8 lut 2017

Od Louise do Alexa

Dokładnie tak jak w każdy dzień obudziło mnie słońce. Smugi światła wpadały do sypialni przez ogromne okna, a powstrzymać ich nie zdołały nawet zasłony. Wielokrotnie przystawiałam się do wymiany zielonych, dość starych już firan, na jakieś bardziej pasujące do nowoczesnego wnętrza, ale za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Czułam sentyment do wyblakłego materiału. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, przypominałam sobie pierwsze urządzanie tego mieszkania. Zasłony były jedną z pierwszych rzeczy, które kupiłam za własne pieniądze. Z ociąganiem podniosłam się do pozycji siedzącej, odruchowo przygładzając włosy, zapewne zmierzwione podczas snu. Moje spojrzenie spoczęło na zegarku cyfrowym, wskazującym w tamtej chwili godzinę szóstą trzydzieści. Westchnęłam i zwlokłam się z łóżka, a perspektywa pójścia do pracy, nie wydała mi się w tej chwili zbyt kolorowa. Nie miałam jednak wyboru. Zajmowanie stanowiska w sporej firmie to nie przelewki. Od razu skierowałam swoje kroki ku łazience, skąd wyszłam dopiero pięć minut przed siódmą. Sueno nadal spał, dlatego zdecydowałam się go nie budzić, licząc, że Alex wyprowadzi go, gdy wróci. Dzięki temu zyskałam kilka minut na zjedzenie śniadania. Usiadłszy w kuchni, sięgnęłam po przygotowane przez szatyna tosty i czytając gazetę, pochłonęłam kanapki.
Wiele razy słyszałam gratulacje z powodu faktu, że pracuję w miejscu mocno związanym z tym, co lubię. To miało jednak nie tylko dobre strony. Jeśli trafiliśmy na jakiś gorszy moment, działalność APiR bardziej obrzydzała mi pasję, niż przybliżała mnie do malarstwa. Dziś trafiła mi się nowa klientka, Olivia Simmons prezentowała sobą wzór posągowej urody. Piękna, nieskazitelna twarz i jasne, prawie białe oczy wpatrywały się we mnie z wyższością i zniecierpliwieniem.
- Czyli kiedy zaginął pani obraz? - zapytałam uprzejmie, sięgając po przyniesioną przez blondynkę teczkę.
- W 1940, może 1941 roku. Trudno stwierdzić, wszyscy zainteresowani już nie żyją - uśmiechnęła się bez śladu wesołości.
- Rozumiem. Poza tymi notatkami przesłanymi mi w grudniu nie ma pani niczego więcej? - informacji było bardzo niewiele. Opis obrazu i kilka faktów. Kobieta pokręciła głową. - Próbowała pani może poszukać jeszcze czegoś? Google, książki?
- Nie. Sądziłam, że jeśli wam zapłacę, wy się tym zajmiecie. Ile czasu trwają takie rzeczy?
- Ciągną się nawet latami, ale duża część spraw trwa kilka miesięcy - oparłam się o tył fotelu.
Miałam już dość rozmowy z klientką. Przez kolejne dwie godziny Simmons dręczyła mnie swoimi pytaniami, a kiedy usłyszała jaką prowizję pobieramy od każdego dzieła, prawie zrobiła mi awanturę.
- Biorąc pod uwagę, że rok temu nawet nie wiedziała pani o tym obrazie, zapewniam panią, że jeśli uda nam się go odzyskać, będzie miała pani powody do zadowolenia.
- Czyli nie rozważy pani bardziej... przychylnej ceny?
Westchnęłam cicho, a moja uprzejmość wyparowała.
- Miło było mi panią poznać, pani Simmons, ale obawiam się, że rozmowa dobiegła końca. Nie sądzę, żebyśmy mieli sobie cokolwiek do powiedzenia.
Blondynka podniosła się gwałtownie z krzesła i prawie wybiegła z mojego biura. Widocznie nie była przyzwyczajona do odmowy. Od tamtego spotkania z utęsknieniem wyczekiwałam końca pracy.
Kiedy tylko minęła siedemnasta, chwyciwszy torbę, wyszłam z firmy. Ściana chłodu uderzyła mnie, gdy tylko przeszłam przez szklane drzwi. Na zewnątrz były jedynie trzy stopnie ciepła. Zimne powietrze szczypało mnie w policzki, dlatego poprawiłam sobie szalik, zakrywając sobie część twarzy. Od rana prószył śnieg, a chodnik pokrywała cienka warstwa lodu. Dlatego właśnie z ulgą powitałam widok drzwi do naszego mieszkania. Jedyne czego chciałam to położyć się spać i nigdy nie wstać z łóżka. Weszłam do środka, a po odwieszeniu płaszcza na wieszak, spojrzałam na siedzącego Alexa. Szatyn przyglądał mi się z uśmiechem, a kiedy podeszłam do niego, cmoknął mnie w policzek.
- Jak było w pracy? - spytał, gdy byłam już w kuchni, przygotowując sobie coś szybkiego do jedzenia.
- Znowu pojawił się klient, myślący, że znajdzie swój obraz, zarobi dwa miliony, a my popracujemy za grosze - przewróciłam oczami na wspomnienie Olivii Simmons. - No cóż, mówi się trudno. A ty? Jak tobie minął dzień? - usiadłam na kanapie, zajadając się resztkami spaghetti z wczoraj.

Aleksiej? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz