności, zablokowałam
klamkę, by rudowłosa nie mogła wydostać się z pokoju. Usiadłam na kanapie, by
móc przejrzeć wiadomości na telefonach komórkowych moich byłych, już nieżyjących
zresztą, towarzyszy. Wiadomości, do których udało mi się odszyfrować hasła
dostępu, zawierały dokładne raporty działań organizacji ostatnich miesięcy.
Policja wiedziała o sfingowaniu śmierci pani Adler, mojej ulubienicy,
uwolnieniu braci Bernett, zabójstwie mojego męża, czy zaginięciu sporych sum pieniędzy
z londyńskich banków. Jednak, ci głupcy, nadal nie dowiedzieli się, że Moriarty
jest tą samą Jamie Oswald, która zajmuje się konserwacją obrazów,
przywiezionych z Londynu.
Rozszyfrowywanie haseł przerwał mi dźwięk przychodzącej
wiadomości. Sięgnęłam po swój telefon i odczytałam tekst przysłany przez
kolejnego pająka. Podstawiona pielęgniarka zajmowała się ranną White i czekała
na dalsze polecenia; pan Theophilus i jego córka spotkali się, przywiązani do
jednego słupa i oczekujący śmierci z rąk moich ludzi, a pani Adler wyraziła
chęć na spotkanie ze mną w celu omówienia planu, co do przypadkowej śmierci jej
męża. Pozostawała jedynie sprawa panny Morgan, która w pokoju obok szkicowała.
Czas to zakończyć.
Podniosłam się i podeszłam do drzwi, by odblokować klamkę.
Po tym, weszłam do pokoju i mimowolnie zerknęłam na dziewczynę, której wyniszczenie
przyświecało jako mój cel. Rudowłosa nadal szkicowała, ale byłam pewna, że
czytała treść listu. Nie zdradzając swoich zamiarów, usiadłam przy fałszywce
Turnera. Ponownie zaczęłam poprawianie tego obrazu.
Skończyłam konserwację, zdjęłam obraz i postawiłam go w
kącie pokoju, by farba mogła zaschnąć. Zerkając na dziewczynę, wróciłam na
wcześniejsze miejsce i zaczęłam porządkować pędzle i tubki farb.
- Twoja przyjaciółka nie żyje – powiedziałam, wycierając
drewnianą płytę, służącą jako paleta – Podano jej zbyt dużą dawkę leku.
Hope?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz