19 lis 2016

Od Felixa do Chihayi

W sumie dzień rozpocząłem w miarę spokojnie, gdyby nie to, iż musiałem wstać o piątej aby zdążyć na samolot do Londynu. Miałem stamtąd jechać do miejsca, w którym mam dokończyć liceum. Wytrzymam ten rok użerania się ze wszystkimi i spieprzam jak najdalej od ludzi. Czasami mam ochotę ich wszystkich wytępić, powystrzelać jak kaczki, albo po prostu ich zabić własnoręcznie. Niestety nie mogę tego zrobić. A szkoda. Lukas wmawiał mi, że tu są ludzie, którzy będą w stanie mi pomóc. Zacząłem się zastanawiać, czy oni mnie tu do psychiatryka nie wysłali. Na szczęście okazało się po dojeździe, że nie. Ale wiem, iż chętnie by mnie zamknęli. Lot nie trwał długo, albo mi się tak wydawało, przez cały czas słuchałem muzyki, nie interesując się niczym dookoła. Kiedy samolot wylądował, wsiadłem w pociąg i ruszyłem do  San Lizele. Nie wiedziałem czego mogę się tam spodziewać. Wiem tylko, że ojciec płaci za mieszkanie i wysyłać mi będzie pieniądze. No tak, czego innego mógłbym się po nim spodziewać... Po dojeździe udałem się do nowego mieszkania. W prawdzie będzie mi teraz dużo łatwiej. Sam, kiedy tylko ze chcę, nikt mi nie będzie przeszkadzał. Jednak czułem, że w tym wszystkim coś nie gra, kiedy wjechałem do tego miasteczka poczułem jak jakaś energia uderza we mnie mocno, przyduszając wręcz. Zignorowałem to odczucie, jednak nasilało się z każdym krokiem zagłębienia się w miasto. Musiałem się przejść, ledwo wszedłem do mieszkania, rzuciłem walizki na środek i poszedłem. Błąkałem się po ulicach miasta, nagle przyszedł mi sms, nie wiedziałem od kogo, numeru nie kojarzyłem. Treść była jasna "Witaj. Czytaj do końca. Spotkajmy się za dziesięć minut przy starym zamku, wiem, że tobie zajmie to kilka sekund ale mi niestety nie. Nie ważne kim jestem, musimy się spotkać.". Tylko tyle było napisane, kiedy chciałem zadzwonić pod ten numer był już nieaktywny, jakby ktoś zniszczył właśnie kartę z numerem. Ni z tego ni z owego poszedłem w miejsce spotkania. Chwilę zajęło mi szukanie gdzie znajduje się ten zamek. Przybyłem tam pięć minut wcześniej, na szczęście nadawca wiadomości również pojawił się wcześniej.
-Witaj Felix. - uśmiechnął się jakiś mężczyzna wychodząc z ciemnego auta.
-Po pierwsze nie Felix. A po drugie kim jesteś i czego chcesz?
-Jak nie Felix?
-Nie nazywam się tak. Odpowiedz. - warknąłem zniecierpliwiony.
-Nie poznajesz mnie? - zapytał nadal się uśmiechając.
Przyjrzałem mu się dokładniej, wysoki facet, postawny, czarne włosy, gdzieniegdzie już posiwiałe. Lekki zarost, garnitur.
-Nie. Nie znam cię koleś. - mruknąłem.
-Ostatni raz mnie widziałeś na urodzinach swojej matki. Nie dziwie się, że mnie nie pamiętasz. - odparł trochę rozczarowany. - Zmieniłeś się. Ale nie po to tutaj jestem. Ja tu tylko przejazdem, miałem przekazać ci tę wiadomość. - powiedział wręczając mi małą kartkę z napisem.
Uważnie przeczytałem treść.
-Przekaż jej, że nie chcę jej znać i lepiej aby się nie pokazywała mi na oczy. - warknąłem, po czym ulotniłem się z miejsca.
Teraz wracałem do siebie, do nowego mieszkania, musiałem iść normalnie, gdyż było zbyt wiele tutaj ludzi. Po drodze wyrzuciłem kartkę za siebie.
-Ej!- krzyknęła jakaś dziewczyna. Odwróciłem głowę w jej stronę. -Nie wolno tak rzucać śmieci na trawę!- zawołała. Na co wzruszyłem obojętnie ramionami.
-Wyrzuć to do śmietnika! - krzyknąłem ruszając dalej, kiedy jednak zorientowałem się, że rozwija papier z wiadomością błyskawicznie znalazłem się obok niej. -Czy mówiłem, żebyś sprawdziła, co na nim jest?- warknąłem. Wyrwałem jej kartkę i wrzuciłem do śmieci.
Dziewczyna w zamyśleniu mi się przyglądała, jednak w końcu obudziła się i powiedziała:
-Wybacz. Nie chciałam.
Wzruszyłem ramionami i oddaliłem się. Teraz miałem jeszcze gorszy humor, bardziej nawet niż zwykle. Nie wiem dlaczego, ale zamiast iść prosto do mieszkania skręciłem w stronę przeciwną. Po chwili znalazłem się przy jakimś lesie, który rozpoczynał się parkiem. Przełączyłem piosenkę, która leciała i zacząłem iść głębiej w las. Nie wiem dlaczego, ale ciągnęło mnie bardziej tam niż do domu. Po głowie ciągle chodziła mi wiadomość od mojej matki. Chciała się mną zająć, no to się trochę spóźniła. Jakieś czternaście lat. W sumie ciekawiło mnie, dlaczego sobie przypomniała, że zostawiła syna z jakimiś debilami. I skąd wiedziała gdzie będę? Pewnie to intryga ojca. Tylko on wpada na takie pomysły. Trochę się zamyśliłem i nie zauważyłem kiedy wszedłem całkiem w las. Dookoła były same drzewa, ale gdzieś w oddali unosił się czyiś głos. Szybko za nim podążałem, aby sprawdzić kto jeszcze łazi po lesie. Trafiłem na małą polankę, niska trawa, rozrzedzone drzewa. Na niej była jakaś dziewczyna rozmawiała z kimś, była to ta sama co chciała sprawdzić kartkę. Oparłem się o drzewo i przyglądałem się co robi. Zorientowałem się, że rozmawia ze zwierzakiem. Nagle usłyszałem wycie, zbyt charakterystyczne aby go nie rozpoznać. Zagwizdałem cicho, a po chwili na polanie pojawił się śnieżnobiały wilk. Oczywiście nie był pozytywnie nastawiony do dziewczyny. Jednak coś go powstrzymywało od rzucenia się na nią i rozszarpania jej, a chciałem to zobaczyć... Znów cicho zagwizdałem, a Sharty instynktownie podniósł łeb go góry i spojrzał w moją stronę, uśmiechnąłem się prawie, że niewidocznie do wilka. Te natychmiastowo ruszył w moim kierunku, jak zobaczyła to dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Zdziwił ją mój widok. a zwłaszcza, że w moją stronę biegł wilk, a ja stałem sobie jak gdyby nigdy nic.
-Uważaj! - zawołała, widząc, że nie uciekam.
Kucnąłem a do mnie przyleciał Sharty, przytuliłem go i wstałem.
-Na co? - zapytałem ironicznie.


Chihaya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz