16 cze 2017

Od Louise do Alexa

Czasami zastanawiam się, czy nie mam przypadkiem problemów z agresją. Już drugi raz w ciągu tego tygodnia miałam ochotę strzelić czymś w kobietę, która dzieliła ze mną biuro. Była nowa, jednak w ciągu tego krótkiego czasu zdążyła obrócić swoją połowę pomieszczenia w prawdziwe pobojowisko, którego poziom bałaganu przewyższał nawet ten pozostawiony po wojnie. Papierki walały się po podłodze, niektóre zwinięte w kulki, a inne po prostu rzucone w kąt. Ołówki leżały na teczkach i ilekroć dziewczyna próbowała coś znaleźć, spadały na podłogę, a do moich uszu docierała symfonia cichych brzdęków.
Uderzałam nerwowo w kierownicę samochodu, mając dość również korków, które tworzyły się na ulicach San Lizele w godzinach szczytu. Mój pech, że mieszkałam właśnie w centrum.
Zazwyczaj wracałam do domu autobusem albo pieszo, jednak po wczorajszej sytuacji z Alexem, wolałam wsiąść do swojej osobówki i zaparkować tuż przed wejściem do wieżowca. Ostrożności nigdy za wiele, w tej sprawie musiałam zgodzić się z matką.
Zaciskając palce na torbie z laptopem, wysiadłam pospiesznie z auta i żwawym krokiem skierowałam się ku drzwiom, a następnie równie szybko nacisnęłam guzik windy. Jednak w pełni bezpieczna poczułam się dopiero, kiedy przekroczyłam próg mieszkania.
W powietrzu unosiła się ta swojska mieszanka woni wanilii i świeżo zmielonej kawy, która niezmiennie napełniała mnie spokojem. Buty i kurtki były na swoim miejscu, a kiedy Sueno przybiegł mi na powitanie, uznałam, że wszystko jest w porządku. Żaden ze scenariuszy, które nasuwały mi się podczas pracy nie spełnił się.
- Cześć - przywitałam partnera uśmiechem i odłożywszy torbę na krzesło, pochyliłam się nieznacznie, by cmoknąć go w policzek. - Mam nadzieję, że coś zjadłeś.
Uniosłam brwi, nie zauważając nigdzie żadnych talerzy, które byłyby dowodem, że Alex zdążył cokolwiek sobie przygotować.
- Nie byłem specjalnie głodny - wzruszył ramionami, widząc moje pełne dezaprobaty spojrzenie.
- W takim razie biorę się za kurczaka - westchnęłam cicho. - Na ostro czy tradycyjnie?
- Jak chcesz - wstał od stołu i podszedł do mnie, zabierając z moich rąk saszetkę z przyprawą.
- Co ty robisz?
Nagle na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.
- Pomogę ci.
- A-ale... powinieneś odpoczywać - spróbowałam wyrwać mu niewielki pakunek, ale niestety byłam za niska.
- Odpoczywałem cały dzień, no dalej, co mam robić? - ponaglił mnie, a ja po chwili uśmiechnęłam się lekko.
- Przynieś patelnię.

Aleksiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz