26 mar 2017

Od Koyori do Aleca

- 38 stopni... - powiedziałam, sprawdzając termometr. Westchnęłam, machając nim w powietrzu. - A mówiłam ci, byś nie wchodził do tej rzeki, bo zachorujesz? Ale niee! Bo wielki Aoi jest odporny na wszystko! - zaczęłam marudzić, przy ostatnim zdaniu udając głos mojego brata. Czarnowłosy odwróciłam tylko głowę w drugą stronę, skutecznie unikając mojego zdenerwowanego wzroku. - Przecież wiesz, jak łatwo zachorować, gdy będąc wilkiem, masz mokre futro, a powietrze jest zimne. - powiedziałam, gładząc go po głowie. - Dobrze przynajmniej, że twoja wychowawczyni do mnie zadzwoniła i kazała mi ciebie zabrać ze szkoły... - wyznałam, odkładając termometr obok białego kubka z wizerunkiem wilka. Popatrzyłam na niebieskookiego, na którego już się wdrapała Kohi. Obecnie siedziała na dwóch łapkach, na czubku jego głowy. Zaśmiałam się, wstając z łóżka dwunastolatka.
- Gdzie idziesz? - spytał, zabierając fretkę ze swojej głowy. Popatrzyłam na niego, poprawiając sobie kołnierz od czarno-różowej koszuli.
- Kupie ci coś na tę gorączkę i może jakieś witaminy... Wątpię, byśmy mieli coś w domu. Do tego kupiłabym może nowego pluszaka dla Kohi, bo stary jest trochę rozszarpany - wyznałam, podchodząc do niego i czochrając mu włosy. Wyszłam z jego pokoju, kierując się w stronę zasuwanych drzwi, które oddzielały całe drugie piętro od schodów. Zeszłam po nich, jednocześnie przepuszczając Kohi, która zapewne chciała już wejść do mojej torby. Po chwili już wkładałam swoje czarne buty na koturnie oraz ciemną kurtkę. Zgarnęłam z półki swoją torbę, przewieszając ją sobie przez ramię i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Skierowałam się w stronę Gina, zajmując miejsce kierowcy, a obok na drugim siedzeniu położyłam torbę z Kohi w środku, która zaraz z niej wyszła, by pooglądać widoki za oknem.

- Co powiesz na takiego króliczka? Jest mały, słodki i w ogóle - powiedziałam do Kohi, przykładając jej do noska owego pluszaka. Fretka powąchała go, natychmiastowo chowając się w torbie. Wynurzyła się z niej, trzymając w pyszczku swojego misia. Westchnęłam, odstawiając królika na półkę. - Mam ciebie dość. To już był dziesiąty pluszak, którego odrzuciłaś. Dlaczego nie możesz zrozumieć, że Pan Puffu już nie nadaje się do użytku? - zaczęłam do niej mówić, szukając wzrokiem jeszcze jakichś pluszaków. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie na moją towarzyszkę, która dalej trzymając misia, patrząc się na coś. Podążyłam jej wzrokiem, trafiając na kolejnego pluszaka. Ten jednak był większy, miał kształt pieska z oklapłymi uszkami i był w łatki. Wzięłam go do ręki, uważnie oglądając. Ma groszki w środku... Powinno dobrze się nim rzucać, jednak materiał...
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że wytrzyma maksymalnie miesiąc? Gdzie Pan Puffu ma prawie rok - wyznałam, spoglądając na fretkę niepewnym wzrokiem. Ta tylko intensywnie się we mnie wpatrywała, na co ja w końcu się poddałam. Skierowałam się w stronę kasy, chcąc wziąć tego pieska. Po chwili już kierowałyśmy się do apteki, w której powinnam dostać coś na gorączkę dla brata.
- To jak go nazwiemy? Pluto? - spytałam Kohi, patrząc na jej reakcję. Kiwnęła przecząco głową, trzymając ucho pluszaka w pyszczku. - Łatek? - dałam jej kolejną propozycję, na którą raczej się zgodziła, bo zaczęła ocierać się o pieska. Zaśmiałam się, stając w kolejce w środku apteki. Niby małe miasteczko, jednak kolejka po leki dosyć długa. Westchnęłam, opierając dłoń o biodro i zakładając kosmyk włosów za ucho. Z kolejki wyszła jakaś starsza pani z dwójką bliźniaków. Wciągnęłam powietrze nosem, wyczuwając od nich woń spalenizny. Czyżby rodzinka feniksów? Uśmiechnęłam się, gdy mnie mijali. Aoi nie powinien być zły, jeśli się spóźnię...
- Zbieg okoliczności? - nagle usłyszałam przy swoim uchu. Odwróciłam się do tyłu zaskoczona, spoglądając na Aleca, na co się uśmiechnęłam.
- Alec... - powiedziałam, stając do niego przodem. Chłopak również się uśmiechał, jednak wyglądał trochę słabo. Zamrugałam kilka razy oczami, spoglądając na niego niepewnie. - Przyszedłeś tu po coś? - spytałam, łapiąc za ramiączko od torby.Zapewne Kohi zaraz z niej wyskoczy...
- Właściwie, to tak... Nie najlepiej się czuję i potrzebuje coś przeciwbólowego... - powiedział dosyć niepewnie. Popatrzyłam na niego zmartwionym wzrokiem.
- To coś poważnego? - od razu zapytałam. Alec uśmiechnął się, uspokajając mnie gestem ręki i mówiąc, że to nic wielkiego. Znowu nabrałam powietrza przez nos, czując krew. Krew?
- A ty, po co tu jesteś? - spytał, przez co musiałam odłożyć moje rozmyślania o krwi na później.
- Mój brat zachorował. Nie posłuchał mnie i postanowił pomoczyć stopy w takiej jednej rzeczce w lesie. 38 stopni i leży w łóżku. W domu nic nie mamy, więc oto tu jestem - wyznałam, na koniec lekko rozstawiając ręce na boki. Alexander pokiwał głową, kierując wzrok na moją torbę. Spojrzałam w tym samym kierunku, zauważając wystającą głowę fretki.

<Alec?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz