12 paź 2016

Od Michaelangelo do Chihayi

Śmieję się, patrząc na prawdopodobnie brata dziewczyny.
-Niestety nie mogę.- mówię.
-Dlaczemu?- dziewczyna patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
-Chihaya, tak?- pytam.
-Tak...- rumieni się.
-A więc Chihaya, ja wracam teraz do domu.- wyjaśniam i ruszam w stronę swojego samochodu.
-Jadę z tobą.- oznajmia, siadając na miejscu pasażera i zapinając pasy.
-Dobrze.- zgadzam się, bo przecież nie wyciągnę ją z samochodu.
Siadam za kierownicą i jedziemy. W międzyczasie przedstawiam się Chihayi.
Dojeżdżamy do mohej rudery. Chi wysiada z samochodu.
-To się jeszcze nie zawaliło?- dziwi się.
-Sam się zastanawiam, czemu tak się jeszcze nie stało.- mamroczę pod nosem i otwieram drzwi. W nos uderza mnie woń pizzy.
-Angelo?- woła Mikel z kuchni.
-Taa?- pytam, zdejmując kurtkę i wieszając kurtkę Chi.
-Kto przyszedł z tobą?- pyta chłopak.
-Chihaya. Chihaya, to Mikel.- przedstawiam ich sobie, gdy wchodzimy do kuchni.
-Hej mała.- wita ją Mikel, po czym zamyka ją w niedźwiedzim uścisku.
-Udusisz ją, kretynie.- uśmiecham się. Puszcza ją, a ja pytam:
-Zostajesz na pizzę?

Chihaya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz