26 mar 2017

Od Aleca do Koyori

Wsłuchałem się w słowa Koyori o jej bracie. Jakbym widział Lauren. Też nigdy się mnie nie słucha, zawsze robi to co według niej samej jest słuszne, nawet gdy obiecuje, że tym razem postąpi zgodnie z moim zamysłem. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że to ona częściej prawi mi kazania niżeli ja, jako jej straszy brat. Widocznie taki charakter.
Spojrzałem na torbę dziewczyny, skąd wystawała maleńka głowa fretki, wpatrującej się we mnie swoimi czarnymi, lśniącymi oczkami. Uśmiechnąłem się, gdy dziewczyna popatrzyła w to samo miejsce.
-Ach. Całkowicie zapomniałam, że Kohi jest w torebce - dziewczyna pokręciła głową zaciskając w uśmiechu usta, głaszcząc zwierzątko po główce - To mój towarzysz na dobre i na złe, jeśli można ją tak nazwać. Coś w rodzaju dobermana, psa obronnego na każdego - wzruszyła ramionami.
Przetarłem czoło, na którym pojawiły się kropelki zimnego potu. Zamrugałem oczami, próbując wyostrzyć przez to obraz, który przed chwilą mi się rozmazał. Nie zauważyłem jak dziewczyna mruży oczy, wpatrując się we mnie badawczo. Wyszczerzyłem się szeroko, dając jej znak, że wszystko w porządku.
-Myślałem, że fretki są z natury przyjaźnie nastawione.
-Owszem. Kohi jest kochana, o ile nie zbliży się do niej żaden nieznajomy. Znam ją i wiem, że czasem lubi pozostawić pamiątkę po sobie na palcu drugiego człowieka - stworzenie wychyliło się bardziej z torby, wąchając nosem powietrze i wdychając zapewne zapach nieznanej jej osoby. Uniosłem ręce do góry w geście mówiącym, że nie zamierzam jej nic zrobić. Dziewczyna zachichotała cicho, przechodząc na miejsce stojącej przed nami staruszki. Widocznie nawet w małym miasteczku, do apteki chodzą tłumy jak w Londynie.

Koy zakupiła leki przeciwgorączkowe, opowiadając mi o wczorajszym wieczorze, napominając o chorym rodzeństwie. Kiwałem głową, odpowiadając na jej pytania oraz dodając kilka swoich przeżyć z wczoraj, gniewnej siostrze i nocy z filmem.
Dziewczyna odeszła od kasy, pakując zakupione leki do torby obok swojego pupila. Sam poprosiłem o coś przeciwbólowego, licząc na znajomość lekarstw aptekarki. Czułem coraz większy dyskomfort z powodu ręki, która zaczynała nieprzyjemnie piec. Odwróciłem się, podchodząc do dziewczyny, która niespodziewanie zadała mi pytanie, na które musiałem wymyślić odpowiednią odpowiedź. A raczej kłamstwo.
-A ty z jakiego powodu trafiłeś do apteki? - poprawiła torbę na ramieniu, spoglądając na moją twarz.
Uniosłem do góry oczy, patrząc na nią rozbieganym spojrzeniem.
-Siostra prosiła mnie abym zrobił zapas czegoś co byłoby w stanie zatrzymać migreny. Nieprzyjemne w tym wieku, w szczególności gdy ma się tyle nauki. A oprócz tego skończyły nam się bandaże, woda utleniona... mówię ci, nieprzygotowani do niczego - skłamałem, patrząc na białe opakowania i próbując w tym samym czasie odciągnąć od siebie nakładającą się myśl o ręce. Wyszliśmy z apteki, stając obok wejścia, z którego to wychodziła i wchodziło więcej ludzi.
-Daleko masz auto? - spytałem, gotując się na kolejne pożegnanie, nie chcąc jej zatrzymywać w związku z jej bratem.
-Nie aż tak daleko. Parę kroków, zresztą od zawsze lubiłam spacery, więc nie sprawia mi problemu to - pokręciła głową, dziękując mi.
Uniosłem kąciki ust w uśmiechu, który jednak po chwili szybko zniknął. Zakręciło mi się w głowie i to zmusiło mnie do podparcia się dłonią o ścianę budynku. Kilka kosmyków moich czarnych włosów opadło mi na twarz. Przełknąłem ślinę, próbując wziąć do płuc czyste powietrze, które jednak teraz wydawało mi się gorące i zatykające. Przeszedł mnie dreszcz, gdy zmarszczyłem czoło, opierając się tym razem całym barkiem o zimną powierzchnię.
-Wszystko w porządku? - niewyraźne słowa Koyori doszły do mnie jak zza ściany. Nie byłem w stanie podnieść wzroku. Jedyną rzeczą jaką pozwalało mi zrobić ciało to zamknięcie oczu jakby ta jedyna rzecz miała mi pomóc. Jednak to pytanie poszło w niepamięć.
-Chyba... - z trudem wydusiłem z siebie, czując jak moją rękę, od nadgarstka do klatki piersiowej przeszywa ból i cierpnięcie - Chyba nie...

Koyori?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz