-Dalej nie wierzę, że z Londynu przeniosłam się do tej dziury. - mruknęłam, idąc pustym chodnikiem, starając się unikać kałuż, które zrobiły się od rzęsistego deszczu.
Wzdrygnęłam się z zimna i postawiłam kołnierz skórzanej kurtki. Mokre włosy oblepiały mi twarz. I to przez to, że rozwaliłam samochód. Bywa. Przystanęłam, wyciągnęłam komórkę i zamówiłam taksówkę. W oczekiwaniu na auto z torby wygrzebałam kostkę Rubika i zaczęłam ją układać. Jako, że nie jestem w tym mistrzynią, skończyłam po minucie. Schowałam kostkę i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu ludzi, na których mogłabym się skupić, jednak jak na złość nikogo nie było. Zaczęłam bezmyślnie wpatrywać się w przestrzeń. Nagle przez ulicę z pełną prędkością przejechał samochód. Oczywiście musiał wjechać w wielką kałużę i mnie ochlapać, tak, jakbym nie była już wystarczająco przemoczona.
-Cholera.
W końcu taksówkarz raczył przyjechać. Usiadłam na fotelu obok kierowcy. Inteligentny mężczyzna, na oko dwudziestoparolatek, który mógłby sporo osiągnąć. Żonaty, ma długowłosego kota o białym futrze. Gra na gitarze. Podałam kierowcy taksówki adres. Jazda przebiegła w milczeniu. Blondyn nie był skory do nawiązywania konwersacji, a mi to odpowiadało. Sprawa, którą miałam rozwiązać nie była jakoś bardzo złożona. Pracownik firmy informatycznej poprosił policję o wyjaśnienie tajemniczego zaginięcia swojego syna będącego kandydatem na następcę prezesa. Byli bezradni, więc zgłosili się do mnie. Zupełnie mnie to nie zdziwiło, inspektor Lestrade nie jest zbyt utalentowanym śledczym. Zatrzymaliśmy się pod biurowcem. Zapłaciłam i wysiadłam z taksówki. Podeszłam do przeszklonych drzwi i podałam ochroniarzowi wizytówkę. Ten skinął głową i bez słowa pozwolił mi przejść. Wytarłam czarne, zupełnie przemoczone balerinki o wycieraczkę. Podeszłam do windy i wcisnęłam przycisk. Czekałam i czekałam. Po pięciu minutach z niechęcią spojrzałam na schody.
-Cudownie. - westchnęłam.
Zaczęłam wspinaczkę na jedenaste piętro. Pokonywałam trzy schodki na raz. W końcu, zdyszana dotarłam na wyznaczone piętro. Uspokoiłam oddech i weszłam do sali konferencyjnej.
-Dzień dobry, pani Harvey. Spóźniła się pani pół godziny. - powiedział mężczyzna siedzący u szytu stołu.
-Darujmy sobie te grzeczności. - warknęłam z irytacją. - Marzłam na deszczu, zostałam ochlapana przez jadący samochód i musiałam wejść na jedenaste piętro po schodach. Wystarczy mi.
-Rozumiem. Pokryję wszystkie koszty dochodzenia, a także dużo pani zapłacę, jeśli wyjaśni pani tę sprawę. - odparł biznesmen.
-Jaka stawka? - zapytałam.
-Sześćdziesiąt funtów.
Prychnęłam.
-Udowodnić panu, że powinnam otrzymać pięć razy tyle? - jak już brać kasę, to pożądnie.
-Śmiało.
-Panie, dlaczego ukrywacie swój romans? Miłość to takie piękne uczucie. - powiedziałam kpiąco.
Kobiety wytrzeszczyły oczy ze zdziwienia.
-Jak pani..?
-Nie ważne. Dalej. Pan ma pewne problemy z alkocholem, czyż nie? A pani, mimo tak wysokiego stanowiska bierze heroinę. Ładnie to tak?
-Wystarczy, pani Harvey. Ma pani zagrarantowaną siedmiokrotną stawkę.
-Dziękuję.
Mężczyzna przedstawił mi fakty. W milczeniu wysluchalam wszystkiego, tylko co jakis czas wtrącając pytanie.
-A teraz do widzenia wszystkim, miłego dnia.
***
Przedzierajac się przez poniedziałkowy tłum, podążałam za pewną blondynką. Wsunęłam rękę do kieszeni kurtki i zacisnęłam dłoń na odbezpieczomym już pistolecie. W końcu kobieta skręciła w bardziej odosobnioną uliczkę. Gdy wystarczająco odsunęłyśmy się od tłumu, odezwałam się, celując w moją nemezis:
-Witaj, droga Moriarty. Czy może raczej Jamie Oswald?
Moja wrogini natychmiast się odwróciła i również wycelowała we mnie z pistoletu.
-Jakże miło widzieć moją drogą przyjaciółkę, witam, pani Holmes.
Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem.
-Co teraz, Moriarty? - zapytałam.
-Ja nigdy nie przegrywam, Elenor. - odparła blondynka.
-Czyżby?
Nagle po moich bokach pojawili się dwaj mężczyźni i z obu stron przystawili mi pistolety do głowy.
-Zapomniałam, że nigdzie nie ruszasz się bez swojej obstawy. - warknęłam, nie opuszczając broni.
Mori? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz