16 cze 2017

Normality is a paved road: It's comfortable to walk, but no flowers grow.

KONTAKT: fugitiveraven@gmail.com, Fugitive Raven (Howrse)

Ezequiel St. Claire- Varcas

25 lat | Mężczyzna | Jeździec bez głowy
Głos: Zayde Wolf
Opis: Mężczyzna urodził się 9 lipca 1992 roku w Los Angeles. Jego matka była w połowie Hiszpanką i Holenderką o amerykańskim obywatelstwie, stąd doskonale zna te języki, bowiem przez całe życie używali trojga w domu i poza nim. Ojca widział tylko na jednym zdjęciu pamiątkowym, zrobionym na wycieczce w Meksyku, gdzie zginął. Irlandczyk pozostawił mu w spadku dodatkowe nazwisko w dowodzie, majątek, a również specyficzny, celtycki akcent. Czasami ciężko go zrozumieć, zwłaszcza, jak jest czymś podekscytowany, albo mamrocze coś pod nosem właśnie przez ten dość znaczący gen.
   Już w bardzo młodym wieku matka chłopca odkryła u niego mnogość jego talentów. Poczynając od umiejętności artystycznych, jakich uczył się wręcz błyskawicznie, a kończąc na ścisłych, czy humanistycznych, Ezequiel wydawał się być "cudownym dzieckiem" zesłanym jej przez "niezwykły los". Po ukończeniu drugorzędnego secondary school w miejscu narodzin, natychmiast został zapisany do najlepszej klasy w High School Thomasa Jeffersona w Bostonie. Porzucając kolegów ze szkolnych ławek, musiał przystosować się z życia wraz z nimi w ciepłej Kalifornii z palmami do znacznie innych warunków atmosferycznych w Bostonie. Odbiło się to znacznie na jego podejściu do kompletnie innych ludzi; zaczął wszystkich wokół siebie trzymać na bezpieczny dystans, nie pozwalając nikomu zanadto się do siebie zbliżyć. Nie oznaczało to jednak, iż odpychał nowych znajomych, wręcz przeciwnie; bawił się z nimi na domówkach, chadzał na wagary, buntował tak, jak każdy normalny nastolatek. Natomiast gdyby ktoś trzeci zapytał któregokolwiek z paczki o to, co on tak naprawdę lubi, albo w co wierzy- żaden z nich nie byłby w stanie na to wówczas odpowiedzieć, bo nigdy po sobie tego przy nich nie okazywał. Po tak wspaniałym wykształceniu, jakie zdobył dotychczas, jego studia były z góry założone- Harvard. Skazany na sukces studiował na raz medycynę, prawo, a w tym i sztuki artystyczne, jak grafika, malarstwo czy rzeźba. Po wykładach chadzał do szkoły muzycznej w tamtym czasie, zdając regularnie egzaminy z wiolonczeli, gitary elektrycznej, skrzypiec czy perkusji. Oprócz tego matka bardzo naciskała na to, aby poznał trud jeździectwa, fechtunku, podstawowych sztuk walki czy władania bronią palną. Wracał wtedy bardzo późno, a więc z braku czasu na życie społeczne został zepchnięty poza margines kampusu jako outsider, co mu wcale nie przeszkadzało. Miał w końcu wystarczająco dużo czasu na to, aby dokonać tych wszystkich rzeczy.
   Ale kim on tak naprawdę był? Wydawałoby się, że skoro miał zapewniony cały świat dla siebie, to był z tego w jakiś szczególny sposób zadowolony niczym pan albo władca. Stanowił przecież obiekt westchnień wszystkich dziewczyn, rówieśnicy zazdrościli mu czarnego, lśniącego chevroleta camaro z 69', a nauczycieli czy wykładowców potrafił ugłaskać wymyśloną formułką, a nawet poprawić w przypadku błędu. Nic bardziej mylnego. Owszem, był wdzięczny za wszystko, co dostał, ale czuł wewnętrzny niedosyt. Głód. Wiecznie spełniał oczekiwania otoczenia. Wymagali od niego, aby stał się najlepszym uczniem z niekończącymi się laurami, czy stypendiami, to się stał. Zapraszała go stara paczka na imprezy, to z nimi pił. Czuł się przez to niczym jakieś popychadło, kompletne bezguście. Nie to, że nie potrafił wybrać, czy podjąć samodzielnych decyzji. Sam nie wiedział, czego tak naprawdę pragnął od życia i było to dla niego najbardziej męczące. Z tego powodu całkowicie zawiódł na samym finiszu wszystkich; dołączył do zespołu rockowego, którego tournée obejmowało nie tylko Stany, ale też Europę. To sześć miesięcy wydawało mu się całkowicie oderwanych od czegokolwiek, co przeżył do tamtego momentu. Ćpał przed wyjściem na scenę. Śpiewał na kompletnym haju, brzdękając przy tym na swojej ukochanej gitarze elektrycznej, a nastolatki piszczały na jego widok. Pomiędzy koncertami udawało mu się zwiedzać miejsca, do jakich witali od Lizbony w Portugalii, a kończąc na Moskwie w Rosji. Ścigał się tam na nielegalnych wyścigach ulicznych, zdobywając coraz to nowsze, szybsze samochody. Raz prawie schwytała go policja w Paryżu. Legendarne zakończenie tej mało ambitnej kariery przypadło na koncert w Rzymie, gdzie spadł ze sceny po przedawkowaniu i właściwie wszyscy widzieli go ostatni raz jako Eda St. Claire'a, lidera zespołu Drug Guns. 
   Jeżeli ktoś myślał, że to był jego definitywny koniec z depresją w wynajętym mieszkaniu niedaleko Rzymu, to ponownie grubo się pomylił. Ezequiel dopiero zaczynał. Spalił drugi, fałszywy dowód osobisty, powrócił do naturalnych włosów z jaskrawego blond do brunatnego brązu, a co więcej; stał się jeźdźcem bez głowy. Jak on tego dokonał? Powrócił do miejsca narodzin, a na odwrocie pamiętnej fotografii jeszcze przed zamachem odnalazł współrzędne geograficzne miejsca zamieszkania jego ojca w Irlandii. Wyruszenie tam było już podpisaniem paktu z diabłem, ale młodzieniec jeszcze o tym nie wiedział. W międzyczasie poznał ciekawe osoby płci pięknej, które stały mu się znacznie bliższe w toaletach na lotnisku. Wyruszył potem autostradą w celu przeszukania domku wiejskiego na przedmieściach Dublina. Odnalazł tam osiemnastowieczną szablę, a także rząd jeździecki z tym samym, wypalonym znakiem czaszki. To tam znalazł list, który nosi do dziś na piersi w butelce, skryty w kieszeni długiego do ziemi płaszcza. W nim Francis Varcas oświadcza o jego spadku nie tylko materialnym, ale również magicznym. Stanowi skryty testament, jaki miał odnaleźć kiedyś w swoim marnym życiu. Stać się przez niego kimś, kto będzie godny nosić brzemię po ojcu, tak, jak on po dziadku, a dziadek po pradziadku i tak ponad tysiąc lat wstecz, aż po pierwszego, celtyckiego dullahana z karym rumakiem, toporem do odrąbywania głów oraz tą przeklętą szablą przy pasie. Czy mogło być coś bardziej odwracającego życie o sto osiemdziesiąt stopni? Owszem, nagła śmierć matki. Kobieta zmarła na rzadki rodzaj raka mózgu, jaki potrafił dopaść zarówno małe dzieci, jak i dojrzałych dorosłych. Na łożu śmierci czuła się winna jego gwałtownego upadku, a przede wszystkim tego, iż pozwoliła mu odnaleźć to, co za wszelką cenę chciała przed swoim Aniołkiem ukryć: prawdę, co kosztowała jego ojca życie. "Nie musisz robić dokładnie tego, co oni, Ez. Od tego są przecież łowcy, czy antynadnaturalni.". Wiedział o tym, aczkolwiek mimo to nadal pragnął dorosnąć do swoich prawdziwych korzeni. Poczuć ogień, jaki płonął w jego żyłach od tylu lat nieznany, zakopany pod stertami książek, instrumentów, czy jeszcze innych rzeczy. Nie stanowiło to jego celu życia, raczej ciekawość w poznawaniu siebie, jakiej nigdy tak naprawdę nie dokonał.
   Zakochawszy się w zielonych pagórkach Irlandii, postanowił wbrew logice osiedlić się w San Lizele w Wielkiej Brytanii. Zamieszkał w jednej z urokliwych, ceglanych kamienic, jakie znalazł porośnięte bluszczem na mało odwiedzanej uliczce. Dalej znajdowała się już tylko wieś, gdzie wykupił działkę i postawił na niej czerwoną szopę dla swojego pierwszego w życiu, własnego wierzchowca z rodowodem. Ciągnęło go do tego miasta od dłuższego czasu, na początku sam nie wiedział czemu. Dopiero po przeczytaniu pierwszej księgi o swojej rasie pojął, że to właśnie tam czuł jedno z większych źródeł niegodziwości. Miał przecież być psem myśliwskim Sądu Ostatecznego, tym, który wymierza kary śmierci za grzechy najgorszym z możliwych, bezlitosnych morderców. Naukowo rzecz ujmując; po prostu ma wysoki poziom empatii, dzięki któremu jest w stanie wyczuwać słabość na kilometry. Oddziela z łatwością innych psychopatów od ofiar tak bezwiednie, jakby oceniał ceny produktów w supermarkecie. Przyłapując się na tym stojąc w kolejce, czuje obrzydzenie zmieszane z fascynacją. Z jednej strony potępia się za tak zwierzęce instynkty, a z drugiej stanowiąc własny przedmiot badań, przypatruje się sobie, jak bakteriom pod mikroskopem. Żyjąc już całkowicie samotnie na świecie, zaczął patrzeć na siebie inaczej w lustrze, niż dotychczas. Teraz był patologiem pracującym w prosektorium w centrum miasta, udzielającym cennych wskazówek Agencji, a także administracji sądowej. Dla sąsiadów stanowi miłego gościa, do jakiego można podejść po cukier, albo podrzucić dzieciaka na dwie, trzy godziny, bo akurat rodzice jadą do kina obejrzeć jakiś kryminał, a nie mają z kim go zostawić. Zazwyczaj dzieci czują do niego ogromny szacunek. Stają się bardziej albo zlęknione, albo potulne w jego obecności, gdy wyczuwają jego aurę, stąd nie ma z nimi większych problemów. Jeżeli natomiast chodzi o jego instynkt rodzicielski, to nadal go w sobie usilnie poszukuje, nie mogąc za nic znaleźć. Bierze się to prawdopodobnie z jego dzieciństwa, w którym zabrakło wzorca ojca, jego natury, a przy tym i wykonywanej profesji magicznej, czy zawodu. Wymagają one od niego posiadania wyjątkowo silnej psychiki, inaczej nie wytrzymałby presji ani w pierwszej, ani w drugiej. Dochodzi do tego skłonność do podejmowania często ryzykownych decyzji; Ezequiel nie należy do ludzi, jacy się wahają. Staje pod drogowskazem i nawet jeżeli nie podjął uprzednio decyzji o kierunku podróży, wymyśla go w przeciągu sekund. Z tego wychodzi jego ogromna spontaniczność pomimo takiego wykształcenia, czy wychowania na krótkiej smyczy. Jest bardzo wymagający dla siebie, więc co dopiero dla drugiej osoby. Stanowi harmonijne połączenie kulturalnego jegomościa do sztywnej pogawędki w pracy, kolesia, jakiego poznasz w barze, a jednocześnie chłodną maszynę do zdobywania celów, czy zabijania.
 Jest to mężczyzna mierzący 185 centymetrów wzrostu o greckich, prostych rysach twarzy. Dobrze zbudowany, posiada wspaniałe mięśnie, a dzięki nim odpowiednią siłę, szybkość, czy gibkość. Ma ciemno orzechowe oczy, które mocno kontrastują z jego dość bladą karnacją, jak i prześwitami blond pasemek w kasztanowych tonach podczas przeczesywania przez niego włosów palcami. Ślady po dość nieczystej przeszłości... Nie ma zbytnio krzaczastych brwi, chyba, że odechce mu się golić, ścinać włosy; ogólnie zadbać o siebie w ciągu dwóch tygodni. Jasne, pełne wargi dość często wykrzywia w rozmaite grymasy przypominające jego uczucia. Przed przemianą zazwyczaj ma na sobie eleganckie ubrania, jak wyprasowana, biała koszula, a na to tweedowa marynarka, proste, czarne spodnie i skórzane buty. Po przemianie, kiedy jego koń płonie, on sam jedynie przywdziewa dawne stroje wiktoriańskie za sprawą magii.

Pupil: Van Gogh

Stosunki: 

  • Danique St. Claire - matka, kochał ją całym sercem.
  • Francis Varcas - ojciec, nie zdążył go zobaczyć na oczy, ale mimo to od zawsze odczuwał potrzebę poznania go, tęsknoty za nim.
  • Myrthe Smith - pierwsza kochanka, o dziwo nadal co jakiś potrafi do niej zadzwonić i się z nią umówić.
  • Blair Tacher - prawdziwy przyjaciel, razem ukończyli liceum i studia w Ameryce, potem Blair został jego przełożonym w prosektorium.
  • Alex Fosher - kumpel poznany podczas gry w pamiętnego bilarda, Ez był mu winny dwieście dolców, co po tygodniu spłacił.
  • Luciel Merch - o dziwo skądś kojarzył typa.
  • Coleen Diane Caillte - czytał bajki tej autorki dzieciom sąsiadów. W pewnym sensie się w niej zauroczył, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy przy rozdawaniu przez nią autografów w pobliskiej bibliotece miejskiej, ale nadal nie miał okazji spotkać się z nią na osobności. Teraz są ze sobą w oficjalnym związku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz