15 cze 2017

Od Koyori do Jamesa

Pokręciłam przecząco głową. Powstrzymałam Jamesa przed kolejnym krokiem, skupiając jego wzrok na sobie.
- Nie dasz rady. Zmienię się w wilka, usiądziesz na mnie i tak cię przeniosę. Może wtedy jestem i mniej bezpieczna, jednak mam bardziej wyostrzone zmysły – powiedziałam do niego. Spojrzał w moje oczy, widziałam w nich zdeterminowanie i lekkie zdenerwowanie. Wiedziałam… Jest zły, że wróciłam. Jednak ja… nie mogłam go tak zostawić. - Proszę – szepnęłam, mając nadzieję, że jednak da sobie spokój. Nawet gdyby się nie zgodził, ja bym ciągle nalegała. W końcu stanął, wzdychając. Potraktowałam to jako zgodę. Natychmiastowo przemieniłam się w brązowego wilka, stając przed nim bokiem. Nastawiłam uszy na baczność. Muszę być przygotowana do ucieczki w każdej chwili. Zwłaszcza że będąc tak, jestem bardziej podatna na śmierć… Nie wiem, czy to dobrze, że rodzice opowiadali mi o tych możliwościach śmierci wilkołaków. Poczułam, jak James na mnie powoli siadał. Był ciężki, nie powiem, że nie. Powoli ruszyłam do przodu, uważnie się rozglądając. Nie mogę niczego przegapić. Po jakiejś minucie zobaczyłam, jak w moją stronę biegła Kohi. Uradowałam się na jej widok, oj tak. W tym lesie, oprócz ludzi w formie wilka, żyją też normalne, choć tak naprawdę mało osób o nich wie, z wiadomych przyczyn, przynajmniej dla mnie. A moją fretkę zawsze mogło coś zaatakować, jak właśnie taki zwierz, lis czy sowa. Gdy moja towarzyszka była odpowiednio blisko, skoczyła, odbijając się od mojego pyska i lądując na głowie. Czułam, jak wygodnie się na nim ułożyła, zwijając w kłębuszek. Moja mała słodka… Po kilku minutach stałam już na skraju lasu, wpatrując się w mój dom. Biały piętrowy dom z garażem, ciemniejszym dachem, metalowym ogrodzeniem i podwórkiem nie wyglądał podejrzanie. Jednak oprócz drzwi głównych prowadziły do niego wejścia przez garaż, taras oraz piwnicę, gdzie to ostatnie zwykle było zamknięte, jednak… Dosyć chuda osoba zawsze mogła wejść przez okno bez szyby. Kiedyś wybił ją Aoi, rzucając piłką i od tamtego czasu ponownie się tam nie pojawiła. Widziałam, jak czarnowłosy od czasu do czasu ostrożnie zerkał przez okno. Dodatkowo ogrodzenie nie obejmowało całego domu. Z tyłu po lewej stronie było miejsce nie ogrodzone, przez które można było wejść, przedzierając się przez wysoką trawę, w której kryły się różne stworzenia. Jednak wolałabym nie ryzykować, idąc na około. Dlatego wcześniej poprosiłam brata, by automatycznym pilotem otwierał i zamykał wszystkie zamki. Posłuchał, gdyż zaraz boczna furtka się otworzyła. Natychmiastowo wyszłam z lasu, dosyć szybkim krokiem idąc w jej stronę. Będąc już na posesji, przeszłam jeszcze przez główne drzwi, tym sposobem wchodząc do przedpokoju, z którego prowadziła droga do garażu i wiecznie zimnej piwnicy. Gdy Glen otworzył mi drzwi na wprost, znowu przez nie przeszłam, kierując się w prawą stronę, jednak zaraz skręcając w lewo i znowu w lewo. Trzeba będzie skorzystać z pokoju rodziców… Lekko ślizgałam się po podłodze, jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Najpierw ważniejsze było zdrowie Jamesa. Stanęłam bokiem do dwuosobowego łóżka, które jak zwykle było świeżo pościelone. Na ścianach rządził biały kolor, jak w większości domu, a podłogę pokrywały ciemne drewniane panele. W pokoju, oprócz miejsca do spania, znajdywała się szafa wstawiona w ścianę oraz komoda obok niej, na której ustawione były fotografie, głównie przedstawiające mnie, brata i rodziców. Gdybym była wyższa, to mogłabym nawet dostrzec na tym warstwę kurzu. Jakoś nie lubiłam odwiedzać tego pokoju… Za dużo wspomnień.

James?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz