4 cze 2017

Od Koyori do Jamesa

- Aoi! Schodzisz na dół czy nie?! A może ci pomóc?! - zawołałam w stronę schodów.
- W zakładaniu kąpielówek?! Chyba podziękuje! - od razu się oburzył. Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową, po czym zeszłam z jednego schodka, kierując się na wprost. Sprawdzę, czy mamy wszystko. Ze względu na to, że dzisiaj było tak gorąco, a ja z bratem się nudziliśmy… Postanowiliśmy wybrać się nad jezioro niedaleko domu, które kiedyś znalazł Aoi podczas swoich wilczych wędrówek. Powinnam mu to ograniczyć. Nie chcę, by coś mu się stało, jak tej dziewczynce z wiadomości. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić życia bez mojego braciszka. Gdy stwierdziłam, że wszystko mamy bardzo ładnie spakowane, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Wejdź Glen! - zawołałam w stronę holu. Wiedziałam, że to on, i tak miał przyjść i pójść z nami. Kątem oka zobaczyłam, jak Kohi przemyka z czerwonego narożnika przez korytarz do drzwi, przez które wchodzi się do przedpokoju, by pójść do garażu, piwnicy lub ogólnie wyjść z domu. Stała na dwóch tylnych łapkach, ruszając główką, by tylko rzucić się na chłopca, gdy ten wejdzie. Tak jak podejrzewam, gdy ten otworzył drzwi, fretka od razu na niego skoczyła, jednak miękko wylądowała w jego ramionach. Znowu się zaśmiałam, kręcąc głową na boki. Chyba za często go widziała. Niedługo stwierdzi, że ja i Aoi jej nie wystarczamy i będzie ciągle podążać za Glenem.
- Dzień dobry, Koyori – przywitał się, wchodząc już z moją towarzyszką. Odpowiedziałam mu kiwnięciem głowy. - Jeszcze nie gotowi? - spytał. Westchnęłam, zakładając ręce na boki.
- Aoi ma problem z nałożeniem kąpielówek, ale nie chce się do tego przyznać. Weź idź i mu pomóż może, bo mnie od razu wygania – powiedziałam. Chłopiec pokiwał głową, lecz gdy się odwrócił, to za nim stał już mój brat.
- Problem, tak? Przepraszam bardzo, ale z której strony? - od razu zapytał, przybijając żółwika ze swoim przyjacielem. Znowu się zaśmiałam. Niemożliwy jest. Wzięłam swoją torebkę na ramie oraz jedną z większych siatek, która była zapakowana po brzegi. Mimo tego, że to jezioro nie jest zbyt daleko, to wolałabym co chwilę się nie wracać do domu po jakieś rzeczy. Podałam czarnowłosemu drugą siatkę, jednak o wiele lżejszą od swojej. Po jakiś pięciu minutach już znajdowaliśmy się na dworze, powoli idąc w stronę lasu.
- Koko, nie jest ci za gorąco? - spytał Aoi, mówiąc to podejrzliwym głosem. Spojrzałam w dół na to, jak jestem ubrana. Miałam na sobie czarne trampki na rzepy, białe stopki, czarne dżinsowe szorty, koszulę na krótki rękaw w czerwono-czarną kratkę, a pod tym czarny podkoszulek z dekoltem. Pewnie chodziło mu o to ostatnie. Rzadko się zdarza, bym chodziła tak ubrana. Chociaż może mieć też na myśli to, że mam na sobie dosyć dużo czarnego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dziękuje, braciszku, że się tak o mnie martwisz. Jest mi idealnie ciepło, nie musisz się martwić – odpowiedziałam mu, na końcu przymykając oczy. Jednym uchem usłyszałam cichy śmiech Glena. Zignorowałam to, jednak sama też się zaśmiałam. Po jakichś dziesięciu minutach wędrówki i słuchania rozmów chłopców na temat szkoły, w końcu dotarliśmy nad jeziorko. Promienie słońca odbijały się w tafli wody, przez co całe aż błyszczało. Niedaleko znajdował się jeszcze pomost.
- Kto ostatni ten zgniłe jajo! - krzyknął Aoi, szybko zdejmując z siebie buty i bluzkę, po czym zaczął biec w stronę wody. Glen pognał natychmiast za nim. Pokręciłam głową, schylając się do torby i wyciągając z niej kocyk, który zaraz rozłożyłam. Położyłam na nim swoją torbę.
- Jak wyjdziecie, to posmarujcie się kremem! - zawołałam do chłopców, którzy już zaczynali siebie podtapiać. Nie jestem pewna, czy mnie usłyszeli, ale niech będzie… Rozprostowałam się, wyciągając ręce w górę. Jeszcze się schyliłam po fretkę, po czym ruszyłam wokół jeziora. Lepiej spojrzeć, czy nie ma w pobliżu jakiegoś nieproszonego gościa. Aoi lubi czasem sobie pływać w formie wilka.
- Kohi, wypatruj wszystko, co podejrzane – powiedziałam do mojej towarzyszki, która znalazła sobie miejsce na moich ramionach. Co jakiś czas patrzyłam tam, gdzie się rozłożyliśmy. Jak nic sobie nie zrobią, to będzie cud. Zaczęłam węszyć w powietrzu. Sam wzrok i słuch nie zawsze wystarcza. Gdy przechodziłam między drzewami zupełnie po drugiej stronie zbiornika wody, coś wyczułam. Taka…spalenizna, ogień. Gdzieś niedaleko.
- Jest tu ktoś? - spytałam. Maksymalnie się wyciszyłam i skupiłam, nie mogę się tak łatwo teraz rozproszyć. Po jakimś czasie nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, oprócz czyjegoś mruknięcia. Czyli jednak.
- Halo?! Kto tu jest?! - podniosłam głos. Lepiej, by ona szybciej mi odpowiedziała. Wolałabym uniknąć zmiany w wilka, by ją pogonić czy przestraszyć. Gdy już znowu miałam coś powiedzieć, z między drzew ktoś wyszedł.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam męski głos. Przede mną stał dosyć wysoki facet z kruczoczarnymi włosami i błękitnymi oczami. Wzięłam wdech przez nos. To od niego tak śmierdziało spalenizną… Przyjrzałam się jego sylwetce. Stał prosto, zwrócony był w moją stronę, jednak jego ręce znajdowały się z tyłu. Zmrużyłam oczy, podejrzanie to wygląda… Równocześnie usłyszałam, jak Kohi cicho warczy. Spojrzałam na nią kątem oka. Nastroszyła swoją sierść, ukazując swoje ząbki. Uspokoiłam ją ruchem dłoni. Wpatrzyłam się w nieznajomego czarnowłosego.
- Kim ty jesteś? - spytałam, opierając dłoń na biodrze i przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.

James?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz