10 lut 2017

Od Louise do Luciela

Po spędzeniu kilku godzin na sali sądowej miałam zdecydowanie dosyć swojej pracy. Gdy dwójka naszych klientów zaczęła szukać obrazu autorstwa swojego wuja, wiadomym było, że są bardzo zdeterminowani by go odnaleźć. Ostatnio nazwisko ich krewnego stało się niezwykle popularne, szczególnie w kręgach rosyjskich fanatyków sztuki, a jego ostatnie dzieło zostało sprzedane za niecałe trzy miliony. Nic dziwnego, że braciom Crossieux zaczęło jeszcze bardziej zależeć na odzyskaniu malowidła. Problemem stanowiła jedynie obecna właścicielka portretu żony Jérôme'a, która za nic w świecie nie chciała go oddać. Utrzymywała, że kupiła go uczciwie, nieopodal bramy Brandenburskiej, jednak brak jakiegokolwiek potwierdzenia zakupu skutecznie pozbawił ją szans na zatrzymanie dzieła i w ten sposób po raz kolejny nasza firma wygrała sprawę. Było to jakąś rekompensatą po całym tym młynie, który mieliśmy przed rozprawą.
- Lou, idziesz z nami na piwo? - Clarisse zagadnęła mnie, kiedy wychodziłyśmy razem z sądu. La Rue była jedną z niewielu osób w APiR, które miały choć trochę przyzwoitości, by nie rzucać się każdemu do gardła.
Stanęłam na moment, spoglądając na nią.
- Naprawdę dziękuję za zaproszenie, ale... - brunetka przewróciła oczami, gdy tylko zaczęłam mówić i tak jak się spodziewałam, postanowiła mi przerwać.
- ...Ale nie masz ochoty włóczyć się z nami po klubach.
Prawie parsknęłam śmiechem.
- Dokładnie. Przykro mi, ale taka już jestem - wzruszyłam ramionami, a z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Clarisse westchnęła, jakby moja odmowa naprawdę ją zraniła, ale po chwili wyrzuciła ręce w górę, zaśmiewając się radośnie.
- Nara sztywniaro, ja mam zamiar dziś zaszaleć!
Nigdy nie mogłam pojąć, skąd się bierze w niej tyle energii. W firmie była spokojną, przykładną pracownicą, a po godzinach zachowywała się jak jakiś szatan. Pomachałam jej na pożegnanie i skierowałam się ku przystankowi autobusowemu. Samochód przyjechał po kilkunastu minutach, a ja z ulgą klapnęłam na siedzenie. Na zewnątrz zaczęło padać, a ja założywszy słuchawki zaczęłam słuchać muzyki. Najchętniej zakopałabym się w pościeli i przespała cały wieczór i noc, nie myśląc już ani razu o rozprawie. Jednak, gdy tylko przymknęłam powieki, przed oczami widziałam zapłakaną twarz właścicielki obrazu. Jej pełne wściekłości spojrzenie, które wbijała we mnie, gdy sędzia wygłaszał wyrok. Wzdrygnęłam się mimowolnie.
W mieszkaniu byłam już dwadzieścia minut później i gdy tylko przekroczyłam próg, ruszyłam do łazienki. Potrzebowałam zmyć z siebie cały dzisiejszy stres. Przebrana w ciemne dresy i jasną, wręcz białą bluzkę wyciągnęłam z komody płótna i farby, a następnie z lekkim znudzeniem zaczęłam jeździć pędzlem po czystej powierzchni.
Pracę przerwało mi pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi zaskoczona, bo odwiedziny w tego typu apartamentowcach nie było czymś pospolitym. Ludzie woleli spędzać czas w swoich mieszkaniach, nie marnując czasu na zacieśnianie sąsiedzkich więzi. Moje zdziwienie zwiększyło się w chwili, gdy okazało się, że "gościem" jest wysoki brunet, najzwyczajniej w świecie nie pasujący do obrazu mieszkańca takiego miejsca. Oparłam się o futrynę, krzyżując ręce na piersi. Istniał cień szansy, że mężczyzna jest łowcą, a ja nie miałam ochoty ułatwiać mu wejścia do środka i prostego zabicia mojej osoby.

Luciel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz