Podniosłam się z pozycji leżącej na siedzącą. Nie byłam przyjaźnie
nastawiona do jego pomysłu… Martwię się o jego rękę. Nie jest
wilkołakiem, nie regeneruje się szybciej, tak jak my i nawet nie wiem,
za ile ta ręka będzie u niego na tyle sprawna, by ją używać. Ach,
anatomia człowieka jest tak bardzo dla mnie niezrozumiała… Mogłam
bardziej uważać na lekcjach biologii… Spojrzałam w jasne oczy mężczyzny
mimo tego, że w moich nadal świeciły łzy.
- A jak łowczyni dopadnie ciebie, za nim ostrzeżesz swoją siostrę? -
zapytałam z poważnym wyrazem twarzy. Nie wiem, czemu zależało mi na jego
bezpieczeństwie. Po prostu tak jakoś… Czarnowłosy odwrócił głowę w
stronę ściany po jego prawej stronie.
- Wiesz… Siostra jest ważniejsza – odpowiedział, kątem oka na mnie
spoglądając. Spuściłam głowę w dół, czując, jak coś pcha mi się na nogi.
Kohi ewidentnie chciała mnie pocieszyć, choć chyba sama niezbyt
wiedziała, jak się do tego zabrać. Musnęłam palcami jej głowę, a ona
przymknęła oczka. Głęboko westchnęłam, podnosząc się z łóżka. Gdy
stanęłam na swoje nogi, poczułam, jak fretka wskakuje mi na ramiona,
zatapiając pyszczek w moich włosach.
- No skoro tak… - szepnęłam, idąc w stronę drzwi od sypialni. Spojrzałam
za siebie, gdzie niebieskooki już wstawał z materaca. Otworzyłam pokój,
wychodząc z niego i jeszcze wycierając łzy z oczu. Pewnie Aoi i tak
mnie słyszał zza ściany, jednak… wolałabym stwarzać pozory, że nic mi
się nie stało. Na szczęście chłopcy siedzieli u brata na górze, a nie na
dole, co ułatwiało mi… chyba teraz wszystko.
- Na pewno dobrze się czujesz? Bo jak nie to… - znowu zaczęłam mówić w
stronę Jamesa. Ten tylko spokojnie ruszył aktualnie swoją drugą ręką.
- Dam radę. W końcu to rękę mam unieruchomioną, a nie nogę – powiedział,
delikatnie się uśmiechając. Skinęłam głową, zostawiając ją w dole i
przeszłam w prawo do kuchni, która jednocześnie była połączona z
jadalnią i salonem. Przeszłam między narożnikiem a wiszącym telewizorem i
podeszłam do drzwi tarasowych. Otworzyłam je, robiąc miejsce, by
czarnowłosy mógł przez nie wyjść.
- Z tyłu jest niezagrodzona część z polem. Uważaj, bo mogą w niej być
niebezpieczne stworzenia, choć na ogół jest tu bezpiecznie. Zaraz obok
jest droga żwirowa, możesz iść wzdłuż niej i dojdziesz do miasta,
obojętnie którą stroną – wyjaśniłam mu pokrótce, wychodząc za nim na
szary bruk. Skinął głową, odwracając się w moją stronę.
- Dzięki – powiedział, po czym odszedł w swoją stronę. Wymusiłam całą
swoją wolę, by zaraz nie pobiec za nim. Przymknęłam oczy, wracając do
domu, zamykając drzwi i kierując się w stronę krętych schodów, na
których szczycie jest duży pokój czarnowłosego dwunastolatka.
James?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz