19 lip 2017

Od Elli do Williama

Westchnęłam.
- Pomyślmy - mruknęłam niechętnie.
- Ale może przenieśmy się na kanapę, tu jest twardo.
Myślenie zajęło nam kilka dobrych godzin. Wyszliśmy z niczym, bo każdy pomysł, który został podany przez któreś z nas, zostawał natychmiast obalany przez następne - czy to z powodu zbyt dużego ryzyka, liczby przeciwników, zbyt małej ilości broni.
Dean wyszedł, zabierając ze sobą Basila. Stwierdziliśmy, że tam będzie trudniej go znaleźć. Łowca przystał na plan niechętnie, rzucając w stronę mojego brata mordercze spojrzenia. Will został, tego się zresztą spodziewałam. Dużo się ostatnio działo.
Leżałam z głową na jego kolanach, wyciągnięta na kanapie. Delikatnie gładził moje włosy, wcześniej je rozpuszczając. Wolał je takie, a ja nie protestowałam.
- Baz był podejrzanie spokojny - powiedziałam cicho, zamyślona.
Zamknęłam oczy, czując tylko dotyk na kosmykach moich włosów.
- Nic dziwnego. Wataha musi być dla niego jak rodzina. A teraz jeszcze jest zdany na osoby, którym nie ufa, ani nawet nie lubi.
Otworzyłam oczy, unosząc brwi i patrząc prosto w oczy Willa.
- Powinien być nam wdzięczny za to, że mu pomagamy. Sporo ryzykujemy.
William uśmiechnął się ciepło. Kochałam ten uśmiech, chociaż wciąż wydawał mi się trochę zbyt naiwny. Chciałam go chronić.
- Co się takiego stało, że tak go nie znosisz, Ellie?- spytał.
Przewróciłam oczami. Podniosłam się, tym razem zwalając się na Willa całym ciałem. Ujęłam jego twarz w dłonie.
- Powiem ci  - uśmiechnęłam się najładniej jak tylko umiałam.
Pocałowałam go lekko, po czym odsunęłam się, zeskakując na podłogę, tym samym znajdując się poza zasięgiem jego rąk.
- Ale będziesz mi musiał opowiedzieć o sobie. Wymiana.
Spoważniałam.
- Bo tak naprawdę to nic o sobie nie wiemy. Nie znamy swoich rodzin, mało co wiemy o przeszłości.
Will też patrzył na mnie poważnie.
- Rozumiem. To byłoby dobre, gdybyśmy wiedzieli więcej. I uczciwe.
Skinęłam głową.
- Mogę zacząć. I nie musisz mówić mi tego dzisiaj, Will. Nie wszystko jest łatwe do wyznania, wiem o tym.
Odchrząknęłam nieco zakłopotana. Podreptałam z powrotem do kanapy i usiadłam, po mnie Will. Wdrapałam się na jego kolana, szukając bliskości. Nie chciałam też patrzeć mu w oczy, więc oparłam policzek na jego piersi.
- Moi rodzice są wilkołakami. Porzucili mnie i Basila gdy byliśmy mali. Może nie tyle porzucili, co podrzucili. Oddali nas babci, ale ta nie bardzo chciała się nami zajmować. Wychowywaliśmy się na ulicach, nikt się o nas nie troszczył, ale mieliśmy przynajmniej siebie. Zdarzało się, że nie jadłam, że nie miałam gdzie spać, gdy staruszka zapominała o zostawieniu otwartych drzwi. A potem umarła i zostaliśmy przekazani do Domu Dziecka. Basil był wtedy świetnym bratem, pilnował mnie, uspokajał, miałam wtedy spore zaburzenia psychiczne.
Uśmiechnęłam się do siebie, do własnych wspomnień.
- Śpiewał mi nawet kołysanki. Obiecywał, że nigdy mnie nie zostawi, że nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić. Powtarzał uparcie, że jak trafimy do jakiejś rodziny, to razem. A potem odszedł. Wróciła po niego wataha rodziców. Mnie nie chcieli wziąć. Ale on z nimi poszedł. Byłam zawiedziona, przerażona i samotna. Ale potem zjawił się Marcus, mój adopcyjny ojciec. Zadbał o mnie. Potem był Dean, Cale i teraz jesteś ty - dotknęłam ustami linii jego szczęki.
- Poznasz kiedyś Marcusa. Powinniście się polubić - uśmiechnęłam się.
Wtuliłam się w Williama. Nie powiedziałam mu o hakerstwie, bo za bardzo go kochałam. Gdyby wiedział, naraziłabym go na niebezpieczeństwo. 

Will?
Wystarczająco fluffowato?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz