1 kwi 2017

Od Elli do Williama

Straciłam wątek po trzecim odcinku. W międzyczasie zdołałam podłączyć telefon, dzięki czemu mogłam odczytać wszystkie wiadomości Deana. Większość zawierała pytanie, czy żyję, potem wyzwiska i na koniec prośbę, bym odezwała się, kiedy wrócę do świata żywych. Westchnęłam ciężko.
wszystko ok. praca. jak Pep?
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast.
nadal szukam wyłącznika, prawie pogryzła jakiegoś dobermana. na razie umieramy.
Uśmiechnęłam się ciepło.
Po chwili przyszło także zdjęcie Pep, rozciągniętej na łóżku Deana.
dla mnie nie ma miejsca 
Prychnęłam. Dean uwielbiał Pepper.
Will rzucił mi pytające spojrzenie.
- Napisałam do Deana. Żeby nie myślał, że jednak umarłam i dostaje moje graty.
- Nie rozumiem, dlaczego dał ci się tak zapracować. Zna cię dłużej, powinien zareagować - mężczyzna szturchnął mnie palcem w ramię.
Przewróciłam oczami. Oddałam szturchnięcie, tyle że mocniej.
- Auć. Widać, że ci przechodzi - mruknął pocierając ramię.
Wyszczerzyłam się w uśmiechu.
- Szybko dochodzę do siebie, jeśli tylko poświęcę sobie trochę uwagi. Co do Deana, faktycznie, znamy się długo. On wie, jak ja funkcjonuję. To nie pierwszy taki raz.
Przeciągnęłam się nieco, nie omieszkując kopnąć przy tym Willa.
- Dziwne, że jeszcze żyjesz. Założę się, że to wina psa. Inaczej zaległabyś przed komputerem na wieki - prychnął.
Roześmiałam się.
- Masz mnie. Pepper to prezent od Deana. Kupił mi ją, kiedy znalazłam się w szpitalu, bo byłam zbyt zmęczona, by zauważyć jadące auto. Dzięki niej nawet kiedy pracuję, muszę robić sobie przerwy, by wyprowadzić ją na spacer i nakarmić.
- Wpadłaś pod auto? Współczuję kierowcy.
Szturchnęłam go jeszcze mocniej.
- Nie takie rzeczy się robiło. Mam ładną kolekcję blizn. Chcesz zobaczyć? - poruszyłam sugestywnie brwiami.
Will jęknął teatralnie.
- Proszę nie.
- Z takim nastawieniem zostaniesz prawiczkiem do końca życia - rzuciłam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok jego miny.
- Czekam na tę jedyną - mruknął.
- Niestety, Williamie, ale muszę cię rozczarować. Hiyori nie istnieje naprawdę.
Posłał mi mordercze spojrzenie. Tymczasem House diagnozował kolejny przypadek.
- Sądzisz, że to toczeń? Może wreszcie się sprawdzi. Albo ten guz mózgu, to hipoteza w każdym odcinku - mruknęłam, przerywając ciszę.
- To nigdy nie jest toczeń. Pamiętam ten odcinek, facet ma padaczkę i nieodpowiednie leki.
- Nie spoileruj!
Przewrócił oczami, widząc moje oburzenie.
- Widziałaś wszystkie odcinki.
- Ale tego nie pamiętałam. Psujesz zabawę. Nieładnie.
- I kto tu psuje zabawę. Nie pozwolisz mi nawet zrobić dobrego żartu - wydął wargi.
Parsknęłam śmiechem, unosząc się, by poczochrać mu włosy.
- Błagam cię, Will, to było tak nie w twoim stylu, że pijanej nastolatki byś na to nie nabrał. Nie umiesz flirtować, co dopiero udawać, że chcesz kogoś przelecieć.
- Nie jestem aż taki zły - mruknął bez przekonania.
- Tak, tak, oszukuj się dalej. Współczuję twojej przyszłej kobiecie. Będzie się musiała napracować.
Dogryzanie sobie nawzajem stało się między nami równie naturalne, co między mną i Deanem. Czasem go to drażniło. Dotychczas był dla mnie jedynym tak bliskim przyjacielem. Miewałam znajomych, ale trzymałam ludzi na dystans. Z Willem pozwoliłam sobie na coś poza zwykłą znajomością, może dlatego, że był półbogiem i mogłam być pewna, że nawet jeśli Dean lub ja przyniesiemy ze sobą jakieś niebezpieczeństwo, nie będzie on w beznadziejnej sytuacji.
Zasnęłam, w połowie kolejnego odcinka, zwijając się w kulkę. Rzadko sypiałam z kimś w łóżku.
Obudziłam się dopiero następnego dnia. Will spał w przedziwnej pozycji i nie poruszył się nawet, gdy zwlekłam się z łóżka. Jak najciszej pozbierałam swoje szpargały. Po drodze napotkałam Ernesta, więc przystanęłam na moment, by kota pogłaskać. Nie czułam się szczególnie dobrze, ale prowadzić już mogłam. Zostawiłam Willowi karteczkę z podziękowaniem i mizernie narysowanym serduszkiem. Serio, nawet to mi nie wychodzi. Jak można być tak kompletną lamą w rysowanie.
Wyszłam z mieszkania, cicho zamykając za sobą drzwi. Podjechałam do Deana, budząc go i zabierając mu zadowoloną i trochę podtuczoną Pepper.
***
Spotkaliśmy się dopiero kilka dni później, gdy znowu byłam zdrowa, a Will zdecydował się zaryzykować wyjście z nami do pubu. Znajdował się w tej samej dzielnicy, co Czerwona, ale kilka ulic dalej. Zamówiliśmy piwo i przez dłuższy czas wykłócałam się z Deanem o to, czy powinien załatwić sobie psa czy nie.
- Nie umiałbym się dogadać z nowym psem. Kompletnie nie nadaję się na właściciela.
Trzepnęłam go w ramię.
- Gdybyś wreszcie miał swojego zwierzaka, przestałbyś podkradać mi Pepper.
- To ty mi ją podrzucasz!
Usłyszałam stłumiony śmiech i rzuciłam Willowi mordercze spojrzenie.
- Przychodzisz do mojego mieszkania o piątej nad ranem i bębnisz w drzwi tylko po to, by zabrać mojego psa na spacer. Znajdź sobie dziewczynę, Dean.
- Nie miałbym co wtedy zrobić z tobą. Myślisz, że jakbym jej wytłumaczył naszą relację zwykłej śmiertelniczce?
- Normalnie, to jest moja była, w zasadzie to tylko się przyjaźnimy. I nic więcej nie trzeba.
Dean uniósł jedną brew.
- Zapomniałaś chyba o części, "Polujemy razem na potwory" i "Może ci w szczegółach wyjaśnić jakim gównianym facetem byłem".
- O tym drugim mogłabym napisać referat. Esej nawet - wyszczerzyłam się we wrednym uśmiechu. 

Will?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz