Pokręciłam przecząco głową. Powstrzymałam Jamesa przed kolejnym krokiem, skupiając jego wzrok na sobie.
- Nie dasz rady. Zmienię się w wilka, usiądziesz na mnie i tak cię
przeniosę. Może wtedy jestem i mniej bezpieczna, jednak mam bardziej
wyostrzone zmysły – powiedziałam do niego. Spojrzał w moje oczy,
widziałam w nich zdeterminowanie i lekkie zdenerwowanie. Wiedziałam…
Jest zły, że wróciłam. Jednak ja… nie mogłam go tak zostawić. - Proszę –
szepnęłam, mając nadzieję, że jednak da sobie spokój. Nawet gdyby się
nie zgodził, ja bym ciągle nalegała. W końcu stanął, wzdychając.
Potraktowałam to jako zgodę. Natychmiastowo przemieniłam się w brązowego
wilka, stając przed nim bokiem. Nastawiłam uszy na baczność. Muszę być
przygotowana do ucieczki w każdej chwili. Zwłaszcza że będąc tak, jestem
bardziej podatna na śmierć… Nie wiem, czy to dobrze, że rodzice
opowiadali mi o tych możliwościach śmierci wilkołaków. Poczułam, jak
James na mnie powoli siadał. Był ciężki, nie powiem, że nie. Powoli
ruszyłam do przodu, uważnie się rozglądając. Nie mogę niczego przegapić.
Po jakiejś minucie zobaczyłam, jak w moją stronę biegła Kohi.
Uradowałam się na jej widok, oj tak. W tym lesie, oprócz ludzi w formie
wilka, żyją też normalne, choć tak naprawdę mało osób o nich wie, z
wiadomych przyczyn, przynajmniej dla mnie. A moją fretkę zawsze mogło
coś zaatakować, jak właśnie taki zwierz, lis czy sowa. Gdy moja
towarzyszka była odpowiednio blisko, skoczyła, odbijając się od mojego
pyska i lądując na głowie. Czułam, jak wygodnie się na nim ułożyła,
zwijając w kłębuszek. Moja mała słodka… Po kilku minutach stałam już na
skraju lasu, wpatrując się w mój dom. Biały piętrowy dom z garażem,
ciemniejszym dachem, metalowym ogrodzeniem i podwórkiem nie wyglądał
podejrzanie. Jednak oprócz drzwi głównych prowadziły do niego wejścia
przez garaż, taras oraz piwnicę, gdzie to ostatnie zwykle było
zamknięte, jednak… Dosyć chuda osoba zawsze mogła wejść przez okno bez
szyby. Kiedyś wybił ją Aoi, rzucając piłką i od tamtego czasu ponownie
się tam nie pojawiła. Widziałam, jak czarnowłosy od czasu do czasu
ostrożnie zerkał przez okno. Dodatkowo ogrodzenie nie obejmowało całego
domu. Z tyłu po lewej stronie było miejsce nie ogrodzone, przez które
można było wejść, przedzierając się przez wysoką trawę, w której kryły
się różne stworzenia. Jednak wolałabym nie ryzykować, idąc na około.
Dlatego wcześniej poprosiłam brata, by automatycznym pilotem otwierał i
zamykał wszystkie zamki. Posłuchał, gdyż zaraz boczna furtka się
otworzyła. Natychmiastowo wyszłam z lasu, dosyć szybkim krokiem idąc w
jej stronę. Będąc już na posesji, przeszłam jeszcze przez główne drzwi,
tym sposobem wchodząc do przedpokoju, z którego prowadziła droga do
garażu i wiecznie zimnej piwnicy. Gdy Glen otworzył mi drzwi na wprost,
znowu przez nie przeszłam, kierując się w prawą stronę, jednak zaraz
skręcając w lewo i znowu w lewo. Trzeba będzie skorzystać z pokoju
rodziców… Lekko ślizgałam się po podłodze, jednak nie dawałam tego po
sobie poznać. Najpierw ważniejsze było zdrowie Jamesa. Stanęłam bokiem
do dwuosobowego łóżka, które jak zwykle było świeżo pościelone. Na
ścianach rządził biały kolor, jak w większości domu, a podłogę pokrywały
ciemne drewniane panele. W pokoju, oprócz miejsca do spania, znajdywała
się szafa wstawiona w ścianę oraz komoda obok niej, na której ustawione
były fotografie, głównie przedstawiające mnie, brata i rodziców. Gdybym
była wyższa, to mogłabym nawet dostrzec na tym warstwę kurzu. Jakoś nie
lubiłam odwiedzać tego pokoju… Za dużo wspomnień.
James?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz