Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów i wróciłam do pracy. Kartka papieru szeleściła pod wpływem styczności z ołówkiem, tworzącym zarys projektu. Działało to na mnie uspokajająco, lubiłam ten dźwięk. Oznaczał, że praca posuwa się naprzód. W końcu po godzinie szkicowania odłożyłam plan na biurko i opuściłam firmę. Godzina szesnasta była dla mnie zbawieniem. Posada architekta z dnia na dzień przynosiła mi coraz mnie satysfakcji.
- Ellen, czekaj! - usłyszałam głos Amy, która gnała na złamanie karku byle mnie dogonić. - Hej, gdzie tak pędzisz?
- Idę do domu, nie chcę się spóźnić na serial - warknęłam niezbyt grzecznie.
- Zapomniałaś o imprezie? - odrzuciła długie złote włosy na plecy.
- Nie lubię tego typu spotkań - rzuciłam na odchodne i rzuciłam się do przodu, zostawiając blondynkę w tyle. Zwolniłam dopiero za rogiem, pewna, że Amy nie przyjedzie do głowy biec za mną. Zaklęłam cicho, zła na siebie. Wczoraj nie zatankowałam samochodu, a rankiem nie miałam na to czasu, toteż do pracy jechałam autobusem. Teraz, gdy jest już ciemno i zimno, zaczynam żałować swojej decyzji. Wtem, gdy kolejny raz skręcałam w mniejszą uliczkę, ktoś dosłownie we mnie wbiegł. Oboje wylądowaliśmy na ziemi.
- Nic ci nie jest? - spytałam, gdy się podniosłam. Wyciągnęłam rękę w stronę dziewczyny.
Allijay?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz