7 paź 2016

Od Jamie do Hope

Oderwałam się od malowania, dopiero, gdy zrozumiałam sens pytania zadanego przez dziewczynę. Podniosłam się ze stołka, błądząc wzrokiem po pokoju w poszukiwaniu czegokolwiek, na czym mogły znajdować się kartki. Poszukiwania zatrzymałam na stoliku, będącym tuż obok mnie, na którym, pod tubkami z farbą i pędzlami, leżało kilka zmiętych, poplamionych stron. Narzędzie pracy, które dotychczas trzymałam w dłoni, odłożyłam na paletę, tak, by kolor na ich włosiu nie wymieszał się z tymi, które zajmowały deskę. Szybkim ruchem, jednak na tyle spokojnym, by nic nie spadło z płyty stolika, wysunęłam papier spod przedmiotów. Nie zerkając na strony, rozgarnęłam tubki farb, by znaleźć wśród nich jeden ołówek. Trzymając komplet w dłoniach, zauważyłam, że każda z kartek jest częściowo zapisana, a przeczytanie kilku słów, których nie pokryły krople zaschniętej farby, wystarczyło, bym domyśliła się, że jest to list od Jamesa, mojego brata, przebywającego w więzieniu. Trudno, panna Morgan będzie musiała poradzić sobie ze szkicowaniem na poplamionych kartkach, za pomocą słabo zaostrzonego ołówka. Podeszłam do wciąż siedzącej i obserwującej mnie dziewczyny.
- Wybacz, panno Morgan, niestety nie udało mi się spełnić wszystkich twych wymagań. – zwróciłam się do dziewczyny, wręczając jej ubogi zestaw. Nie czekając na złośliwą odpowiedź, odwróciłam się i, przechodząc nad ciałami mężczyzn, wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Dla pewności, zablokowałam klamkę, by rudowłosa nie mogła wydostać się z pokoju. Usiadłam na kanapie, by móc przejrzeć wiadomości na telefonach komórkowych moich byłych, już nieżyjących zresztą, towarzyszy. Wiadomości, do których udało mi się odszyfrować hasła dostępu, zawierały dokładne raporty działań organizacji ostatnich miesięcy. Policja wiedziała o sfingowaniu śmierci pani Adler, mojej ulubienicy, uwolnieniu braci Bernett, zabójstwie mojego męża, czy zaginięciu sporych sum pieniędzy z londyńskich banków. Jednak, ci głupcy, nadal nie dowiedzieli się, że Moriarty jest tą samą Jamie Oswald, która zajmuje się konserwacją obrazów, przywiezionych z Londynu.
Rozszyfrowywanie haseł przerwał mi dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam po swój telefon i odczytałam tekst przysłany przez kolejnego pająka. Podstawiona pielęgniarka zajmowała się ranną White i czekała na dalsze polecenia; pan Theophilus i jego córka spotkali się, przywiązani do jednego słupa i oczekujący śmierci z rąk moich ludzi, a pani Adler wyraziła chęć na spotkanie ze mną w celu omówienia planu, co do przypadkowej śmierci jej męża. Pozostawała jedynie sprawa panny Morgan, która w pokoju obok szkicowała. Czas to zakończyć.
Podniosłam się i podeszłam do drzwi, by odblokować klamkę. Po tym, weszłam do pokoju i mimowolnie zerknęłam na dziewczynę, której wyniszczenie przyświecało jako mój cel. Rudowłosa nadal szkicowała, ale byłam pewna, że czytała treść listu. Nie zdradzając swoich zamiarów, usiadłam przy fałszywce Turnera. Ponownie zaczęłam poprawianie tego obrazu.
Skończyłam konserwację, zdjęłam obraz i postawiłam go w kącie pokoju, by farba mogła zaschnąć. Zerkając na dziewczynę, wróciłam na wcześniejsze miejsce i zaczęłam porządkować pędzle i tubki farb.
- Twoja przyjaciółka nie żyje – powiedziałam, wycierając drewnianą płytę, służącą jako paleta – Podano jej zbyt dużą dawkę leku.

Hope?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz